W dniach 26-28 czerwca odbyły się tegoroczne Mistrzostwa Europy w wędkarstwie spławikowym. Areną zmagań był tor regatowy w pobliżu stolicy Białorusi. O ile łowisko niczym nie odbiegało od powszechnych standardów, to samą lokalizację należy uznać za dość egzotyczną dla spławikowej rywalizacji. Głównie sprowadza się to do istotnych problemów z przekroczeniem granicy po stronie Białorusi. Potwierdzeniem skali problemu może być fakt, że w tegorocznych Mistrzostwach zabrakło ponad połowy reprezentacji w tym m.in. Anglii i Francji.
Poniższy artykuł powstał na podstawie kilkugodzinnej, wyczerpującej rozmowy z Petrem Klasek, zawodnikiem reprezentacji Czech. Dodam, że Petr jest znaną i niezwykle lubianą osobą w naszym polskim spławikowym światku. Przez kilka lat jak tylko mógł stratował z powodzeniem w zawodach GPP, gdzie zyskał sympatię i szacunek wszystkich współzawodniczących kolegów.
Jedziemy na Mistrzostwa Europy…
Na Mistrzostwa postanowiliśmy wyjechać w poniedziałek rano. Nasz plan obejmował łącznie 4 dni treningu tj. od wtorku do piątku. Niestety już w poniedziałek mocno się skomplikował. Kilkaset metrów przed granicą z Białorusią zepsuł się nam samochód i wymagał wizyty w serwisie. Wypożyczonym autem, w którym pomieściliśmy tylko niewielką część sprzętu (głównie wędki) powróciliśmy na trasę do Miska. Kolejne rozczarowanie przeżyliśmy na granicy białoruskiej. Mimo, że przed nami w zasadzie nie było żadnego auta na przeprawę czekaliśmy 7 godzin! Umęczeni podróżą i niemiłą przygodą, bez kompletnego sprzętu na miejsce dotarliśmy dopiero we wtorek rano.
Wtorek / Środa
Jako, że na normalny trening nie byliśmy gotowi, postanowiliśmy poświęcić ten dzień na odpoczynek i podejrzenie efektów trenujących już zawodników innych reprezentacji. W środę dalej bez kompletnego sprzętu (m.in. kombajnów) w bardzo ograniczonym zakresie wędkowaliśmy odległościówkami. Nasze wyniki były przeciętne i oscylowały w granicach 3-5kg.
Naprawione auto wraz z całym ekwipunkiem dotarło do nas dopiero w środę popołudniu, stąd normalny, pierwszy trening mogliśmy przeprowadzić dopiero w czwartek! Na tamtą chwilę z oczywistych względów nie wypracowaliśmy skutecznych rozwiązań na białoruskie łowisko. Mieliśmy już natomiast pogląd w zakresie stosowanych metod i odławianych ryb. Zdecydowanie najlepiej radzili sobie Polacy i Włosi. Długimi tyczkami łowili płotki (40-50pkt.) osiągając powtarzalne wyniki 5-8kg. Na odległościówkę trafiały się sporadycznie bardzo duże leszcze (do 3kg) jak i małe leszczyki i płotki.
Czwartek
Na czwartkowym treningu trójka z nas miała łowić tyczkami, a dwóch kolegów wyłącznie odległościówkami. Pod tyczkę przygotowaliśmy jedną zanętę (Gardons + Etange), którą w zależności od zawodnika podawaliśmy w proporcjach 0:1 (bez zanęty), 1:3 i 1:1 z lekką, czarną gliną. Najlepszy rezultat tj. 7kg uzyskaliśmy przy trzecim, bogatym w zanętę wariancie. Sama glina z jokersem nęciła wyłącznie małe okonie, a wariant pośredni utrzymał ryby jedynie przez 30 minut. Bardzo skuteczne okazało się systematyczne strzelanie pinką.
Znacznie lepsze efekty przyniosła nam metoda odległościowa, kolejno 8 i 12kg na małych leszczach 300-1000g plus jeden bonus w postaci 3kg leszcza. Odnośnie łowienia z odległości, także mieliśmy już jeden konkretny wniosek. Im więcej zanęty i robaków poda się na wstępie, tym więcej ryb i większych pojawia się w łowisku. Koledzy z drużyny, którzy po godzinie treningu skromnie zanęcili odległościówkę odnotowali brania wyłącznie drobnych ryb.
