Budowa zestawów to z jednej strony temat banalny, z drugiej mimo upływu lat ciągle uczę się czegoś nowego. Dowodem tego jest fakt, że artykuł ten aktualizuję dokładnie po 4 latach od jego powstania.
Nieraz przed zawodami zrywałem żyłki, bo poznałem nowe rozwiązanie lub stwierdziłem, że coś może być lepiej zrobione. Świadomość stosowania optymalnie zestawionego sprzętu jest niezwykle ważna dla mojego komfortu psychicznego. To bezpośrednio wpływa na koncentrację i pewność wykonywanych ruchów, mówiąc prościej na skuteczność.
Pamiętam jak podczas drugiej tury zawodów Walterland Masters 2016, co chwile wstawałem z kosza i rwałem kolejne zestawy próbując ustawić odpowiednio śruciny. Oczywiście wszystkie były używane w poprzednim sezonie i żyłki pod śrucinami po prostu sparciały. Gdyby nie dziurawa siatka w pierwszej turze i strzelające zestawy w drugiej, uplasowałbym się w ścisłej czołówce wielkiej, prestiżowej imprezy. Niedosyt i żal do samego siebie był ogromny.
Przykrość pękających żyłek później dopadła mnie jeszcze kilkukrotnie. Przed sezonem 2016 nie zrobiłem remanentu kaset, gdyż stwierdziłem, że zostało mi mnóstwo zestawów. Oczywiście przed zawodami jak i po treningach zazwyczaj nie było czasu na przygotowanie nowych.
Problem nie dotyczy zestawów, które nie były używane. Takowe pod warunkiem, że nie zaznały dużego zawilgocenia mogą być użyte nawet po kilku latach.
Poniżej opisuję najważniejsze sugestie odnośnie budowy zestawów, które wynikają wprost z moich doświadczeń.
Żyłka do budowy zestawów powinna być co najmniej średniej klasy. Tych godnych polecenia jest więcej niż renomowanych firm, bo wiele z nich oferuje więcej niż jeden tego typu produkt. Absolutnie nie muszą to być topowe żyłki kosztujące nawet 30 zł za 100 m odcinek. Wyjątkiem, kiedy jednak warto na nie stawiać, są najdelikatniejsze zestawy wiązane na średnicach 0,10-0,12. Nie tylko ze względu na lepszą prezentację przynęty, ale i ich trwałość. Tanie żyłki zazwyczaj znacznie szybciej się starzeją, są mnie odporne na czynniki zewnętrzne.
Im żyłka jest bardziej miękka i elastyczna, z tym większą „gracją” nasz zestaw będzie pracował w wodzie. Ma to znaczenie tam, gdzie ryba ma czas przyjrzeć się przynęcie, nie tylko leżącej na dnie, ale również kiedy opada lub się przesuwa. Czyli będą to wszelakie wody stojące i wolno płynące.
Jeśli żyłka główna „usztywni” nasz zestaw, to nawet na właściwie dobranym przyponie przynęta będzie traciła swój potencjał. Niemniej wszystkie standardowe nylonowe żyłki opisywane jako te do zestawów/przyponów będą odpowiednio elastyczne, tak więc trudno tutaj popełnić poważny błąd.
Drugim typem żyłek są te opisywane jako sztywne, twarde, pancerne itd. I te są optymalne do zestawów rzecznych. Kiedy woda płynie, najwięcej w kontekście pracy przynęty zależy od nas, tzn. od naszej techniki łowienia. Sztywna żyłka lepiej reaguje na przytrzymania i popuszczenia zestawu w nurcie. Teoretycznie szybciej delikatne brania. Jednak w praktyce najistotniejsze jest to, że taka żyłka jest mniej podatna na splątania.
Kiedy sztywnej żyłki nie mam pod ręką, to po prostu robię zestaw ze standardowej – tylko o rozmiar grubszej. Jedynie zbrojąc ciężkie dyski w żyłki 0,18-0,20, staram się wybierać twarde pancerne żyłki. Łatwo sobie wyobrazić, że jeśli średnica 0,14 jest „normalna” dla 3 g zestawu, to 0,20 jest już proporcjonalnie cienka do obciążenia 30 g, a jednocześnie zastosowanie grubszej z wielu powodów nie będzie dobre. Tak więc, tam gdzie ogranicza nas stosunkowo niewielka średnica, lepiej stawiać na możliwe twarde i mocne żyłki.
W zestawach do bata, ze względu na konieczną kontrolę nad nimi, najważniejszą cechą żyłki jest to, aby pływała. Właściwość tę posiadają wszystkie dobrej jakości żyłki nylonowe, a szczególnie te sugerowane do metody bolońskiej.
Są dwie podstawowe zależności. Im cieńsza żyłka, tym zestaw szybciej ustawia się w wodzie i jest mniej podatny na jej fizyczne działanie (dryf/nurt) – przez co przynęta zachowuje się stabilniej, a więc bardziej naturalnie. Im grubsza żyłka, tym mniej podatna na plątanie, starzenie się i zerwanie – to oczywiste.
