Pod wieloma względami, wędkarstwo feederowe jest bardzo zbliżone do techniki spławikowej. Na przestrzeni kilku lat, feeder ewoluował z tradycyjnej i stereotypowej „gruntówki” w pełni sportową i wyczynową metodę. To też wspólnym mianownikiem spławika i feedera jest dziś łowienie w sposób możliwie jak najdelikatniejszy, o ile pozwalają warunki i ryby, które są naszym głównym celem. W zdecydowanej większości najlepsi feederowcy w kraju wywodzą się właśnie ze spławikowego wyczynu, i to też oni zrewolucjonizowali tę technikę, przekładając odpowiednie wzorce do połowu z koszykiem zanętowym. Nie inaczej jest w przypadku przyponów i haczyków, których odpowiedni wybór jest fundamentem do osiągania zamierzonych rezultatów. Od razu zaznaczę, że ten wpis odnosi się do wędkarstwa sportowego i warunków zawodniczych.
Osobiście jestem zwolennikiem minimalizmu. Do budowy zestawu podchodzę z nastawieniem, aby niczego mi nie zabrakło, a jednocześnie, żebym potrafił się odnaleźć w tym, co mam. W zasadzie każdy z przyponów, które posiadam w swoim pudełku, ma swoje konkretne przeznaczenie. Ich przeznaczenie opieram przede wszystkim o to, gdzie w sezonie najczęściej zamierzam wędkować. W naszych polskich realiach najczęściej spotykam nad wodą dwie sytuacje:
Pierwsza to taka, w której łowię małe i średnie leszcze, na zawodach, gdzie wyniki wygrywające oscylują między 5, a 10 kg. Może to być duży zalew albo wolno płynąca rzeka. Nie ma to większego znaczenia, ponieważ w obu przypadkach nie potrzebuję ani grubych żyłek, ani bardzo mocnych haczyków, ponieważ z reguły leszcze na zawodach łowi się na ochotkę, której stosowanie wymusza użycie haczyków z cienkiego drutu.
Drugi przypadek to łowienie drobnych ryb w możliwie szybkim tempie. I tutaj bez zaskoczenia, również nie potrzebuję mocnego sprzętu, ponieważ łowione przeze mnie ryby są po prostu małe.
Wielokrotnie podkreślałem w swoich publikacjach, że kluczem do sukcesu w wędkarstwie jest to, aby nie popaść w manię posiadania wszystkiego oraz nie szukać magicznych rozwiązań tam, gdzie ich nie ma. Niestety, bardzo łatwo jest popaść w „haczykomanię”, która przeradza się w chaos i przekłada się na wyciąganie błędnych wniosków. O ile w spławikowym wyczynie detale w grubości drutu i kształtu haczyka mają kolosalne znaczenie dla skuteczności łowienia, o tyle w feederze możemy pozwolić sobie na nieco większą prostotę. Powodem tego stanu rzeczy jest nieobecność amortyzatora, którego średnica, rozciągliwość, a nawet długość ma ogromny wpływ na to, jakimi haczykami możemy operować. W feederze tego nie stosujemy (z wyjątkiem feedergumy), zatem siła zacięcia uzależniona jest tylko od siły, którą w zacięcie wkładamy.
Za absolutną podstawę, a jednocześnie najczęściej wykorzystywany przeze mnie haczyk uważam Hydrę IM601. Na pierwszy rzut oka nie wyróżnia go nic charakterystycznego. To właśnie prostota jego budowy stanowi dla mnie najmocniejszy argument do jego stosowania. Oczywiście, tego typu haczyki są bardzo popularne i można je znaleźć w katalogach wielu firm. Z alternatyw, które znam i mogę polecić to: AG Top Black, Maver Katana 1045 i Milo R305.
