Ze względu na szybkie stopnienie lodów miałem kilkukrotnie możliwość wędkowania nowymi wagglerami już w wydaniu nie prototypowym a seryjnym. Podczas ostatniego treningu wychwyciłem jeden problem zastosowania stożkowego adaptera, który to w zamyśle ma pewnie trzymać antenkę. Otóż antenki wyprodukowane są z poliwęglanu, który nie jest elastyczny a przez to kruchy i podatny na pękanie. Problem polega na tym, iż aby adapter spełniał swoją rolę antenka musi być mocno na nim osadzona (wciśnięta), co w praktyce wiąże się z prawdopodobieństwem jej pęknięcia. Oczywiście wszystko należy robić z wyczuciem, a osobiście co kilkadziesiąt rzutów sprawdzam czy antenka się nie obsunęła/poluzowała.
Kiedy podczas ostatniego wędkowania w krótkim czasie straciłem dwie antenki, wpadłem na pomysł, by ich dolną część zabezpieczyć nawojem z taśmy izolacyjnej. Ten prosty zabieg rozwiązuje w 100% mankament kruchej właściwości poliwęglanu. W przyszłości postaramy się również wprowadzić do oferty plastikowe zamienniki, które są elastyczne i odporne na pękanie.
Często otrzymujemy również pytania o mocowanie antenki „rurkowej” tzw. gwizdka. Ta musi być również mocno wciśnięta na adapter i nie należy się obawiać jej pęknięcia. Dodatkowo miejsce jej łączenia z piórem również warto zabezpieczyć taśmą izolacyjną. Dzięki temu nie musimy się martwić o to, że gwizdek zeskoczy nam z anteny.
Kiedy stosować antenkę poliwęglanową (zasklepioną), a kiedy rurkową (pustą)? To pytanie otrzymuję chyba najczęściej. Osobiście jak tylko warunki pozwalają (widoczność) zawsze staram się łowić tą pierwszą, ponieważ jest w 100% uniwersalna. W zależności od jej wyważenia mogę dopasować się do delikatnych brań (z wody wystaje 5-10mm antenki) jak i łowić na bardzo duże przynęty np. dżdżownice czy kukurydzę. Dzięki dużej wyporności poliwęglanowej nakładki mogę łowić ryby nawet podczas dużego dryfu kładąc na dnie część zestawu i obciążenia. Antenki puste nie dają tej możliwości, ze względu na minimalną wyporność. Pokazują najdelikatniejsze brania, jednak w tym też wiele tych fałszywych (ocieranie się ryb o zestaw, czepianie haczyka o dno itp.). W związku z tym rozwiązanie to jest korzystne kiedy przynętę ustawiamy na styku, tuż nad dnem lub najwięcej brań mamy z tzw. opadu. Wówczas nie ma ryzyka nieprawdziwej sygnalizacji.
Nasz waggler został tak zaprojektowany, by był kompatybilny z moimi dotychczas ulubionymi spławikami tj. Lorpio i Rive. Nie tylko mosiężne mocowania i talerzyki, ale i poliwęglanowe antenki wzajemnie do siebie pasują. Istotna różnica jaką zaprojektowaliśmy polega na „odciążeniu” korpusu w spławikach 12 g, poprzez zastosowanie aluminiowej, a nie mosiężnej tulei z gwintem. Dzięki temu więcej obciążenia znajduje się w mosiężnych talerzykach, a mniej w elementach stałych wagglera. Ponadto im mniej dociążone jest wnętrze korpusu tym większy jest zasięg spławika.
Po pierwszych wypadach nad wodę mogę potwierdzić, że spławiki produkowane przez Darka Ciechańskiego latają idealnie, podobnie jak było to z prototypami przeze mnie testowanymi. Szczególnie z systemem mocowania na żyłkę Rive precyzja rzutów jest moim zdaniem niebywała. Trwałość i solidność nowych spławików również jest w klasie do tej pory mi nieznanej.
Kacper Górecki