Tegoroczny terminarz ligi czeskiej niestety w połowie koliduje z GPP, podobnie jak Mistrzostwa Czech, które odbędą się w tym samym czasie co Mistrzostwa Polski. Jedne zawody ligowe już za mną, a tylko jedne przede mną. Dlatego też po ostatnich zawodach w Brzeclawiu postanowiłem przez tydzień pozostać na południu Czech i wziąć udział w kolejnych zmaganiach, tym razem nie ligowych a pucharowych.
U naszych południowych sąsiadów wiele lat temu powstał ciekawy system rozgrywek spławikowych. Oprócz I i II ligi oraz Mistrzostw Czech są jeszcze tzw. POHARY (Puchary). Są to w większości imprezy o wieloletniej tradycji, co roku cyklicznie w podobnym terminie organizowane na tych samych łowiskach. I teraz rzecz najciekawsza. W każdych z wymienionych zawodów za zajęte w sektorze miejsce zdobywa się punkty do klasyfikacji Wędkarza Spławikowego Roku. Oczywiście inną liczbę punktów zdobywa się za zwycięstwo sektorowe w Mistrzostwach Czech (50-60 pkt), I lidze (30-40 pkt), POHARACH (20 pkt) i II lidze (10 pkt). Z tabeli Wędkarza Roku wybierana jest kadra narodowa i reprezentacje na poszczególne imprezy międzynarodowe. / Nieskromnie mogę pochwalić się, że w sezonie 2016 dopiero w ostatnich zawodach straciłem prowadzenie w tej klasyfikacji. / Najlepsi czescy spławikowcy chcąc jeździć na MŚ i ME nie mogą ograniczać się do zawodów 1 Ligi, a tym samym dają możliwość mniej doświadczonym kolegom współzawodnictwa w zawodach pucharowych.
NOVA DOMUS to prestiżowe zawody z 24 letnią tradycją, co roku pod koniec kwietnia organizowane na nieprawdopodobnie urokliwym łowisku – rzece Neżarka. Te niezwykłe miejsce poznałem dokładnie rok temu podczas zawodów 1 ligi o czym można przeczytać w relacji z tamtych zawodów. Niezmiennie uważam, że dla mnie to pod każdym względem najpiękniejsze łowisko jakie kiedykolwiek poznałem.
Może trudno w to uwierzyć, ale przez 5 dni poprzedzających zawody i spędzonych tuż obok Neżarki tylko raz wybrałem się powędkować. Przez cały tydzień towarzyszyła nam okropna pogoda, temperatura od 1 do 4 stopni, porywisty, lodowaty wiatr i deszcz. Lecz to nie jedyny powód mojej wędkarskiej absencji. Łowienie ryb tam, gdzie jest ich bardzo dużo i w walce o każdą drobinę zanęty bezmyślnie wieszają się na haczyku, od dawna już mnie nie bawi. Dlatego prywatnie wolę wędkować na przydomowej Łynie, gdzie każdą dużą rybę a czasem i niewielką muszę wypracować niczym podczas zawodów.
To co potrafi mnie znudzić podczas indywidualnego wędkowania jest wielkim atutem do rozgrywania zawodów. Duża ilość ryb sprawia, że na każdym stanowisku występuje ich zbliżona populacja (nie grupują się), przez co losowanie najczęściej nie ma istotnego wpływu na wynik (wyjątek mogą stanowić skrajne sektory). W warunkach presji zawodów, a szczególnie obfitego nęcenia nawet najbardziej liczne i pazerne ryby stają się ostrożne, a ich łowienie daje wówczas ogromną radość.
Nad Neżarkę zawitał także Zbyszek Milewski nieobecny tydzień wcześniej z powodu choroby. Niestety pogoda w sobotę nas nie oszczędziła i przy niskiej temperaturze przez cały czas towarzyszył nam dość intensywny deszcz.
W porównaniu do zeszłego roku woda w rzece płynęła nieco mocniej, 1 g spławik był dobry do przepływanki, a do mocnego przytrzymania potrzebne było na żyłce około 2 g ołowiu.
Nie zmieniło się jedno, Neżarskie ryby w czasie presji unikają dużych przynęt, a haczyk numer 18 to absolutne maksimum wielkości. Osobiście uważam, że chcąc łowić tamtejsze stare i mądre leszcze najlepszą przynętą są 1-2 ochotki na haczyku numer 20 i żyłce 0,074. Hol 1-2 kg leszcza na takim zestawie to coś niezwykle ekscytującego.