Piątek
Na oficjalny piątkowy trening każdy z nas rozwinął zarówno tyczkę jak i odległościówki. Wiedząc, że pod długą wędką należy nęcić bogatą w zanętę mieszanką postanowiliśmy sprawdzić 3 receptury (wszystkie na bazie sensasa) w jednej sprawdzonej dzień wcześniej proporcji z lekką, czarną gliną. Pod odległościówkę przygotowaliśmy jedną zanętę (Gross Gardons + Etange), którą połączyliśmy z tą samą objętością gliny wiążącej. Różnica w poszczególnych wariantach polegała na ilości i rodzaju dodanych przynęt zanętowych. Pierwszą godzinę piątkowego treningu poświęciliśmy tyczce, a nasze wyniki po tmym czasie oscylowały w granicach 1,5 do 2,2kg. Należy jednak zaznaczyć fakt, że z biegiem czasu wydajność zestawu skróconego znacząco spadała i wynik 7-8kg wydawał się być górną granicą realną do osiągnięcia. Metodą odległościową łowiliśmy wyłącznie leszcze, a nasze wyniki mieściły się w zakresie 10-13kg.
Taktyka.
Nasza taktyka była bardzo prosta. Od początku łowimy drobne ryby z 13m tyczki do momentu, w którym tempo spadnie poniżej 1 ryby na 1,5 minuty lub inni zawodnicy w sektorze zaczną regularnie łowić leszcze. Teoretycznie za odległościówki powinniśmy chwycić po 40-60 minutach.
Mieszanka na tyczkę:
4 litry zanęty (Gardons + Etange)
4 litry lekkiej, czarnej gliny
150ml pinki
500ml jokersa
Na początek mamy podać 80% mieszanki w dwóch konsystencjach tj. połowa kul twardych, połowa lekko ściśnięta – wszystko z ręki.
Mieszanka na odległościówkę:
6 litrów zanęty (Gross Gardons + Etange)
6 litrów gliny wiążącej
100g czarny barwnik
250 ml ochotki
250ml jokersa
400ml kaster
400ml cięty gnojak
100ml pinka
Kule mieliśmy podać w trzech konsystencjach: 30% bez kleju, 30% z małą ilością bentonitu, 40% mocno sklejone bentonitem. Każdy powinien podać jak najwięcej mieszanki (co najmniej 8-10 litrów), w zależności od możliwości wystrzelenia kul w limicie 10 minut. Na odległościówkę wykluczamy możliwość donęcania.
Psychologicznie zdecydowanie nastawiliśmy się na łowienie leszczy około 30 metrów od brzegu, gdzie głębokość łowiska to około 4m. Założyliśmy, że większość jeśli nie wszystkie pozostałe reprezentacje skoncentrują się na tyczce, co będzie skutkowało podaniem niewystarczającej ilości zanęty i robaków na dalszy dystans. 10 minut to za mało, by precyzyjnie i obficie zanęcić zarówno tyczkę i odległościówkę.
Prawdopodobnie jako jedyni na całych mistrzostwach nie stosowaliśmy zestawów typu slider, lecz pierwotnej odmiany przelotowego wagglera. Na naszych rodzimych zawodach metoda odległościowa jest równie dominująca jak u Was w Polsce tyczka. Do tego stopnia przez lata przywykliśmy do przelotowego wagglera, że jesteśmy sceptyczni wobec nowych rozwiązań, w tym m.in. zestawu typu slider (20% obciążenia w spławiku, 80% na żyłce). Nasze zestawy budowaliśmy na wagglerach 8-12g, z których ściągaliśmy 3-4g obciążenia, które przenosiliśmy na żyłkę według określonego schematu. Dodam, że stosowaliśmy długie 4,5m odległościówki o dużym zapasie mocy (c.w. 10-30g).
I tura
Sobotnia tura potwierdziła słuszność naszej taktyki, która w zależności od umiejętności i doświadczenia poszczególnych naszych reprezentantów była skuteczna, bądź zabójczo skuteczna! Bracia Konopasek wręcz zdeklasowali swoich konkurentów – Ladislav 21,6kg (drugi wynik w sektorze 9,7kg…), Josef 15,3kg (drugi wynik w sektorze 9,1kg…).
