Poniższa relacja wedle naszych planów miała być w formie kolejnego filmu na Górek TV. Niestety z kilku powodów musieliśmy zrezygnować z nagrywania, ale o tym więcej kolejnych akapitach.
Tegoroczne Mistrzostwa Czech odbyły się tuż obok polskiej granicy – nad rzeką Odrą w Ostrawie. Łowisko to było wielką niewiadomą, ponieważ dotąd rozegrano tam tylko jedne zawody i to przy bardzo wysokim stanie wody. Tym razem Odra miała swoje codzienne oblicze, charakterystyczne dla czeskich nizinnych rzek, bardziej przypominające duży kanał. Około 100 m od łowiska, wzdłuż rzeki przebiega autostrada. Ciągły szum i hałas dla zawodników nie był dokuczliwy, natomiast w przypadku nagrywania byłby dla nas bardzo kłopotliwy, wiązałby się z wieloma ograniczeniami.
Do Ostrawy przyjechaliśmy w piątkowy poranek. Ze względu na całkowity brak wiedzy o łowisku do treningu podeszliśmy bardzo rzetelnie. Podzieliliśmy metody i taktyki nęcenia. Ja i Duszan mieliśmy łowić tyczkami, a Zbyszek i Mirek odległościówkami. Ja i Mirek używaliśmy dużej ilości zanęty (50% w mieszance), Zbyszek i Duszan wyraźnie mniejszej (25%). Ja i Zbyszek dodawaliśmy do mieszanki jokersa i kastery, natomiast Mirek i Duszan podawali grubszy kaliber tj. białe robaki i cięte dżdżownice.
Od pierwszych minut treningu prym wiodły ukleje. Brały na wszystko i wszędzie. Po dłuższej chwili widać było, że duża część zawodników postanowiła skupić się właśnie na nich. Było ich naprawdę bardzo dużo i nie były to mikro rybki, a dorodne ukleje. Z tyczki nie było praktycznie szans przebić się przez chmarę srebrzystych szprotek. Dopiero gigantyczne przynęty dawały chwilę spokoju. Ogólnie z Duszanem połowiliśmy marnie, może po 3-4 kg średnich płoci i okoni, ja dołowiłem przypadkowego węgorza. Zupełnie inaczej wyglądało to na odległościówce. Mirek przez 3 godziny złowił 8 dorodnych 1,5-2,5 kg leszczy i sporo średnich płoci. Zbyszek, który miał znacznie mniej zanęty i drobniejsze przynęty łowił same drobne i średnie ryby.
Teoretycznie wnioski mogłyby wydać się oczywiste, ale były DWA ALE. Pierwsze to ukleje, które wydawały się pewne ze względu na ich niezliczoną ilość. Drugie to wiatr, który na treningu sprzyjał odległościówce (wiał pod prąd), natomiast w czasie zawodów miał się obrócić i mocno wiać zgodnie z prądem rzeki. W takich warunkach skuteczne łowienie odległościówką jest niezwykle trudne, a często wręcz niemożliwe.
Łowisko podzielone było mostem na dwie równe strefy. Po lewej stronie znajdowały się sektory A i B, a po prawej C i D. Nie bez znaczenia był fakt, że w sektorach położonych w górę rzeki (C i D) Odra jest szybsza i płytsza (max 1,7m), a dno kamieniste. Za mostem rzeka była nieco inna, główne koryto było o 0,5-0,8 m głębsze, a dno piaszczyste – na tym odcinku przypominała mi Łabę.
Podsumowując, przed pierwszą turą pewne było tylko jedno, że będą to bardzo trudne i skomplikowane taktycznie zawody. Nie byliśmy w stanie zrezygnować z żadnej metody. Każdy z nas musiał nęcić trzy linie. Bata 4-6 m pod ukleje, tyczkę 12,5 m, której nie mogliśmy odpuścić – ze względu na wiatr, który mógł nas wyeliminować z najskuteczniejszej naszym zdaniem odległościówki. Złożoność taktyki, metod oraz ilości sprzętu w ograniczonym czasie przygotowań generowało sporo stresu i wymagało wyostrzonej koncentracji. To był najważniejszy powód, dla którego nie zdecydowaliśmy się na włączenie kamery. Ponadto Basia miała znacznie więcej niż zwykle obowiązków związanych z przekazywaniem informacji między sektorami.
