Każdy zestaw odległościowy powstaje na żyłce i to od niej należy zacząć. Ten temat opisałem już bardzo szeroko w jednym ze wcześniejszych poradników> i nic istotnego nie jestem w stanie do tego dodać. Ewentualnie osobom początkującym nie zalecałbym schodzić poniżej realnej średnicy żyłki 0,18 – to pomoże zachować na dłużej większość spławikowej kolekcji. Ponadto jeśli danym zestawem wykonaliśmy sporo rzutów, to przed kolejną sesją niezależnie od „oględzin” żyłki, przesuńmy całość o 1-2 m, aby żyłka na której pracuje spławik była świeża. Najczęściej pęka ona pod zaciśniętymi śrucinami, na których opieramy spławik lub pod klasycznymi łącznikami. W tych miejscach żyłka nie ma żadnej rozciągliwości i wyeksploatowana prędzej czy później strzeli podczas wyrzutu.
Spławik w tym systemie mocuję na żyłce na dwa sposoby.
Najbardziej lubię tzw. łącznik Rive (na ilustracji po prawej). Z tym rozwiązaniem zestaw lata wybitnie precyzyjnie. Ponadto ryzyko pęknięcia żyłki jest znikome, ponieważ silikonowa rurka amortyzuje wszystkie przeciążenia. W tym przypadku nie musimy po każdej sesji przesuwać zestawu na świeży odcinek żyłki, choć i tak profilaktycznie zalecam to robić. Największą wadą tego rozwiązania jest bardzo wysoka cena. Ponadto na początku łącznik ten może być kłopotliwy przy zmianie ustawienia gruntu. Prawie zawsze w jakimś stopniu żyłka pod silikonem skręca się i spławik trzeba kilka razy obrócić w jedną lub drugą stronę. Nie mniej jest to kwestia przyzwyczajenia i dość szybko nabiera się należytej wprawy, przy której zmiana gruntu to dosłownie chwila. Należy pamiętać aby silikon był minimalnie krótszy od miedzianego trzpienia – to w dużym stopniu ogranicza powstawanie wspomnianego warkocza pod wężykiem.
Drugi sposób podejrzałem u włoskich kolegów, przetestowałem i również szczerze mogę polecić (na ilustracji po lewej). Jest to bliźniacze mocowanie do systemu przelotowego, przy czym pod spławik dajemy nieco więcej śrucin, a stoper nie może znajdować się dalej niż 10-15 cm od podpory z ołowianego łańcuszka. Największą zaletą tego rozwiązania jest to, że nie wymaga żadnych łączników i zestaw w każdej chwili możemy przerobić na typowy system przelotowy. Na ilustracji brakuje krętlika z agrafką, które warto zastosować dla szybkiej zmiany spławika. Wadą tego systemu jest to, że każda zmiana gruntu powyżej wspomnianych 15 cm wiąże się z przesuwaniem wielu śrucin. Dlatego przy ich zakładaniu należy zwrócić uwagę, aby każda z nich swobodnie się przesuwała. Mój sposób na zakładanie śrucin opisałem tutaj> Należy też zaznaczyć wspomniane we wstępie ryzyko zerwania zestawu w miejscu podporu spławika. Po każdym łowieniu całość należy przesunąć w górę na nowy odcinek żyłki.
Najpopularniejszym i najprostszym sposobem mocowania spławika odległościowego na stałe jest zastosowanie specjalnego łącznika, blokowanego na żyłce za pomocą elastycznych wężyków. Najlepsze są te produkowane przez Cralusso i Stonfo. Niemniej osobiście preferuję dwa wyżej opisane rozwiązania.
Na poniższej ilustracji przedstawiłem dwa podstawowe schematy, które wynikają z pewnej zasady, a ta z moich doświadczeń.
Kiedy obciążenie na żyłce stanowi nie mniej niż 8-10 % wyporności spławika (np. 1 g przy spławiku 10 g) -> zestaw najlepiej budować klasycznie tj. śrucina sygnalizacyjna + obciążenie główne. Jeśli jest ono niewielkie (max 5 %) lepiej skupić je punktowo przy krętliku w postaci długiego łańcuszka niewielkich śrucin.
Tworząc zestawy na stałe stosuję zasadę, którą teraz nazwę roboczo „zasadą trzech wartości”: 5-10-15%. Te najmniejsze obciążenie (5%) stosuję rzadko, wyłącznie w bezwietrzne dni, kiedy łowię ryby co najmniej średniej wielkości. Skupione obciążenie sprawia, że sygnalizacja brań jest szybka i wyraźna co prowokuje do zbyt szybkiego zacięcia. Należy o tym pamiętać i doświadczalnie wyczuć odpowiednie opóźnienie tej czynności. 10% na żyłce to dla mnie taki standard zestawu na stałe – daje dobrą stabilność i czytelność. 15 % stosuję do łowienia leszczy lub lepszej sygnalizacji brań w wietrzne dni. Należy pamiętać o tym, że nadmiar obciążenia zawsze możemy przenieść pod sam spławik (przesunąć jeśli po drodze nie ma żadnego węzła). Przy 15% obciążenie można nieco bardziej rozłożyć na żyłce. W miejscu standardowego ulokowania obciążenia głównego zostawić 1 śrucinę, a resztę przesunąć o dodatkowe 15-20 cm. Pozostawioną śrucinę można także przesunąć w dół do przyponu, aby stabilniej zakotwiczyć przynętę i mieć lepszą sygnalizację brań „podnoszonych”.
Powyższe wskazówki pośrednio związane są nie tylko ze skutecznością, ale także ograniczaniem ryzyka splątań zestawu. Jednak tego nie unikniemy jeśli żyłka, na której powstanie nasz zestaw nie będzie układała się liniowo. Z pewnością każdy doświadczył tego, że po pierwszym splątaniu kolejne następują już znacznie częściej. To właśnie przez powstające zagięcia i skręcenia. Jeśli nasza żyłka na kołowrotku nie należy do najświeższych, to warto dowiązać (węzłem baryłkowym lub poprzez mały krętlik) około 1-1,5 m dobrej jakości żyłki (0,18), na której umieścimy ołowiane śruciny.
Na koniec jeszcze taka uwaga, aby nie skupiać swojej uwagi na detalach. Ryba nie widzi tego czy zastosowaliśmy 9 czy 10 śrucin, czy na żyłce jest 1 czy 1,1 g, czy obciążenie główne znajduje się na wysokości 35 czy 38 cm, a śrucina sygnalizacyjnja to nr. 5 czy 6. Jeśli nie zabraliśmy dłuższych przyponów niż 25 cm, a chcemy łowić leszcze to wystarczy odsunąć obciążenie 15 cm od krętlika i osiągniemy zbliżony efekt. Kiedy czujemy, że rybom jest za ciężko, że porzucają przynętę, doważmy antenę lub jak wspomniałem wyżej: przenieśmy część obciążenia pod spławik… ITD! Intuicja i wyczucie to coś czego nie da się ani opisać ani wytłumaczyć, ale można je nabyć. Wystarczy być konsekwentnym i cierpliwym.
W kolejnej części omówię zestawy przelotowe.
Kacper Górecki