Popularni i lubiani Ladia i Pepa tego dnia nie mieli sobie równych! Bardzo dobry wynik uzyskał także Michał Bezega, nieznacznie przegrywając swój sektor jedynie z Gianluigim Sorti. Ja spinając kilka dużych leszczy niestety musiałem zadowolić się przyzwoitą piątką sektorową. Popełniłem poważny błąd stosując zbyt elastyczne wędki, co skutkowało wpływaniem dużych ryb w zaczepy i w konsekwencji ich spinaniem. Luca Pergreffi jako jedyny nie zdecydował się łowić odległościówką (nie czuł się wystarczająco pewnie) i odnotował najsłabszy rezultat (7 miejsce). Świadczyło to o tym, że nasze nęcenie pod tyczką zdecydowanie nie było „na medal”.
Po pierwszej turze mieliśmy powody do radości i wielką szansę na końcowy sukces. Tego dnia kluczem do dobrego wyniku zespołu była konsekwencja w obranej taktyce. Zdecydowanie największym przegranym sobotnich zmagań byli Polacy, którzy w naszej opinii obok Włochów prezentowali najlepszą dyspozycję łowienia tyczką. Powodem ich słabego występu (dopiero 9 miejsce) był właśnie brak konsekwencji w łowieniu zestawem skróconym i w efekcie stracony czas na odległościówce, gdzie duże leszcze zawiodły polskich reprezentantów.
Wyniki I tury:
II tura
Na niedzielę nie zmieniliśmy niczego w naszej taktyce. Tego dnia siła naszej reprezentacji rozłożyła się niemal identycznie jak w pierwszej turze. Ladia i Pepa w imponującym stylu wygrali swoje sektory, Michał zanotował cenną sektorową trójkę. Ja i Luka niestety nie dotrzymaliśmy poziomu kolegów notując słabe lokaty (8 i 9 miejsce). Wiedząc, że nasi koledzy pewnie prowadzą w swoich sektorach, rozemocjonowani również chwyciliśmy za odległościówki. Tuż po zakończeniu rywalizacji zrozumieliśmy, że przedwczesna euforia niemal pozbawiłaby nas złotego medalu!!! Teraz już wiemy, że w tak komfortowej sytuacji niepotrzebnie w małym stopniu, ale jednak zaryzykowaliśmy zamiast zdobyć bezpieczne punkty długą wędką.
Hol dużego leszcza w wykonaniu Josefa Konopasek;
Po ostatnim sygnale w wielkim napięciu oczekiwaliśmy na nieoficjalne wyniki i… już wiemy! Mamy aż 3 z czterech możliwych do zdobycia medali!!!! Złoto w drużynie oraz Złoto i Srebro w klasyfikacji indywidualnej!!!
Nie sposób wyrazić tego co wtedy czuliśmy, to był sukces o niezwykłym charakterze, byliśmy i jesteśmy bardzo szczęśliwi. Dwóch braci stanęło obok siebie na najwyższych stopniach podium Mistrzowskiej, międzynarodowej imprezy, to coś więcej niż spełnienie marzeń. Wszyscy jesteśmy z Nich bardzo dumni i jednocześnie zdajemy sobie sprawę, że Ladia i Pepa przede wszystkim potwierdzili swoją światową klasę w łowieniu wędką spławikową z kołowrotkiem. Ten wielki sukces jest wynikiem sumy doświadczeń i wielkiego wędkarskiego talentu, z którym przyszli na świat.
Podsumowanie.
Myśląc o medalu na tych Mistrzostwach kluczowe było dopracowanie „technologii” nęcenia albo drobnych ryb pod tyczką, albo leszczy na odległościówce. Ta druga była dużo bardziej ryzykowna i wymagała dużej pewności, która zawsze wynika z dostatecznego obłowienia i wiary w swoje umiejętności. Nasza taktyka okazała się zdecydowanie najbardziej wydajna – złowiliśmy aż o 50% (30 kg) ryb więcej niż drudzy na podium Włosi, a mimo to o mały włos byśmy stracili na ich rzecz złoty medal. Koledzy z Italii konsekwentnie przez całe Mistrzostwa nie wypuszczali tyczki z rąk, co w efekcie zawsze dawało im pewne, dobre punkty. Zaliczyli tylko jedną wpadkę w pierwszej turze, prawdopodobnie wynikającą z niekorzystnie podjętego ryzyka. My ten błąd popełniliśmy w drugiej turze, a brak jego konsekwencji zawdzięczamy wyłącznie kolosalnemu kapitałowi punktów wagowych wypracowanych przez naszych „złotych” braci.
Wyniki końcowe:
Opowiadał: Petr Klasek
Napisał: Kacper Górecki
Zdjęcia: Petr Klasek, Josef Konopasek, Ladislav Konopasek, Daniel Sosnowski (DEOS)