Każdego dnia na email i facebook otrzymuję wiele pytań na temat nęcenia, taktyki, zanęt, glin i wszelakich rozwiązań, które mają przyczynić się do sukcesu na zawodach. Wiadomości nieraz są tak obszerne i skomplikowane, że trudno mi je pojąć, nie mówiąc już o rozsądnej odpowiedzi. Jednak kiedy widzę, że ktoś szuka drogi na skróty, najczęściej odpowiadam, iż nie chcę wcielać się w rolę wróżbity, czy cudotwórcy.
Osobiście mogę polecić i podpisać się tylko pod tą taktyką, która na określonym łowisku, w określonych warunkach, przyniosła mi dobry rezultat. By móc taką opracować potrzeba, albo odpowiedniego doświadczenia, albo dobrej znajomości łowiska. Nie przez przypadek to „miejscowi” zazwyczaj robią najlepsze wyniki.
Jako zawodnik, który niemal co tydzień rywalizuje na innym łowisku, musiałem zaadaptować zdolność „czytania wody”. Nie ukrywam, że tą umiejętność pierwotnie nabyłem od mojego Mistrza Zbyszka Milewskiego.
Pewnie część osób myśli, że Zbyszek uczył mnie na zasadzie „zrób tak, tak i tak i będzie dobrze”. Oczywiście, że tak nie było! Bezmyślne przyswajanie konkretnych rozwiązań nie ma działania długofalowego. Tym co zawdzięczam Zbyszkowi w największym stopniu, jest to, że pozwolił mi poznać swoją wędkarską filozofię. Innymi słowy podglądając Zbyszka nauczyłem się myśleć podobnie jak On. Dzięki temu nasza współpraca nad wodą jest łatwa, lekka i przyjemna.
A teraz do konkretów.
W tym miejscu zaznaczę, że zawsze kiedy mówię o proporcjach odnoszę się do litrów, a nie kilogramów.
Kiedy zanęta stanowi więcej niż 50 % objętości mieszanki, glina tylko ją dociąża lub nadaje smużących właściwości. Ten system w naszych warunkach sprawdza się głównie na drobne ryby, które lubią aktywną chmurę zanętową. Oczywiście zdarzają się wyjątki. Z tych, które ja znam, będzie nim np. rzeka Elbląg. Na tym łowisku mieszanka, w której dominuje zanęta, to bardzo często fundament, bez którego nie ma mowy o dobrym wyniku.
Wyjściowa mieszanka na wszystkie łowiska, w których ryby dobrze reagują na zanętę, a my chcemy je długo w niej utrzymać.
W tym zestawieniu zadaniem gliny najczęściej jest nie tylko dociążenie mieszanki, ale przede wszystkim nadanie jej formy podania na dnie. Kule z ciężką gliną zamienią się w zwarte stożki, a z lekką stworzą plamę, uwalniając dla ryb całą swoją zawartość.
Moja najbardziej „bezpieczna” proporcja. Wynika to z jej uniwersalności, bo zawiera w sobie sporo zanęty, a jednocześnie pozwala podawać większą ilość przynęt. Jest bezpieczna na start, kiedy nie mamy pewności co do preferencji leszczy, płoci czy krąpi. Bardzo często sprawdza mi się na łowiska z populacją średnich i większych ryb. Te zazwyczaj dobrze reagują na wyraźnie wzbogacone zanętą kule, zawierające większą ilość „mięsa”.
Kiedy łowię odległościówką jest to najczęściej stosowany przeze mnie system nęcenia wstępnego.
Jałowe mieszanki na trudne łowiska, w których największą rolę odgrywa ilość i podanie jokersa z ewentualną domieszką innych przynęt. Zadaniem zanęty jest jedynie wzbudzenie zainteresowania ryb jej smakiem i aromatem.
Podawanie samej gliny z robakami, to często skuteczny sposób na większe i bardzo ostrożne ryby w łowiskach poddanych skrajnej presji. Ponadto może sprawdzić się w wodach z dominacją płoci, wówczas kiedy chcemy wyselekcjonować leszcze. Płocie prawie zawsze chcą zanęty i ciężką glinę z jokersem mogą całkowicie ignorować.
W opisanych wyżej mieszankach dominuje znaczenie gliny, co jednocześnie jest charakterystyczne dla naszych polskich łowisk. Znaczenie to szerzej opisałem w artykule o glinie wędkarskiej w spławikowym wyczynie.
W moim doświadczeniu ukształtowało się przekonanie, że z rybami jest trochę jak z ludźmi. Wiedząc, że wieczorem będziemy uczestniczyli w wystawnym bankiecie, cały dzień potrafimy nic nie jeść. Kiedy na starcie kolacji pojawia się przed nami aromatyczne i smakowite danie, wygłodniali zajadamy je na tyle szybko, że nasz mózg nie nadąża z informacją zwrotną – wystarczy!