Na trudne czeskie leszcze z tyczki mamy opracowaną bardzo charakterystyczną taktykę nęcenia, teoretycznie „antyleszczową”. Na początek z gliny + ewentualnie umiarkowanej ilości zanęty i odrobiny jokersa robimy w wodzie „wielkie halo”, a z kubka podajemy kilka kul zanęty lub ciężkiej gliny ze śladową ilością przynęt.
W pierwszej fazie jeśli ryby są w łowisku doskakują dosłownie do wszystkiego, a brak skoncentrowanej ilości robaków sprawia, że nasza przynęta jest natychmiast atakowana. Późniejsze donęcanie również jest skuteczniejsze, bo nienasycone ryby pobudzane smakiem/aromatem zanęty lepiej reagują na niewielkie ilości robaczków, dosłodzenie gliny czy też raz na jakiś czas porcję gliny bogatą w mięsko. Ryby podobnie jak ludzie potrafią szybko znudzić się nawet najlepszym daniem.
Sobotnia trzygodzinna tura była dla nas niezwykle udana. Zbyszek z wynikiem 12 kg wręcz zdeklasował konkurencję w sektorze D, ja również w dobrym stylu wygrałem sektor B. Miałem troszkę pecha bo w okresie najlepszych brań przez kilkanaście minut walczyłem z ogromnym leszczem, który wypiął się dosłownie w ostatniej fazie holu. Co ciekawe zarówno ja jak i Zbyszek łowiliśmy więcej dużych leszczy niż wspólnie cała reszta sektorowej konkurencji. Można uznać, że nasza taktyka była w 100% dobra.
Na podstawie zeszłorocznych doświadczeń uznaliśmy, że w niedzielę leszczy będzie wyraźnie więcej niż w sobotę. Tak zazwyczaj tutaj bywało, że zarówno z dołu jak i góry rzeki ryby w drugim dniu grupowały się na obszarze zawodów. Uznaliśmy, że sama zanęta podana kubkiem może być zbyt mało atrakcyjna dla ewentualnego stada leszczy i na start dodaliśmy do niej niedużą ilość siekanych dżdżownic.
NIESTETY! Po raz kolejny okazało się, że nawet najbogatsze łowisko potrafi zaskoczyć… Kiedy po sygnale można łowić wszyscy oczekiwali szybkich brań nastała konsternacja! W zasięgu wzroku nikt nie miał kontaktu z rybą. Po trzydziestu minutach bez brania wiedziałem już, że siekańce w zanęcie zapewne odstraszają pojedyncze ryby, które jak caryce mogły wybrzydzać i wybierać najsubtelniejsze kąski.
Z czasem na linii zaczęły się pojawiać komentarze typu: „Kacper dlaczego nie łowisz? to przecież twoje polskie łowienie” :) Po raz kolejny zdałem sobie sprawę, że w moim wędkarskim DNA brak jest genu zamiłowania do „dłubania”. Przyznam, że dla czeskich kolegów brak ryb tego dnia w pewnym sensie stał się wędkarską atrakcją. Najpogodniej czuli się mniej zaawansowani sportowo koledzy, którzy w takich warunkach toczyli wyrównaną walkę z czeskimi Mistrzami. Jednak i tych najlepszych dobry humor nie opuszczał aż do końca.
Ostatecznie przez trzy godziny złowiłem lina, małego klenia, leszczyka i jazgarza. Z wagą 1380 g zająłem wysokie 3 miejsce w sektorze. Podobny wynik tj. 1400 g uzyskał Zbyszek i również był 3. W klasyfikacji końcowej zawodów Zbyszek uplasował się na trzecim miejscu, a ja z tą samą liczbą punktów lecz niższą wagą złowionych ryb na piątym. Z dużym przekonaniem sądzę, że gdyby nie optymistyczna modyfikacja taktyki to któryś z nas zapewne miałby szansę w tych zawodach zwyciężyć. Szczególnie niewiele zabrakło Zbyszkowi, dosłownie jednej niespełna pół kilogramowej ryby.
WYNIKI NOVA DOMUS 2017 seniorzy
Szersza galeria zdjęć na naszym profilu FB
Za mną wspaniały tydzień w Czechach. Ligowe zwycięstwo w Brzeclawiu i 5 miejsce na prestiżowych zawodach pucharowych w gronie zawodników światowego formatu to dla mnie ogromny sukces, który będę pamiętał bardzo długo.
Kacper Górecki