Hydra posiada cienki, ale dostatecznie mocny drut (zbliżony do Katana 1045 i nieco cieńszy od AG Top Black). Za jego górną granicę wytrzymałości uznaję żyłkę 0.148mm. Powyżej tej średnicy i tak nie zdarza mi się łowić, zatem jest dla mnie w pełni wystarczający. Przykładowo AG Top Black z uwagi na grubszy drut, spokojnie wytrzymuje 0.165mm. Jego chętnie wykorzystuję do łowienia karasi, kiedy przyłowem są karpie. Jest bardziej odporny na rozgięcia, a przy tym wskazany do łowienia dużych ryb na niewielkie przynęty.
Hydrę IM601 wiążę na wielu średnicach żyłek. Pod tym kątem mój wachlarz możliwości jest bardzo szeroki. Ten model, a w zasadzie kształt jest od lat moim pewnym punktem, a ostateczne dopełnienie stanowi wybrana średnica żyłki. Zgodnie z zasadą, aby łowić możliwie jak najcieniej, jak bardzo pozwalają na to warunki.
IM601 rozmiar 20 / żyłka 0.074 mm – ten przypadek wiążę tylko do łowienia w zimowych warunkach lub przez cały sezon, kiedy łowię na najmniejsze przynęty. Zazwyczaj jest to jedna lub dwie ochotki. Niewielkie przynęty zaprezentowane na lekkim haczyku i niewidocznej żyłce zachowują się bardzo naturalnie, co w specyficznych warunkach pozwala „otworzyć” łowisko. Trzeba jednak mieć na uwadze, że łowienie takim zestawem jest ryzykowne i technicznie bardzo trudne.
IM601 rozmiar 18 / żyłka 0.074 mm – podobnie jak poprzedni omawiany przypon, ten również przystosowany jest do łowienia ryb trudnych, ale przy wykorzystaniu większych przynęt, np. 3 ochotki, pinka z ochotką. W moim łowieniu stanowi punkt wyjścia, kiedy moim celem są pojedyncze, kanałowe leszcze lub słabo żerująca drobnica.
IM601 rozmiar 18 / żyłka 0.091 mm – mój „killer” do łowienia drobnych ryb. W zasadzie znajduje dla niego zastosowanie tylko do odławiania drobnicy. Grubsza żyłka pozwala mi na pewne podnoszenie ryb bez użycia podbieraka, a jednocześnie niewielki haczyk jest bardzo pewnie połykany przez niewielkie płotki i krąpie.
IM601 rozmiar 18 / żyłka 0.117 mm – opracowałem go pod kątem łowienia niedużych ryb w rzekach, szczególnie niewielkich krąpi. Zastosowanie grubej żyłki 0.117mm determinowane jest przeciążeniami, które występują podczas zwijania ciężkiego koszyka. Jednocześnie mały haczyk z pojedynczą pinką z reguły jest pewnie zasysany przez drobnicę.
IM601 rozmiar 16 / żyłka 0.091 mm – standard na 90% polskich łowisk. Sądzę, że jest to najczęściej wykorzystywany przeze mnie wariant do łowienia wszystkich powszechnie występujących ryb. Od niego lubię zaczynać i często na nim kończę. Pozwala zakładać kilka ochotek, pinkę z ochotkami oraz dwa białe robaki.
IM601 rozmiar 16 / żyłka 0.117 mm – mocniejsza modyfikacja poprzedniego wariantu, który pozwala pewniej holować duże ryby w rzekach i z dalekiego dystansu. Do niedawna był moim ulubionym. Z czasem wyparty przez 0.091mm. Dziś stosuję głównie w rzekach.
IM601 rozmiar 16 / żyłka 0.148 mm – wykorzystuję go do łowienia większych ryb na niewielkie przynęty, ale przede wszystkim w rzekach. Bywa pomocny również wtedy, gdy w łowisku pojawiają się bonusy w postaci karpi lub karasi, a jednocześnie zmiana haczyka na większy i grubszy może spowodować ograniczenie brań drobniejszych ryb, która są głównym celem połowu.