Mistrzostwa odbywały się jak zwykle w formule drużyn 4-osobowych. Ilość zawodników w jednym sektorze była równa ilości startujących drużyn tj. 16. Przy tak dużych sektorach najważniejszym założeniem powinno być „uniknąć wpadki”, co w tym konkretnym przypadku oznaczało „bądź gotowy na wszystko”.
Według naszych założeń i w konsekwencji tego co wyżej opisałem na pierwszą turę przygotowałem: 4 l zanęty uklejowej, 6 l zanęty gruntowej (Wonder Bronze + Breme), 8 l gliny wiążącej, 1 kg bentonitu, 0,5 kg collera, 0,75l jokersa, 0,5 l dżdżownic, 0,5 l pinki, 0,5l kasterów, 0,25l białych robaków. Trudno wymienić coś czego nie zabieraliśmy na stanowisko.
Po losowaniu trafiłem do sektora A na stanowisko numer 11. Co ciekawe sąsiedni zestaw stanowisk wylosowała drużyna Matchpro z Polski, która od dwóch lat startuje w II lidze czeskiej. Tego dnia miałem łowić obok Krzyśka Kałużnego, który nie ukrywał, że ich zespół nastawił się przede wszystkim na ukleje, a alternatywą miała być tyczka.
Po sygnale wejścia na stanowisko uwijałem się jak mogłem aby się ze wszystkim wyrobić. Moim największym przeciwnikiem był brzeg usłany ostrymi patykami pozostałymi po wycięciu krzaków, to mocno spowalniało moje poczynania i budziło niepotrzebną nerwowość. Najwięcej rozłożyłem batów i uklejówek co pokazuje jak silna była wiara w ukleje, tylko 1 top z zestawem (dysk 4g) i dwie odległościówki.
W sobotę rano dojechało do nas solidne zaplecze trenerskie z Polski. Wesołe towarzystwo Piotrka i Antoniego pozytywnie wpływało na moje „ogarnięcie”.
Do końca wahałem się jak podzielić towar na wstępne nęcenie, aby go nie zabrakło w dalszej części zawodów. Ostatecznie na 28 metr przygotowałem 4l mieszanki 1 do 1 i mix wszystkich przynęt. Na tyczkę 3l gliny 1l zanęty, garść jokersa i odrobinę kasterów.
Z jednej strony w tyczkę nie wierzyłem, a z drugiej wolałem tam podać mniej i mieć ewentualną alternatywę, jakby ryby jednak nie chciały pobierać grubszego pokarmu. Ogólnie wszystkie kule były bardzo doklejone, aby nie wabiły drobnicy.
Po wstępnym nęceniu z oddali nadszedł wyczekiwany sygnał „wolno łowić”. Jak każdy zawody rozpocząłem od uklei, które łowiłem zgodnie z założeniami taktycznymi – do momentu, aż tempo spadnie poniżej 2 na minutę.
Po pierwszej minucie uklei miałem w siatce 0, tak więc od razu dałem sobie z nimi spokój. Sąsiedzi je łowili, ale niewiele i bardzo małe. Szczerze mówiąc byłem bardzo zaskoczony, że ukleje z dnia na dzień aż tak „zdechły”. Postanowiłem od razu próbować wpasować się w trudną tego dnia (ze względu na wspomniany wiatr) odległościówkę.
Pierwsze poważne branie miałem po około 30 minutach. Emocje po zacięciu były ogromne, bo moja siatka wciąż była pusta, a na wędce czułem konkretną rybę.
Był to 2 kg leszcz, który będąc już w podbieraku sprawił mi ogromną radość i dał poczucie ulgi.
W międzyczasie podobnej wielkości leszcze złowili koledzy siedzący w prawo za Krzyśkiem. Przez kolejne 30 minut złowiłem niewielkiego leszczyka i jedną płoć.
