Mówi się, że sukces tkwi w prostocie. Fundamentalnie zgadzam się z tym w 100%. Niemniej, jako perfekcjonista mam tendencję do zaglądania w detale tejże prostoty. Ale tylko wtedy, kiedy te niuanse mają istotny wpływ na coś równie istotnego dla końcowego efektu. Co do zasady zawsze staram się być możliwie najbardziej dopasowanym do warunków łowiska. Pod każdym względem. Szczególnie jeśli są to ważne zawody.Jednym z niuansów, na punkcie, którego mam hopla, jest precyzyjny dobór spławika podczas łowienia w rzekach. Uważam, że w wodach płynących bycie detalistą w tej kwestii jest uzasadnione. Tutaj chciałbym skupić się na jednym konkretnym spławiku. Na dysku.
Dysk to najbardziej uniwersalny kształt płaskiego spławika. Można go dostosować do każdych warunków rzecznego łowienia tyczką.
Zarazem, dla mnie osobiście nie ma płaskiego spławika, który fabrycznie byłby zawsze i wszędzie optymalny (przypominam, że mam hopla). Za to są takie, które zawsze będą dobre. Do takich należą np. standardowy dysk Gutkiewicza, czy spławiki Cralusso (Torpedo, Ray, Shark).
Dyski (w sensie kształtu) stosuję zawsze w dwóch okolicznościach.
Pierwsza. Szybki nurt.
Druga. Kiedy chcę pracować zestawem (przynętą), a nie tylko go zastopować / spowolnić w leniwym prądzie.
Moim Mistrzem rzecznej tyczki jest oczywiście Zbyszek Milewski. To on zaszczepił we mnie potrzebę modyfikowania dysków, w zależności od warunków, z jakimi mają się mierzyć.
Ogólnie zasada polega na tym, aby prowadzony spławik zachowywał się stabilnie, jego korpus nie wyskakiwał z wody, a antenka utrzymywała się prostopadle do lustra wody (z wyjątkiem mocnego przytrzymania lub puszczenia zestawu). Ta stałość pozwala na lepsze czucie zestawu i tym samym tego, co dzieje się z przynętą.
Przechodząc do konkretów. Poniżej przedstawiam ci pięć konkretnych przykładów modyfikacji moich prywatnych dysków.
Zacznę od tego, że żaden z wyżej zaprezentowanych nie jest spławikiem w wersji fabrycznej. Ten fabryczny (Górek EVA) przemyślałem tak, abym mógł go dostosować do każdej rzeki. W konsekwencji jest zarazem do wszystkiego i do niczego. Wymaga modyfikacji w zależności od warunków i jego zastosowania.
Numerem 1 opisałem dysk ustawiony na spokojny, leniwy nurt. Uciąg przypominający bardziej płynący kanał, niż rzekę. W jako jedynym zachowana jest fabryczna długość antenki. Z tego względu, że przy tak ustawionych kątach drutu i niewielkim prądzie, korpus wjeżdża głębiej pod wodę. Również i to starałem się uchwycić na ilustracji.
Generalnie zasada jest taka, aby antenka i dolny kil układały się niemal liniowo, a żyłka u góry tylko nieznacznie odchodziła w bok (górne ustawienie drutu jest fabryczne lub tylko minimalnie odgięte). Jeśli woda płynie leniwie, zazwyczaj przesuwa się tylko górą, a na dole stoi. Stąd, względem klasycznej bombki, znaczenie ma przede wszystkim spłaszczenie korpusu, który jest bardziej opływowy. Istotne jest też jego zanurzenie. Poniżej powierzchni wody dysk stawia jeszcze mniejszy opór. W efekcie z tak skonfigurowanym spławikiem zestaw prowadzi się wolniej i stabilniej.