Drugim często wykorzystywanych modelem jest Kamasan B512. Jest to już legendarny haczyk wykorzystywany przeze mnie od wielu lat. Posiada taką samą rzeszę zwolenników, jak i przeciwników. Osobiście twierdze, że posiada bardzo sportowy charakter przy zachowaniu odpowiedniego kompromisu między wytrzymałością a średnicą drutu. Przy jego zastosowaniu nie miałem problemu z łowieniem 25 kg karasi podczas jednej tury zawodów, jak również podczas łowienia wielkich leszczy na Kanale w Połańcu. Jednak to, co dla mnie jest najważniejsze w tym modelu to jego specyficzny, szeroki łuk kolankowy mieszczący bardzo duże przynęty. Jednocześnie, wraz z pojemnością nie tracimy na finezji, ponieważ sam haczyk jest bardzo lekki jak na swoje rozmiary. Przerabiałem wiele rozmiarów, ale ostatecznie od dwóch lat, w wyniku dublowania się z Hydrą IM601 postawiłem na dwa rozmiary.
Kamasan B512 rozmiar 14 / żyłka 0.117 mm – do łowienia leszczy i ryb rzecznych na bardzo duże przynęty (kilkanaście ochotek, kilka białych robaków, dżdżownice) przy zachowaniu żyłkowej finezji.
Kamasan B512 rozmiar 14 / żyłka 0.148 mm – do łowienia po prostu walecznych ryb, najczęściej w rzekach.
Kamasan B512 rozmiar 12 / żyłka 0.148 mm – do łowienia na 2-3 gnojaki.
Poza dwoma modelami, które wymieniłem, mam w pogotowiu jeszcze jeden – Hydre IM110. Uważam, że pod względem kształtu, chwytliwości i pewności holu nie ma on sobie równych. Wykonany jest z grubszego drutu, dzięki temu bez problemu poradzi sobie np. podczas łowienia brzan. Osobiście nie często mam okazję z niego korzystać, ale jeśli już zachodzi taka potrzeba, to sięgam po rozmiar 16 i 14. Wiąże je na bieżąco na żyłkach 0.148 mm, 0.165 mm lub 0.185 mm w zależności od zapotrzebowania. Polecam je szczególnie do rekreacyjnego wędkowania, kiedy nastawiamy się na duże ryby.
Kiedy na poważnie zaczynałem swoją przygodę z wędkarstwem feederowym posiadałem niezliczoną ilość różnych długości z nastawieniem, że każda z nich ma działać w określony przeze mnie sposób. W praktyce jednak, szybko okazało się, że feederowcy nie posiadają tak dużego pola manewru, jak spławikowcy. Generalnie, jeśli zamierzamy startować w zawodach, musimy wziąć pod uwagę wymagania regulaminu, który jasno określa minimalną długość od grotu haczyka do dolnej podstawy koszyka. Wynosi ona 50 cm, a więc jest to minimum, na jakie możemy sobie pozwolić, chcąc rozwijać się i rywalizować na polu sportowym.
50 cm przyponu to często odległość, jaką ryba musi przemierzyć, abyśmy uzyskali jakiekolwiek wskazanie na szczytówce wędki. Wbrew obiegowej opinii, haczyk na wodach stojących zawsze spada od kilku do kilkunastu centymetrów obok koszyka. Długość przyponu nie ma wpływu na to, gdzie ulokowany zostanie haczyk. Jedynym czynnikiem wpływającym na opad przynęty jest nurt wody. Jeżeli natknąłeś się na ten artykuł jako czynny zawodnik spławikowy, z pewnością rozumiesz jak wiele w sygnalizacji brań, potrafi odmienić użycie przyponu o kilka centymetrów krótszego lub dłuższego. Co za tym idzie, jako feederowiec obserwujący szczytówkę, nie masz możliwości natychmiastowej reakcji, ponieważ każde branie zawsze będzie spóźnione. Z wyjątkiem łowienia w rzece, kiedy ryba po pobraniu przynęty zdecyduje się natychmiast odpłynąć zgodnie z nurtem rzeki. Aby zapobiec nadmiernemu opóźnieniu oraz aby uprościć swoje łowienie, przyjąłem na wodach stojących bardzo jasną zasadę: „im krótszy, tym lepszy”. Dlatego na wodach stojących w zdecydowanej większości stosuję przypony długości 50 cm.