Po tym czasie postanowiłem pierwszy raz donęcić – serią kilku kul. Częste, rytmiczne nęcenie, (klasyczne na czeskich łowiskach) zbyt bardzo angażowało dobrze żerujące poza zasięgiem tyczek ukleje. 15 minut później zaciąłem kolejnego dużego leszcza, który dwie minuty później był już w podbieraku. Było naprawdę dobrze!
Przed kolejnym donęceniem zdałem sobie sprawę, że nęcąc tak obfitymi kulami za mniej niż godzinę skończy mi się „towar”. Po 90 minutach zużyłem aż 3/4 robactwa. Wynikało to z grubego wstępnego nęcenia, które wedle pierwotnych założeń miało wystarczyć na pierwsze 2 godziny – na tyle szacowaliśmy łowienie uklei.
Niestety leszcze kompletnie nie zareagowały na uboższe kule, a koledzy z prawej strony mieli już po 3 duże sztuki. Po lewej poza uklejami praktycznie nikt nic nie łowił. Koledzy, którzy łowili leszcze chyba jako jedyni nie mieli rozwiniętych batów, tak więc było dla mnie jasne, że „łowią grubo, bo nęcą grubo”. Pozostali zawodnicy rozbili przynęty na różne linie i w efekcie mieli tylko drobnicę. Po mniej więcej takiej analizie postanowiłem zostawić sobie tylko 3 l gliny z dużą garścią jokersa, a pozostałą część wymieszać, mocno dokleić i przeznaczyć na dwa kolejne solidne donęcenia.
Już po pierwszej serii holowałem trzeciego dużego leszcza! Tak jak poprzednie wziął na jedną dżdżownicę i kilka białych robaków.
Niestety kilka minut później zaraz po zacięciu leszcz pechowo spadł mi w łowisku. Postanowiłem od razu wystrzelić ostatnią serię pięciu kul. Po upływie może 10 minut zacinam potężną rybę. Po dłuższej chwili przy powierzchni pojawił się olbrzymi 3-4 kg leszcz. Niestety ustawił się w taki sposób, że nurt rzeki szybko znosił go w stanowisko sąsiada. Po chwili ryzykownego, siłowego holu haczyk wypiął się… Mój ból czterech liter był podwójny, bo nie dość, że straciłem dwie piękne ryby, to jeszcze nie miałem „amunicji”.
Glina, resztka zanęty i jokers to było już jak strzelanie kapiszonami – dawało tylko hałas. Przez ostatnie 90 minut złowiłem zaledwie kilka płoci. W tym czasie kolega, który tego dnia był idealnie wpasowany, złowił jeszcze 5 leszczy i z wagą ponad 17 kg zdeklasował konkurencję. Moje trzecie miejsce sektorowe było super wynikiem dla drużyny, choć osobiście czułem niedosyt, bo drugie przegrałem zaledwie o 95 gramów.
Nasz wynik drużynowy był bardzo dobry, bo uniknęliśmy wpadek. Mirek był 2, Zbyszek 8, a Duszan 9. Dopiero wieczorem dotarła do nas zaskakująca informacja, że przed drugą turą Mistrzostw nasz team jest na prowadzeniu! Przewaga nad kolejnymi zespołami była znikoma, więc o przedwczesnej euforii nie było mowy.
Druga tura zapowiadała się dla nas o wiele trudniejsza pod każdym względem. Przede wszystkim chyba już nikt nie wierzył w ukleje i należało się liczyć z tym, że topowe zespoły takie jak Crazy Boys czy Colmic Pardubice nie zmarnują na nie swojego potencjału. Zapowiadany wiatr na niedzielę nie zmieniał kierunku, a jego siła miała wzrosnąć aż dwukrotnie. To sugerowało, że tyczka przynajmniej w „odkrytych sektorach” C i D odegra większą rolę.
Naszym celem na niedzielę było robić swoje i bronić się przed dwucyfrową liczbą w klasyfikacji sektorowej. Niestety moje losowanie (C6) na drugą turę z dwóch powodów nie było najlepsze. Dzień wcześniej bardzo dobry zawodnik z tego miejsca zajął odległe 13 miejsce. Ponadto sektor C był bardzo zróżnicowany. Od strony otworka na C1,2 i 3 dzień wcześniej zawodnicy łowili niemal wyłącznie brzany i klenie, a od C10 do C16 dominowały leszcze. Pozostałe stanowiska były płytkie i pozbawione kamieni, czyli ani leszczowe, ani brzanowe.
