Bentonit i Liant a Coller – te mineralne kleje do zanęt i glin zna każdy wyczynowiec. Sposoby i zwyczaje ich stosowania są i podobne i różne zarazem. Mogę stwierdzić, że dla każdego z nas mają one wymiar indywidualny. Wynika to z tego, że ostateczny efekt działania danego kleju, w dużym skrócie myślowym nigdy nie będzie dokładnie taki sam.
To są te detale, które robią tzw. „różnicę” i sprawiają, że receptura i skład nic nie znaczą same w sobie bez odpowiedniego przygotowania i użycia. Określenie kuchni wędkarskiej, ma tutaj słuszną analogię. Przepis i odpowiednie składniki to za mało, aby każdy mógł przygotować równie dobre danie.
Na podobny temat pisałem już niespełna dekadę temu w artykule „Bentonit czy Coller – który lepszy?”. Mimo upływu lat, tamta treść dalej jest w pełni aktualna, choć bardzo ogólna.
Moje obecne doświadczenie w stosowaniu bentonitu i collera jest duże, jak każdego polskiego spławikowca z wieloletnim stażem. Dlatego rozwijając tą treść, chciałbym podzielić się konkretnymi wskazówkami.
Przez kiedy mam na myśli po co i do czego je dodawać.
Wspólnym i głównym celem ich stosowania jest zwiększenie kleistości mieszanki na powietrzu i jej zagęszczenie w wodzie. W efekcie możemy używać mniej siły aby formować kule (i nie zgniatać delikatnych larw). Ponadto nasza mieszanka z klejem jest bardziej „zwarta” i odporna na rozpraszanie (przez prąd wody i żerujące ryby).
Bentonit pozwala wydłużyć proces rozpuszczania się kul, co ma znaczenie w sytuacji kiedy ryby żerują bardzo agresywnie. Kule z collerem rozpuszczają się szybko, uwalniając przy tym jasny obłok, często dodatkowy wabik dla ryb. Kiedy mieszanka sama w sobie jest suchawa i słabo klejąca (bo chcemy, aby na dnie szybko się rozłożyła), to coller jest idealnym spoiwem pozwalającym na dotarcie kul w całości na dno.
Jeśli w glinie jest mniej ziemi, ale całość stanowi ogólnie lekką mieszankę, również preferuję bentonit.
Bez wdawania się w nieistotne procesy fizyko-chemiczne, w kontekście wędkarskim ziemia i bentonit świetnie ze sobą „współpracują”. Takie mieszanki są na tyle lekkie, że rozpuszczanie się kul warto rozciągnąć w czasie, tworząc różne ich spoistości.
Nawet jeśli naszym celem jest jedynie zagęszczenie mieszanki, to tam gdzie jest sporo ziemi, moim zdaniem bentonit jest bardziej odpowiedni. Aby kule szybko się rozłożyły, wystarczy w mniejszym stopniu je ucisnąć, zachowując w nich nieco powietrza.
Bentonit w połączeniu z wilgotną gliną wiążącą i mocnym uciśnięciem stworzy plastyczną skałę, która może godzinami bezproduktywnie leżeć na dnie. Bentonit do ciężkich mieszanek dodaję wyłącznie na szybkie rzeki i tylko do kul zawierających sporą ilość przynęt. Wyjątkiem jego stosowania z gliną w pozostałych łowiskach, są bardzo duże stężenia jokersa typu 20% i więcej m.in. podawane kubkiem. Taka ilość przynęt neutralizuje ryzyko zabetonowanie kul.
Rzadko skupiam się na smużącej właściwości tego kleju, ale jest to coś, co można brać pod uwagę. Szczególnie małe i średnie ryby lubią ten popielaty obłok. Kiedy to zauważam, kleju po prostu dodaję więcej niż zwykle.
Bentonit określiłbym jako klej dość trudny w użytkowaniu, bo wiele detali diametralnie zmienia jego działanie. W tym kontekście ilość kleju ma mniejsze znaczenie niż wilgotność mieszanki i siła uciśnięcia kul.
Kiedy wiem, że będę stosował większą ilość bentonitu (tworzył różne spoistości kul), to moja glina lub mieszanka (glina + zanęta) zawsze ma konsystencję sypką, „nieco przysuchą”. Bez wdawania się w naukowe wywody, wynika to z faktu, że bentonit podczas łączenia z gliną dowilża całą mieszankę. Jeśli ta pierwotnie byłaby optymalnie wilgotna, całość po dodaniu kleju może wyjść nam zbyt mokra i tęga. Kiedy już tak się stanie, można ratować się poprzez lżejsze uciskanie kul. Wówczas pozostałe w nich powietrze zapobiegnie ich „zabetonowaniu”.
Przykład. Do 6 l mieszanki dodaję garść jokersa (około 200 ml), garstkę kasterów (100 ml) i szczyptę pinek. Te wszystko posypuję i wstępnie rozpraszam ilością 250-300 ml kleju, w moim przypadku odmierzonego „na oko”, ale można użyć do tego odpowiedniej matrioszki. Potem wszystko mieszam, ale niezbyt długo, aby nie posklejać ze sobą pojedynczych larw i nie uzyskać galaretowatej konsystencji. Jeśli chcę zrobić więcej niż jedną spoistość kul, to te 6 litrów dzielę np. na dwie 3-litrowe porcje. Do tej drugiej dodaję połowę 250 ml matrioszki kleju, tym samym zwiększając stężenie kleju dwukrotnie.
Dwie konsystencje/spoistości to dla mnie standard jeśli nie zaczynam donęcać już w pierwszej godzinie zawodów. Trzy konsystencje robię tylko wówczas, kiedy nie planuję donęcać łowiska przez co najmniej 2 godziny.
Nie przekraczam stężenia 10% zawartości bentonitu w mieszance. Czyli teoretycznie nie stosuję więcej niż 1 kg bentonitu na 10 l nośnika. W praktyce jedno opakowanie kleju wystarcza na znacznie więcej, bo poza wyjątkami (łowieniem na rybnych czeskich rzekach), nie robię, aż 10 l tak mocno doklejonej mieszanki.
Coller w przeciwieństwie do bentonitu, to klej łatwy i „bezpieczny” w użyciu. „Bezpieczny”, bo nawet jeśli dodamy go za dużo, to nasze kule w łowisku i tak szybko się rozpuszczą.
Osobiście stosuję go przede wszystkim jako spoiwo kul, które z jakiegoś powodu mogłyby nie dotrzeć w całości do dna np. mieszanka ma sypką, suchawą konsystencję lub zawiera dużo przynęt (np. przy nęceniu kubkiem). Dużo collera stosuję przy nęceniu procą, aby przeciwstawić się sile uderzenia kuli o powierzchnię wody.
Zasada stosowanych ilości jest dokładnie taka sama jak przy bentonicie. Wstępnie collera dodaję tyle ile przynęt, ale dokładne odmierzanie kleju nie ma już żadnego znaczenia. Ogólnie preferuję stosować go nieco więcej niż potrzeba, bo jego lepkość pozwala zachować przynęty w lepszej jakości (używam mniej siły przy formowaniu kul).
Istotna różnica przy stosowaniu collera polega na tym, że konsystencję mieszanki, która go zawiera śmiało można regulować wodą. Jeśli czuję, że część kul mogłaby być bardziej tęga i zwarta, nie boję się dodać nieco wody przed ich zrobieniem. W łowisku takie kule rozpuszczą się nieco wolniej, ale całość będzie bardziej zwarta i trudniej (dłużej) dostępna dla ryb.
Kacper Górecki