O glinach wędkarskich napisano i powiedziano już wszystko. Na tyle dużo, a właściwie za dużo, że w głowach mniej doświadczonych wędkarzy może powodować to spory mętlik przed każdą wyprawą, czy to na ryby, czy na zawody.
Glina do powszechnego wędkarstwa trafiła za sprawą sportu spławikowego. Dla przeciętnego wędkarza jest ona wypełniaczem, który dociąża zanętę i sprawia, że ryby wolniej się nią nasycają. Uważam, że w kontekście rekreacyjnego łowienia ta świadomość jest w pełni wystarczająca.
Dla mnie jako spławikowego wyczynowca, glina to przede wszystkim składnik mieszanki zanętowej i nośnik przynęt.
W artykule o moich zanętowych recepturach napisałem, że znaczenie zanęty jest tym większe, im większe jest jej stężenie w mieszance. I dokładnie tak samo jest w przypadku gliny.
Kiedy stosuję bogatą w zanętę mieszankę (70-80%), to glina ma być jedynie jej dociążnikiem lub rzadziej dodatkiem chmurotwórczym (smużącym). W pierwszym przypadku dodaję glinę wiążącą, w drugim rozpraszającą (argile). I to cała moja filozofia.
Glina, która stanowi połowę i więcej mieszanki, w decydującym stopniu odpowiada za to, co w łowisku stanie się z naszymi kulami. Wyczynowcy ten efekt zwykli określać podaniem zanęty/towaru. Podanie to zdecydowanie jeden z najważniejszych elementów sztuki nęcenia. Więcej napisałem o tym w artykule na temat konsystencji zanęty.
Opracowując taktykę nęcenia (więcej na ten temat pisałem tutaj), najpierw myślę jaką mieszankę chcę przygotować (proporcje), a następnie jak ją podać. Na tym etapie, mając już wstępną wizję, dobieram glinę, która pomoże mi ją zrealizować.
Jesienią bardzo często biorę udział w zawodach nad Kanałem Żerańskim w Aleksandrowie. Jest to wówczas łowisko obfitujące w płocie i leszcze. Najczęściej stosuję tam mieszanki bogate w zanętę, która stanowi od 30 do 50 % składu.
Proporcję 1:2 (zanęta : glina) wybieram pod kątem większych płoci i leszczy – tamtejsze preferują sporą ilość jokersa w mieszance, dlatego jest w niej więcej gliny.
Leszcze co do zasady nie lubią zamieszania (chmury zanętowej) w polu nęcenia, dlatego mieszanka poza wyjątkami powinna być ciężka. Ze względu na dużą presję i niezbyt liczne stada, tamtejsze „chlapaki” są chimeryczne i nieskłonne do grzebania w nasypie powstałym ze zwartej wiążącej gliny. Chcą mieć tak podane, aby bez wysiłku mogły konsumować to na co maja ochotę.
Mieszanka na trudne leszcze powinna przywierać do dna i jednocześnie mocno się na nim ścielić, uwalniając swoją zawartość. Innymi słowy kule w polu nęcenia mają zamienić się w plamy – „talerze”, na których znajdą się zarówno „przekąski” mięsne jak i spożywcze.
Do takiego podania służy mi połączenie gliny wiążącej i rozpraszającej. Wyjściowo jest to 1 do 1, ale im lepszego spodziewam się żerowania, lub im bardziej chcę zniechęcić przeszkadzającą drobnicę, tym więcej stosuję gliny wiążącej. Ostatecznie biorąc pod uwagę najważniejsze kryteria, intuicyjnie wybieram mieszankę z pomiędzy zakresu 1:1 do 3:1 na korzyść gliny wiążącej.
Zupełnie inaczej podaję tą samą proporcję, kiedy spodziewam się dominacji płoci. Te w Aleksandrowie pływają stadnie i nie należą do chimerycznych. Jak jest dobrze podane, to żerują intensywnie, a brania są zdecydowane! Wynika to z zasady pokarmowej konkurencji. Duża ilość ryb w polu nęcenia i ograniczony zasób pokarmu, wzmaga ich rywalizację, a tym samym mocno odciąga uwagę od takich zagrożeń jak chociażby nasz haczyk.
W takich warunkach mieszanka musi być na tyle zwarta, aby płocie zbyt szybko jej nie rozproszyły, wyjadły i w konsekwencji odpłynęły. Wydawać by się mogło, że glina wiążąca będzie optymalnym rozwiązaniem, ale nie zawsze na płocie… Bardzo ciężka mieszanka może (ale nie musi) sprawić, że ryby szybko ogołocą wierzchnią warstwę powstałych z kul stożków, a resztę zignorują, bo będzie poza ich fizycznym zasięgiem. Właśnie dlatego na płocie preferuję lekką, ale mocno sklejoną mieszankę. Do tego celu niezbędne są ziemia torfowa (nadaje lekkość) i bentonit (skleja).