Pojawiają się jednak wyjątkowe sytuacje, kiedy zmuszony jestem do obławiania wyższych partii wody. Łowienie ryb z opadu przy użyciu feedera jest technicznie trudne, ale nie niemożliwe. Lekki haczyk zawiązany na przyponie długości 1 m pozwala spenetrować głębokość od 1 m nad dnem, opadając około 20 sekund. Czas ten może być różny i jest uzależniony od ciężaru haczyka, średnicy żyłki i ciężaru przynęty. I jest to jedyny przypadek, kiedy dłuższy przypon jest dobrym rozwiązaniem na wodę stojącą. W innym wypadku jego stosowanie nie przynosi wymiernych korzyści, natomiast częściej powoduje frustrację, kiedy po cierpliwym oczekiwaniu na branie, wyjmujemy z wody haczyk pozbawiony przynęty, bez przeniesionego wskazania na szczytówkę wędki. Aby ten wątek był kompletny, dopowiem jeszcze, że stosowanie przyponów dłuższych niż metr rzadko poprawia wyniki podczas łowienia z opadu. Wielokrotnie przerabiałem przypony 1.5 m, a nawet 2 m i zazwyczaj kończyło się to wyjęciem pustego haczyka. Aby poprawić skuteczność łowienia nadzwyczajnie długim przyponem, należy zacinać „w ciemno” do 5 sekund po opadnięciu koszyka na dno. Jest to jednak metoda prób i błędów, która rzadko się opłaca.
Metrowe przypony znajdują u mnie podstawowe zastosowanie podczas łowienia w rzece. W przypadku wód stojących w 90% wykorzystuję przypony 50cm, natomiast w wodach płynących prawie zawsze stosuję przypony metrowe. Determinuje to pracą zanęty umieszczaną w koszyku. Nęcąc tyczkę, ryby zwykle ustawiają się około metr za kulami. Identyczna sytuacja występuje, gdy wrzucamy do wody koszyk z zanętą. Jej praca ustawia ryby około metra poniżej koszyka. Oczywiście, podobnie jak na wodach stojących, w rzekach również występują okazje do niecodziennych rozwiązań i przypon należy skracać. Dzieje się tak, kiedy drobne ryby przechwytują przynętę w opadzie (np. ukleje) oraz kiedy ryb jest tak dużo, że te większe ustawiają się przy samym koszyku. Najczęściej będą to leszcze i brzany. Na rozmyciu częściej będziemy łowić klenie, krąpie i płocie. Należy pamiętać, że jest to mocno związane z siłą nurtu. Jeżeli uciąg wody jest bardzo leniwy do tego stopnia, że wędkowanie 30 g koszykiem nie stanowi problemu, wtedy należy przyjąć myślenie z wody stojącej. Napomknę jeszcze, że wydłużanie przyponu powyżej standardowego „metra” ma sens właśnie w rzekach. Czynniki takie jak: nasłonecznienie, przejrzystość wody i niewielka głębokość, mają duży wpływ na ostrożne zachowanie ryb (przede wszystkim kleni i jazi). Im woda jest bardziej przejrzysta i bardziej prześwietlona, tym ryby ostrożniej podchodzą do miejsca wpadania koszyka i z reguły starają się zbierać przynęty, które spłynęły parę metrów w dół. Wydłużenie przypony o dodatkowy metr (a nawet dwa!) pozwala całkowicie odmienić losy wędkowania. Przyznam jednak, że w zawodniczej scenerii takie sytuacje praktycznie nie mają miejsca.
Marcin Kurzepa