Miałem poważną zagwozdkę jakie przynęty zabrać na stanowisko. Tylko z zanętą nie miałem problemu. Breme jest uniwersalna i pewna na duże ryby ze względu na swój całkowicie naturalny skład, smak i aromat. Po dłuższej chwili namysłu postawiłem na wariant uniwersalny. Uznałem, że z tego stanowiska mogę się tylko bronić. Wniosłem ze sobą 0,5 l białych robaków, 0,75 l kasterów, 0,75 l dżdżownic i 0,5 l jokersa. Dodam, że na niedzielę nieco zmodyfikowaliśmy naszą mieszankę, w której były 2 części zanęty i 3 części gliny. Było pewne, że do wody trafi więcej robaków, więcej zanęty, ryby będą miały większy wybór i z tego powodu nie chcieliśmy na beton kleić naszych kul. Dodatkowa porcja gliny miała dociążyć szybko uwalniającą się z kul mieszankę.
Dzień wcześniej na C3 Mirek zajął 2 miejsce łowiąc ryby wyłącznie odległościówką, tym bardziej na dalszym stanowisku ta metoda wydawała się bardziej sensowna. Niestety od 22 do 28 m przez ponad godzinę upartego sondowania łowiska nie znalazłem pasa kilku metrów, po którym mój haczyk mógłby swobodnie przepłynąć po dnie.
W efekcie z powodu braku czasu do zawodów przystąpiłem z jedną odległościówką i jednym topem uzbrojonym w 4 g dysk…
Na start przygotowałem mieszankę z połowy przygotowanego towaru. Z 4 l ulepiłem 5 większych kul do rzucenia ręką, natomiast z pozostałych 5 l wylepiłem mniejsze kule do procy, z których 4 przeznaczyłem do nęcenia kubkiem.
Zawody rozpocząłem od łowienia matchem. Przez 30 minut złowiłem nim 200 gramowego krąpia.
W międzyczasie zawodnicy na stanowiskach od C1 do C4 jeden po drugim zaczęli holować piękne brzany. W związku z tym w moje ręce trafił top, na haczyk założyłem 4 białe robaki i zestaw powędrował do wody. Po kilku minutach spławik znika sprzed moich oczu, zacięcie i JEST! Pełna guma 1,2 rozciągnęła się do granic możliwości, tyczka wygięła w pałąk, ale na szczęście żyłka 0,14 na przyponie wytrzymała…
Po kilku minutach emocjonującego holu ponad 2 kg brzana trafiła do podbieraka, a ja podobnie jak dzień wcześniej poczułem wielką ulgę i radość.
Już po godzinie było widać, że zawodnicy siedzący po mojej lewej stronie są na innych zawodach. Nie było minuty, w której choć jeden z nich nie walczyłby z dużą rybą. W drugiej części sektora koncertowo łowił Petr Klasek.
Mijała druga godzina zawodów, a ja nie miałem ani kolejnej ryby, ani pomysłu jak ją złowić. Wtedy postanowiłem donęcić serią trzech kulek bardzo mokrej zanęty (bez gliny) z możliwie największą ilością kasterów, a luzem do kubka dodawałem szczyptę białych robaków. Dosłownie po chwili nastąpiło branie. Energiczne zacięcie i brzana pewnie odjeżdżała pod drugi brzeg, na szczęście i tym razem udało się ją zawrócić na granicy wytrzymałości zestawu.
Po kilku minutach prześliczną brzanę trzymałem już w mocno drżącej dłoni.
Oczywiście natychmiast donęciłem w dokładnie ten sam sposób. Po chwili na wędce mam kolejną brzanę, tym razem podpiętą, zaczepioną podczas podnoszenia zestawu. W ciągu 3 sekund ryba wyciągnęła całą gumę i nim wciągnęła mnie do wody zdążyła się wypiąć. Po szybkim donęceniu zacinam następną rybę, ale od razu czuć, że to nie jest brzana. Myśląc, że to mały kleń lub większa płoć szybko odpiąłem krótki 3-elementowy top. Po chwili przecierałem oczy, bo pod nogami pojawił mi się ponad kilogramowy leszcz, który dopiero wówczas rozpoczął prawdziwą walkę. Po dłuższej chwili chaotycznego holu udało mi się podebrać zupełnie niespodziewaną rybę.