0,2-0,6 g = 0,10 mm | 0,8-1,00 g = 0,11 mm | 1,00 – 1,50 g = 0,12 mm | 1,50 – 4 g = 0,14 mm | 4-8g = 0,16 mm | 8-10 g = 0,18 mm | 12-20 g = 0,20 mm | >20 g = 0,22 mm
Oczywiście czasem stosuję odstępstwa, jeśli warunki tego wymagają. Na duże ryby i płytkie wody lepsza będzie nieco grubsza żyłka (choćby ze względu na to, że przypon nie powinien być mocniejszy od żyłki głównej). Zestawy na głębokie wody płynące (powyżej 4 m) warto zrobić na żyłkach o rozmiar cieńszych, tak aby między spławikiem a obciążeniem tworzyło się jak najmniejsze wybrzuszenie. W tym przypadku istotna jest wskazówka podana wyżej: „tam gdzie ogranicza nas stosunkowo niewielka średnica, lepiej stawiać na możliwe twarde i mocne żyłki”.
Jeszcze jako ciekawostkę wspomnę, że od wielu już lat nie zasugerowałem się opisem wytrzymałości żyłki. Te wartości nie są użytkowo miarodajne. Każdy producent może napisać na etykiecie dowolne cyfry. Tak naprawdę nic one nie mówią poza polityką marketingową firmy w tym aspekcie. Jedne marki chcą być wiarygodne podając niskie wartości, inne wypisują dwukrotnie wyższe, a to wszystko nijak ma się do rzeczywistych porównań. Dlatego na żyłkach naszej marki oznaczenia wytrzymałości nie ma wcale.
Podczas budowy zestawu, dla trwałości spławika ważne jest precyzyjne dobranie wężyka silikonowego. Spławik powinien swobodnie przesuwać się po żyłce, a mocujące igielity pozostawać na swoim miejscu. Jeśli rurka silikonowa jest odrobinę „za luźna”, wystarczy wyciąć z niej dłuższe igielity. W sytuacji odwrotnej, kiedy spławik przesuwa się nieco zbyt topornie, można je skrócić. Nie mniej polecam zadbać o posiadanie arsenału silikonów różnych producentów i wówczas zawsze wybierzemy ten idealny. A niewłaściwie zamocowany spławik bywa niezwykle irytujący.
Klasyczny spławik z długim kilem mocuję trzypunktowo. Pierwsze dwa igielity powinny być krótkie (kilka mm), natomiast dolny wyraźnie dłuższy – z dwóch powodów. Przede wszystkim, aby ograniczać „koziołkowanie” spławika wężyk musi nakrywać zakończenie kila. Ponadto naciągając go mniej lub więcej na statecznik, możemy regulować moc trzymania spławika na żyłce. Ważne jest również to, aby górny igielit nie znajdował się bezpośrednio pod korpusem, tylko nieco niżej.
Charakterystyczne na korpusie „przecięcia” od żyłki, jeśli nie są głębokie dotyczą tylko farby, a nie warstwy lakieru bezpośrednio i realnie zabezpieczającej balsę (dotyczy spławików dobrej klasy).
Część wędkarzy dodatkowo lakieruje korpusy. Ja od dawna już tego nie robię. Mam wrażenie, że lakier wpływa na napięcie powierzchniowe i spławik za każdym razem nieco inaczej się ustawia. Jednak to, że dodatkowa warstwa lakieru może przeszkadzać, dostrzegałem jedynie przy najmniejszych spławikach (do 1g).
Obciążenie buduję „od dołu” i zaczynam od zamocowania śruciny sygnalizacyjnej (jakie wybieram opisałem niżej). Druga śrucina jest taka sama lub o rozmiar większa. Jeśli jest większa, to ta trzecia może być wielkości tej drugiej. Chodzi o to, aby pierwsze trzy śruciny, które regulują ostatnią fazę pracy zestawu były zbliżonej wielkości. Każda następna śrucina, którą mocuję jest już o rozmiar większa.
Kiedy docieram do momentu, w którym kolejna większa śrucina przeważyłaby spławik, testowo pod wianuszkiem zakładam i sprawdzam jakiej śruciny brakuje mi do wstępnego wyważenia spławika (z wody wystaje antenka i ewentualnie 1 mm korpusu). Znając już właściwy rozmiar ołowiu, mocuję go w sekwencji obok śruciny tej samej wielkości.
Można to sobie bardzo uprościć stosując wagę jubilerską
Można to sobie bardzo uprościć stosując wagę jubilerską. Jeśli nie zapomnę, na korpusie opisuję realną wyporność spławika (rzadko jest dokładnie taka sama jak fabryczne oznaczenie). Wspomniana waga i opis spławika to docelowo większa wygoda podczas późniejszej wymiany zestawu.