Co oczywiste, w leniwym nurcie płaski spławik można zastopować, stosując znacznie mniejsze obciążenie. Im jest smuklejszy lub im mocniej wchodzi pod wodę, tym do tego celu będzie bardziej optymalny (jak dyski slim i canal). Na przykład. Do stopa, zamiast 6-gramowej bombki możemy użyć 4 g dysku. Bo dodatkowe dwa gramy byłyby potrzebne jedynie do przełamania oporu wody na kulisty korpus bombki.
Pierwszym zaprojektowanym (a raczej dostosowanym) przeze mnie spławikiem, do opisanej wyżej koncepcji (modyfikacji ustawienia drutu), był czarny dysk Górek Team produkowany przez Pana Edmunda Gutkiewicza. Uwielbiam go w głębszych rzekach, gdzie woda płynie znacznie szybciej górą, niż dołem.
Dysk numer 2 posiada tą samą wyporność, co pierwszy (akurat taki miałem pod ręką), ale jest zupełnie inaczej skonfigurowany. Ten spławik stosuję do lekkiej przepływanki w dość szybkim prądzie.
Dolny kil ma zachowany fabryczny kąt, natomiast górny jest mocno odgięty. Dolny względnie liniowo układa się z lekkim zestawem, a górny tę linię wyciąga poza dysk. To sprawia, że nurt nie wypycha korpusu podczas jego wstrzymywania. Bo napierając na niego, nie obraca go. Taki dysk pływa stabilnie, a brania są czytelne.
Dla porównania. Spławik w pierwszej konfiguracji, do takiej techniki i warunków (lekkiej i szybkiej przepływanki) będzie antyoptymalny. Górny kil podczas przytrzymania będzie działał niczym dźwignia destabilizująca dysk (obracająca go w wodzie). Ten jeden detal psułby wszystko. Dałoby się łowić, ale pływając wyraźnie szybciej – tak aby nurt nie wybijał korpusu.
Tym, co już nie jest istotne dla samego prowadzenia, ale zostało w tym dysku (nr 2) zmodyfikowane, to antenka. Jest znacznie krótsza. Z korpusu wystaje jej niespełna 5 cm (nie mniej, niż 4,5 cm). To mi bardzo pomaga, kiedy brania sygnalizowane są jedynie lekkimi przyciśnięciami spławika. Na krótkiej antence, te przyciśnięcia i ogólnie delikatne brania są zdecydowanie bardziej widoczne (po to maluję na nich te czarne paski). To standard między innymi podczas zawodów na Warcie. Inaczej jest, łowiąc prywatnie. Wtedy brania są agresywne – antenka znika pod wodę za każdym razem.
Poza tym, jeśli korpus znajduje się tuż pod powierzchnią wody, dłuższa antenka nie jest potrzebna. No ewentualnie podczas dużej fali. Ale akurat w tym spławiku wymiana antenki, to żaden problem.
Dysk numer 3 od 2 niczym się nie różni. Poza wypornością oczywiście. Dołączyłem go do ilustracji, bo akurat był pod ręką. Co istotne, aby 10 g użyć do szybkiej przepływanki, rzeka musi być już naprawdę rwąca (dlatego kil jest jeszcze minimalnie dogięty w stronę korpusu). Jednak wystarczy delikatnie naprostować dolnik, aby całkowicie zmienić jego zastosowanie (jak w spławikach po prawej stronie).
Dyski numer 4 i 5 służą mi do ciężkiego łowienia. Co ważne, w umiarkowanym lub szybkim prądzie. Bo ten pierwszy od lewej (4 gramowy) w leniwym nurcie też może być ciężki.
Dysk numer 4 ustawiony jest do wolnej i stabilnej przepływanki. Kiedy, mimo szybkiego prądu, przynętę chcę powoli przesuwać (toczyć) po dnie. Będzie też idealny do ciężkiego stopa w głębokiej, umiarkowanie płynącej rzece. Po ilustracji widać, że koncepcyjnie jest połączeniem dysków 1 i 2.