W efekcie mając pod nosem łatwy dostęp do smakołyków, szybko przejadamy się. To na co jeszcze godzinę wcześniej rzuciliśmy się bez opamiętania, przestaje nas interesować. A z czasem intensywny zapach i widok objętości kolejnych dań na stole, może nas zwyczajnie męczyć. Mając możliwość zmiany stołu, na ten z delikatnymi przekąskami, pewnie byśmy z tego skorzystali.
Ryby w czasie bankietu (zawodów) ten stół (pole nęcenia) mogą zmienić w każdej chwili… I z tej możliwości często korzystają!
Dlatego w wędkarskiej rywalizacji tak ważne są ilości i podanie. Im precyzyjniej trafimy w oczekiwania pokarmowe ryb, tym prawdopodobnie dłużej pozostaną w naszym zasięgu.
Jest łatwiejszy do ustalenia, a trudniejszy w praktycznym przygotowaniu. W tym przypadku możliwość podejrzenia „jak to ma być” u fachowców jest bardzo cenna.
Taką konsystencję najczęściej przygotowuję do stworzenia tzw. dywanu, czyli pola nęcenia, na którym będą gromadziły się ryby. Innym jej zastosowaniem może być cel szybkiego ich zwabienia.
Kule z takiej mieszanki formuje się dość trudno i mozolnie, wymagają wielu uciśnięć. Ich zadaniem jest dotrzeć do dna (niekoniecznie w całości), gdzie następuje szybki „wybuch” i uwolnienie ich zawartości. W takiej mieszance co do zasady podaje się niewiele robaków, tak aby nasza przynęta haczykowa nie musiała konkurować z dużą ilością tych zanętowych, swobodnie rozsypanych na dnie.
Opisałbym ją w ten sposób: łatwo formuje się z niej kule, które jednocześnie bez kłopotu dają się rozetrzeć do pierwotnego sypkiego stanu.
Stosuję ją wówczas, kiedy w łowisku nie chcę robić niepotrzebnego zamieszania – obłoku zanętowego (np. by nie wabić drobnych ryb). Kule z takiej mieszanki nie zalegają na dnie, tylko w zależności od jej spoistości, wolniej lub szybciej zamieniają się w zanętowe stożki.
Charakteryzuje się wyraźnym przesyceniem wodą i wynikającą z tego lepkością. Formowane z niej kule najpierw są plastyczne, a po chwili zaczynają twardnieć. W łowisku rozpuszczają się znacznie dłużej, niż te optymalnie nawilżone. Ponadto docelowo tworzą bardziej zwarte stożki.
Taką mokrą mieszankę stosuję, kiedy jest bardzo dużo ryb (chcę ją uchronić przed zbyt szybkim rozproszeniem), chcę wyselekcjonować większe sztuki, albo podać duże stężenie robaków.
Znacznie szerzej o znaczeniu konsystencji pisałem tutaj>
Ten etap dokładnie opisałem w odrębnym artykule: Robaki w zanęcie – jakie, kiedy i ile?
Kiedy na podstawie intuicji, treningów, czy wiedzy o łowisku ustalę te trzy elementy, dobieram do nich odpowiednie komponenty tj. glinę, zanętę i przynęty. Jako źródło wiedzy na ten temat polecam te trzy artykuły:
Glina wędkarska w spławikowym wyczynie
Robaki w zanęcie – jakie, kiedy i ile?
Ostatni etap, czyli decyzję o tym, jak dokładnie będzie wyglądało moje wstępne nęcenie i planowane donęcanie, opisałem tutaj:
Taktyka na zawody | nęcenie wstępne vs donęcanie
Przekazując wiedzę w kontekście szeroko rozumianej taktyki, nigdy nie daję gotowych rozwiązań, bo te zawsze mają charakter jednorazowy. Chcę przede wszystkim przekazać i wyjaśnić mój sposób myślenia, który może być drogowskazem do tego, aby szybciej trafić do celu.
W publikowanych relacjach można dostrzec, że niemal nigdy nie powielam tej samej taktyki, mimo, że wcześniej na danym łowisku odniosłem konkretny sukces. Wynika to z tego, że w sporcie wędkarskim warunki nigdy nie są dokładnie takie same, mogą być tylko podobne. Zawsze coś się zmienia, zawsze coś jest inne.
Dlatego nic nie zastąpi doświadczenia i intuicji, a tego czytając i oglądając nabyć się nie da. Jeśli jesteś początkującym zawodnikiem, niczego wielkiego nie osiągniesz bez pokory i cierpliwości. Innymi słowy każde kolejne zawody, to cegiełka budująca coraz stabilniejsze fundamenty, z którymi zaczniesz swój kolejny start.
Kacper Górecki