Stosując ten system w cięższych zestawach, ogon może przybierać zbędnie długie oblicze. Dlatego, kiedy w moim obciążeniu głównym jest już 5-6 śrucin, to ważę je i brakującą wartość dzielę na dwie lub trzy duże śruciny. W zestawach z dyskami będą to 1-2 kulki, ale o tym więcej napisałem tutaj>
Śruciny doważające mocuję nad obciążeniem głównym. Preferuję, aby były to możliwie najmniejsze rozmiary np. zamiast jednej śruciny nr. 11 były dwie nr. 13. To daje mi znacznie większą kontrolę nad wyważeniem antenki. Łatwiej jest zdjąć lub założyć jedną śrucinę, niż ją zdjąć i zastąpić inną.
Wyjątkiem są bardzo lekkie zestawy (poniżej 1 g) i te, które mają pracować także w opadzie (np. stick). Kiedy łowisko zmusza nas do lekkiego łowienia, to prawdopodobnie bardzo ważny jest możliwie naturalny opad przynęty. Do tego lepszy jest klasyczny, długi wianuszek śrucin. Wtedy różnica między śruciną sygnalizacyjną a tą największą, to często tylko 2-3 rozmiary.
Pierwszy, kiedy często zmieniam wysokość obciążenia głównego. Dotyczy to szczególnie zestawów do bata i bolonki.
Drugi, kiedy łowisko jest głębokie, woda płynie, a ja łowię stosunkowo lekkim zestawem – szczególnie w wodach płynących. Po prostu oliwka opada znacznie szybciej.
W obu przypadkach staram się, aby poza oliwką na zestawie znajdowało się tylko tyle śrucin, ile potrzebuję do jej zablokowania na żyłce + maksymalnie trzy sygnalizacyjne.
Stosuję następujące wielkości śrucin sygnalizacyjnych:
nr. 12 (spławik 0,2-0,4 g) | 11 (0,5-0,8 g) | 10 (1,0-1,25 g) | 9 (1,5-2,0 g) | 8 (2,5 g) | 7 (3 g) | 6 (4 g) | 5 (5 g) | 4 (6 g) | 3 (8 -10 g) | 2 (12 g) | 1 (15 g) | 0 (20 g i więcej)
Zaznaczę, że to tylko poglądowe zestawienie. Mniejszych praktycznie nie stosuję, ale większe (i to czasem dwukrotnie) używam np. przy łowieniu batem lub bolonką.
Żaden zestaw nie będzie trwały, jeśli zamocowany na nim ołów nie będzie przesuwał się swobodnie. O tym jak optymalnie zakładać śruciny napisałem tutaj>
A o tym jak właściwie rozkładać obciążenie na żyłce napisałem tutaj>
Bardzo czułe spławiki wyważam tak, by pod wodą znalazło się 1-2 mm cienkiej szklanej antenki.
Spławiki z metalowymi antenkami wyważam super precyzyjnie do punktu wyjścia anteny z korpusu (cała antena jest nad wodą, a cały korpus pod wodą).
Plastikowe anteny wstępnie ustawiam tak, aby tylko w kilku mm były zanurzone.
Wyjątkiem są rzeczne dyski, które doważam do momentu, aż z wody będzie wystawał nie więcej niż 1 cm anteny. Jednak kiedy w dyskach są cienkie szklane antenki, te należy wyważać na około połowę długości.
Spławiki do rzecznej przepływanki z kołowrotkiem (stick, avon, bolo) wyważam nie mocniej niż do puntu stylu anteny z korpusem.
Ponadto należy uwzględniać to, że:
Generalnie wychodzę z założenia, że nad wodą zawsze łatwiej jest założyć śrucinę niż ją zdjąć.
Nowe zestawy zawsze nawijam na drabinkę od końca tzn. gumowy zaczep mocuję do pętelki znajdującej się pod śruciną sygnalizacyjną. Ma to dwojakie znaczenie. Przede wszystkim po tym rozpoznaję, że zestaw jest nowy. A po założeniu przyponu, rozwijam zestaw w potrzebnym zakresie długości, nie musząc wstawać z kosza.
A pro po długości, co do zasady nigdy optymalny zestaw nie będzie mierzył tyle samo. No chyba, że łowimy raz po raz w tym samym miejscu. Dlatego, kiedy już wyważę spławik, to na drabinkę nawijam nie więcej żyłki niż realnie mogę potrzebować. Nie mierzę tego dokładnie, ani nie opisuję nic na drabince. Wystarczy nauczyć się węzła baryłkowego, aby szybko przedłużyć zestaw o dowolną długość.
Jeśli spławik ma konstrukcję podatną na powstawanie defektów (obszerny korpus, cienki metalowy kil), to zawsze na czas przechowywania zsuwam dolny igielit, zmniejszając napięcie żyłki na narażonych elementach.
Gotowe zestawy najbardziej nie lubią słońca (żyłki) i wilgoci (ołów), warto mieć to na uwadze.
Kacper Górecki