Kończyła się trzecia godzina, a ja czułem, że jest dobrze. Lewa strona była poza zasięgiem, podobnie Petr Klasek, który tego dnia „rozwalał system”. W międzyczasie nastąpiło kolejne branie. Czuję, że jest to brzana, ale jakby mniejsza, bo nie ucieka…
Po chwili odpinam 5 elementów tyczki, pewnie odrywam rybę od dna, a moim oczom ujawniła się piękna brzana, większa niż dwie poprzednie!!! Jej spokój niestety mnie zgubił. Kiedy szybko wsunąłem pod nią podbierak, ta pełna zaoszczędzonej energii zdołała się z niego wyśliznąć i niczym wystrzelona torpeda natychmiast urwała haczyk… W ciągu sekundy z emocjonalnego nieba trafiłem do piekła. Tą feralną chwilę Basia uwieczniła na poniższym zdjęciu.
Do końca zawodów podświadomie biłem się z myślą, co będę czuł jeśli tej ryby zabraknie nam do upragnionego medalu, jeśli to ja zaprzepaszczę wysiłek całej drużyny?!
W ostatniej godzinie ryby wyraźnie już nie żerowały, w całym sektorze padały pojedyncze sztuki, a mnie udało się złowić tylko niewielkiego karasia. Kiedy dotarła do mnie waga wiedziałem już, że będę 8 w sektorze. Po prawej stronie na zamknięciu sektora Ladia Konopasek złowił kilka dużych leszczy, Petr Klasek zdeklasował konkurencję dając do wagi niesamowitych rozmiarów ryby, a kolega dwa stanowiska w prawo ode mnie wyprzedził mnie łowiąc wielką brzanę w ostatnich minutach zawodów. Moje ryby ważyły zaskakująco dużo, bo aż 6405 g. Zgodnie z oczekiwaniami zawodnicy ze stanowisk otwierających byli poza moim zasięgiem.
Utracona brzana dałaby drużynie wynik o 2 pkt. sektorowe lepszy. W niesamowitym napięciu przez 30 minut czekałem na informację czy mój brak koncentracji zaprzepaścił wynik drużynowy. Najpierw dowiedziałem się, że medal mamy na pewno, bo Duszan był 5, Zbyszek 4, a Mirek 2… Chwilę później okazuje się, że z 19 pkt. wygraliśmy drugą turę zawodów, a tym samym zdobywamy tytuł MISTRZÓW CZECH!!!
Najpierw była radość i ulga, że nie zawaliłem, a potem już tylko radość z naszego największego dotąd drużynowego sukcesu. Rok temu było srebro, a teraz mamy złoto! To pokazuje, że tworzymy fajny, zgrany zespół, w którym niezależnie od wszystkiego zawsze mamy świetną przyjacielską atmosferę. Jak wygrywamy to razem, jak przegrywamy to też razem!
To były naprawdę trudne i naprawdę stresujące zawody. O wyniku decydowały pojedyncze duże ryby, w 80% leszcze. Sektory dzieliły się na strefy lepsze i gorsze. Wygraliśmy dlatego, że w tych pierwszych plasowaliśmy się w czołówce, a w tych gorszych w środku tabeli. Nie bez znaczenia było to, że trening poświęciliśmy łowieniu dużych ryb, a nie uklei. Uważam, że ten sukces w większym stopniu zawdzięczamy doświadczeniu niż umiejętnościom.
Na koniec chciałbym jeszcze raz pogratulować zdobywcom indywidualnych medali, Martinowi złota, Hani srebra, a Zdenkowi brązu.
Wielkie gratulacje również dla Mireczka, który zawody ukończył na bardzo wysokim 5 miejscu. Można śmiało powiedzieć, że nieoficjalnie Mirek zdobył pierwsze miejsce wśród weteranów!
Pełne wyniki MISTRZOSTW CZECH 2019
Kacper Górecki