Dolnik spławika, co do zasady, powinien być liniowym przedłużeniem żyłki. Dlatego w tym dysku względem antenki jest niemal wyprostowany. To logiczne, że ciężki zestaw będzie przełamywał prąd wody i ustawiał się pionowo (jak w przypadku dysku nr 1). Jednocześnie na korpus napierać będzie silny nurt. Stąd mocne odchylenie górnego drutu będzie stabilizowało dysk (jak w tym z nr 2).
Dysk numer 5 od 4 różni się jednym detalem. Dolny kil jest minimalnie mniej naprostowany. To sprawia, że będzie bardziej optymalny do pływania w bardzo rwącej rzece (takiej, w której 50 g jest dalekie od zastopowania). Od razu zaznaczę, że gdybym w takim ustawieniu zaprezentował 10 g dysk, wtedy napisałbym: optymalny do pływania w szybkiej rzece. Tak więc, określenie „rwącej” wynika już nie z samego ustawienia spławika, a jego gramatury.
Ponadto dysk numer 5 jest idealny do łowienia na stopa (niezależnie od gramatury). Tak skonfigurowany stoi wybitnie stabilnie. Szczególnie kiedy rzeka nie jest głęboka i woda wyraźnie płynie w całym jej przekroju (nie tylko górą).
Długość antenki w spławikach nr 4 i 5 jest nieco krótsza, niż w fabrycznych i wynosi około 6 cm. Brania na ciężkich zestawach są albo wyraźnie widoczne (bo ryba poruszy stosunkowo dużym obciążeniem), albo nie widać ich wcale. Krótsze antenki mogą powodować nerwowe zacięcia (np. fałszywych brań). Stąd te 6 cm, to dla mnie taka kompromisowa długość. Z jednej strony fałszywe delikatne przyciśnięcia nie przyciągają mojej uwagi, a z drugiej zachowuję czujność. Trudno mi to wyjaśnić, ale przy nadmiernie długiej antenie mój refleks jest słabszy.
Wspólnym mianownikiem dysków 2, 3, 4 i 5 jest mocowanie żyłki na wysokości niespełna 1 cm (5-7 mm) antenki. Ma to znaczenie wyłącznie w szybkim prądzie. Im zestaw w danych warunkach jest cięższy (a jednocześnie nurt mniejszy), tym ta wysokość może być większa. I w tej kwestii niewielkie różnice nie mają już żadnego znaczenia (to czy dysk będzie 1, czy 1,5 cm pod wodą). Istotne będzie tylko to, aby antenka nie była ani za krótka, ani za długa.
Dopowiem jeszcze, że przy takim ustawieniu jak w dysku nr 1, żyłka powinna z niego wychodzić mniej więcej na wysokości 1/3 długości antenki. Natomiast, jeśli takim spławikiem stabilnie pływamy w leniwym nurcie, wówczas antenkę można nieco skrócić, tak aby drut sięgał niemal jej połowy. Tak ustawiony dysk będzie lepiej sygnalizował delikatne brania (bo będzie wystawało mniej antenki).
Niepodważalną wadą dysków, które stosuję, jest konieczność ich zabezpieczania. Głównym problemem jest to, że połączenie drutu i korpusu (czy to z pianki EVA, czy z balsy) samo w sobie jest nietrwałe. To tylko kwestia czasu, kiedy drut się poluzuje. Szczególnie kiedy działają na niego takie naprężenia jak w dyskach 2, 3, 4 i 5.
To miejsce zawsze zabezpieczam, stosując dwuskładnikowy szybkoschnący klej – bezbarwny poxipol. Najbardziej newralgicznym miejscem jest wyjście górnego kila. Klej nakładam i rozprowadzam tak, aby jak największą powierzchnią łączył drut i korpus.
Lepiej nałożyć go za dużo niż za mało. To nie tylko zabezpiecza, ale dodatkowo wysztywnia drut, co jest dodatkowym atutem. Na dolnym wyjściu drutu, kleju nakładam znacznie mniej. Jak to u mnie wygląda, przedstawiam na dołączonym zdjęciu.
Nie jest to estetyczne, ale skuteczne. A ryby i tak tego nie zobaczą.
Kacper Górecki