Ziemia sama w sobie jest zbyt pulchna, dlatego dociążam ją gliną. Standardowo na 4 części ziemi dodaję 1 cz. gliny wiążącej. Na większe płocie (20+), szczególnie jeśli między nimi pływają też leszcze i krąpie, lepiej aby mieszanka była nieco cięższa i jedną część ziemi zastępuję gliną rozpraszającą (3 cz. ziemia, 1 cz. wiążąca, 1 cz. argile).
Bentonit dodaję do gotowej mieszanki z zanętą i robakami. Stosuję dwie taktyki „klejenia”. Spodziewając się dużej ilości ryb w krótkim czasie, od razu na 10-12 l mieszanki dodaję 1 op. bentonitu. Spoistość kul reguluję przede wszystkim siłą ucisku i w minimalnym stopniu nawilżeniem. Nie chodzi o to, aby kule rozpuszczały się godzinami, ale o to by po rozpuszczeniu stworzyły zwartą, lekką strukturę, w której płocie długo będą grzebały, nim wyjedzą znaczną część pokarmu.
Druga taktyka klejenia polega na stworzeniu 2-3 konsystencji poprzez różną zawartość kleju (np. od 5 do 15%). Ten sposób jest lepszy, kiedy spodziewam się, że z biegiem czasu ryb w łowisku będzie przybywało. Wówczas najmniej sklejone kule pozwolą mi zainteresować pierwsze nieliczne płocie, a te znacznie bardziej zwięzłe „czekają” na resztę stada.
O znaczeniu bentonitu m.in. w powyższym kontekście więcej napisałem w artykule Bentonit i Coller – kiedy i jak stosować. Natomiast jak ważne jest wstępne nęcenie przy zawodniczym łowieniu płoci omówiłem szerzej w artykule o taktyce na zawody.
Wspomniane wyżej 50% zanęty sprawdza mi się, kiedy wiem, że w kanale jest mnóstwo niewielkich ryb.
Mieszanka z dużą zawartością jokersa przyciąga wówczas najmniejsze płotki i krąpiki. Natomiast zanęta i śladowa ilość przynęt pomaga mi wyselekcjonować nieco większe ryby. Mieszam ją wyłącznie z gliną wiążącą, tak aby całość była możliwie najbardziej „zgaszona” i za ciężka dla przeszkadzającej drobnicy.
Jeśli ryb jest na tyle dużo, że są wszędzie, wówczas najlepszą drogą selekcji nie jest przyciąganie, a eliminowanie niepożądanej populacji ryb. W tym przypadku poprzez ograniczenie ilości jokersa i chmury zanętowej, jaką robiłaby zbyt lekka mieszanka.
Myślę, że ten przykład dobrze oddaje rolę gliny w mieszance zanętowej i wyjaśnia dlaczego jej wybór czasem jest prosty, a nieraz bardziej złożony.
W moich relacjach z zawodów, glinę zazwyczaj omawiam w dwóch kontekstach tj. glinę do mieszanki zanętowej i glinę do podawania robaków. Nie zawsze jest to ta sama glina. Ta druga służy do koncentrowania w polu nęcenia większych ilości przynęt (np. przy nęceniu kubkiem). Stąd glina, która jest nośnikiem czasem musi być cięższa i bardziej klejąca.
Wybór w tym kontekście nie jest dla mnie skomplikowany. Moim nośnikiem jest po prostu glina wiążąca. W przypadku mulistego dna, jej ciężar obniżam dodatkiem ziemi torfowej.
Glina wiążąca i ziemia w zakresie nośnika świetnie ze sobą „współpracują”. Połączenie 2 cz. gliny i 1 cz. ziemi lub 1:1, to dla mnie dalej glina wiążąca, bo ziemia nadaje jeszcze więcej kleistości.
W mojej osobistej nomenklaturze stosuję jeszcze określenie gliny wiążącej lekkiej. Jest to mieszanka 2 cz. ziemi i 1 cz. gliny wiążącej. Taką glinę bardzo często stosuję jako nośnik tam, gdzie dominują płocie i ogólnie niewielkie ryby, lub dno pokryte jest warstwą mułu.
Oczywiście glina dla wyczynowego spławikowca może pełnić więcej zadań, nie mniej z perspektywy mojego doświadczenia ich znaczenie jest marginalne.
Kacper Górecki