W minioną sobotę wziąłem udział w ostatnich tegorocznych zawodach eliminacyjnych Warszawskiej Ligi MatchThis. Moja obecność miała charakter spontaniczny, ponieważ już wcześniej zaliczając trzy udane starty zakwalifikowałem się do listopadowego finału. Zawody te odbyły się nad Kanałem Żerańskim w Aleksandrowie, czyli dokładnie w tym samym miejscu, w którym za trzy tygodnie odbędzie się dwudniowy finał. Z jednej strony miało to być dla mnie swoiste przetarcie, a z drugiej zwyczajnie lubię wyjątkowo towarzyską atmosferę ligi organizowanej przez Roberta Woźniela.
W Aleksandrowie fajne jest to, że nigdy do końca nie wiadomo jakie ryby danego dnia będą budowały najlepsze wyniki wagowe. Z wywiadu środowiskowego wynikało, że jeszcze tydzień wcześniej w kanale dominowały leszczyki, którymi to nasz klubowy kolega Łukasz Krawczyk wygrał tam zawody. Tamtejsze leszczyki i płotki mają bardzo podobne wymagania pokarmowe, bo i jedne i drugie oczekują od zawodników dużej ilości zanęty. W okresie jesieni w kanale jest ich na tyle dużo, że jałowe mieszanki wabią gorzej i przede wszystkim drobniejsze ryby.
Po przybyciu nad wodę, jeszcze przed losowaniem, wstępnie nawilżyłem zanętę w ilości aż 3 kg. Do 2 kg Wonder Bronze dodałem 1 kg Wonder Black. Bronze i Black to dokładnie te same zanęty, różniące się tylko i aż barwą. W trakcie tego sezonu dostrzegłem, że komponując je w różnych proporcjach można uzyskiwać dowolne odcienie brązu, który szczególnie w mętnej wodzie jest lepiej „odbierany” przez ryby. W powyższym zestawieniu moja zanęta nabrała przyjemnego brunatnego koloru.
Kiedy ryb jest dużo niemal zawsze przygotowuję glinę o „zwartych” właściwościach. Bazą jest glina wiążąca. Jeśli dno nie jest wyraźnie twarde lub łowione ryby mają być niewielkie to zawsze spulchniam ją ziemią torfową. Na „Aleksandrów” wymieszałem 3 opakowania gliny wiążącej i 2 opakowania ziemi, całość domaczając do lekko wilgotnej i wyraźnie lepkiej konsystencji.
Jako, że mentalnie bardziej szykowałem się na łowienie leszczyków postanowiłem rozłożyć 12,5 m wędkę, podczas gdy standard na tym łowisku to zdecydowanie 11 m. Moje 4 topy uzbroiłem w zestawy od 0,75 do 2,5 g. Tylko najlżejszy spławik miał metalowy kil (GT3), pozostałe (GT1) ze względu na sporą głębokość (3 m) miały już kile węglowe.
Biorąc pod uwagę treningowy dla mnie charakter zawodów postanowiłem sprawdzić taktykę nęcenia skrajną, prostą i zarazem niecodzienną jak na tego typu kanał.
1 do 1 zanęta z gliną i obfite nęcenie na start to wariant, który na Kanał Żerański wydawać by się mógł szalony.
Do 10 litrów mieszanki dodałem około 200 g jokersa i sporą garść bentonitu – po to by osypujące się kule zbyt mocno się nie rozpraszały, lecz tworzyły zwarte stożki, które długo będą uwalniały swoją zawartość.
Wszystkie kule wrzuciłem przed spławik na na 12,2-12,4 m. Na pełną długość tyczki (13 m) kubkiem podałem 1,5 litra gliny i 200 g jokersa + garść coller’a. Takie dwupunktowe nęcenie bardzo często sprawdza mi się, kiedy sam nie wiem czego się spodziewać. Z mojego doświadczenia wynika, że najgorszym rozwiązaniem byłoby podać to wszystko w jedno miejsce. To trochę tak jak byśmy mieli ochotę na słodkie naleśniki, a podali by je nam z kotletem schabowym. Oczywiście mam tutaj na myśli wyłącznie wstępne nęcenie.
Pierwsze minuty pokazały, że tego dnia woda skryła przed nami wielką ilość dorodnych uklei. Zanęta zadziałała na nie jak magnes i ustawiły się dosłownie tuż nad moimi kulami. Było ich tak dużo, że wstawianie zestawu czy to metr w prawo czy metr w lewo zawsze kończyło się przechwyceniem przynęty. Zapomniałem jeszcze dodać, że na tych zawodach od początku istnienia ligi ukleja jest rybą nieliczącą się do wagi.
Po godzinie w mojej siatce było niespełna 20 płotek. I dopiero wtedy ukleje wyraźnie straciły impet. Skupione przy przyponie obciążenie można było lekko rozsunąć co skutkowało znacznie większą ilością brań i przede wszystkim lepszą skutecznością zacięć.
Najlepszy był 2 gramowy zestaw, uzbrojony w 15 cm przypon z przynętą (2 ochotki) ustawioną na styk z dnem. Spławik ze względu na węglowy kil idealnie pokazywał brania z opadu, a tych było zdecydowanie najwięcej.
W połowie zawodów niestety nie dostrzegłem, że podczas uwalniania spławika zaplątanego w wiszącą gałąź przesunąłem go, aż o 20 cm w stronę szczytówki. Nagły zanik brań odebrałem jako pojawienie się w polu nęcenia leszczy. Po chwili błędnie utwierdził mnie w tym podpięty leszcz, który szybko spadł z haczyka. W międzyczasie zmieniłem top na ten z najcięższym zestawem i leżącym na dnie przyponem. Nim zrozumiałem na czym polegał mój problem upłynęło około 30 minut, a ja w tym czasie złowiłem tylko kilka ryb.
Do końca zawodów utrzymywałem już tempo około 1 ryby (płotki, czasem krąpika) na minutę. Mimo, że byłem mentalnie gotowy na leszczyki to do mojej siatki nie trafił choćby jeden, a największym przyłowem był 25 cm okoń. Dodam, że ryby tego dnia żerowały wyłącznie w plamie zanętowej. Jokers w glinie skupił jedynie niewymiarowe okonie.
Już przed ważeniem wiedziałem, że tego dnia popełniłem błędy, które nie pozwolą mi uzyskać satysfakcjonującego wyniku. Przede wszystkim te stracone 30 minut, a do tego zbytecznie długa wędka, która w skali 4 godzin zabrała wiele cennych minut. Wyłamanie się z linii 11 m sprawiło również, że w pierwszej godzinie stałem się bezkonkurencyjny dla uklei…
Po ważeniu byłem zaskoczony, że udało mi się zdobyć sektorową dwójkę, a jeszcze bardziej zaskoczyła mnie niewielka strata do zwycięzcy.
Z wynikiem nieco ponad 6 kg zawody kończę na 5 miejscu pośród 42 uczestników. Zwycięzcą okazał się mój klubowy kolega Artur Moskwa, który bezbłędnie wykorzystał otwierające stanowisko – jeszcze raz gratuluję!
Kacper Górecki