Ukleja to niepozorna rybka, która przeciętnemu wędkarzowi kojarzy się z przynętą żywcową, na którą z powodzeniem łowione są praktycznie wszystkie rodzime drapieżniki. Zawodnicy patrzą na nią z zupełnie innej perspektywy. Skuteczne łowienie ukleji jest w moim przekonaniu jedną z najbardziej wymagających i najtrudniejszych do opanowania technik w wyczynowym wędkarstwie spławikowym.
Na początku należy zdefiniować, co tak naprawdę rozumiemy przez skuteczne łowienie ukleji.
Przede wszystkim dążymy do maksymalnej wydajności. Nie sztuką jest bowiem przypadkowe wymachiwanie wędziskiem i odławianie kolejnych rybek z tego samego gatunku. Kluczem do osiągnięcia dobrego wyniku jest znalezienie kompromisu pomiędzy szybkością, a precyzją, (o czym kilka lat temu pisał na łamach „Matchfishingu” znakomity fachowiec, Tomasz Iwanowski).
Matematyka – przyjaciółka uklejarza
W większość polskich łowisk stada ukleji zawierają ryby o skrajnie różnej wielkości. Wśród nich znajdziemy osobniki o masie od 5 do 30 gram (masa uśredniona, bowiem zdarzają się osobniki, które ważą nawet 2 razy więcej). Jak łatwo obliczyć różnica pomiędzy najmniejszymi i największymi uklejami może wynosić nawet 600%.
Nietrudno wyciągnąć wnioski odnośnie przełożenia takiej różnicy na końcową wagę złowionych ryb. Bywa jednak tak, że próba wyselekcjonowania większych ryb wymusza na nas utratę tempa łowienia oraz próby szukania ryby w łowisku, co przy braku odpowiedniej wprawy oraz złej technice może spowodować efekt odwrotny od zamierzonego. Co zrobić zatem, aby znaleźć wspomniany przeze mnie wcześniej kompromis? Nie odkryję Ameryki, gdy napiszę, że najlepszym i bezdyskusyjnie najbardziej precyzyjnym sposobem rozwiązania tej zagadki jest trening. To właśnie podczas treningu staramy się wybadać średnią masę łowionych ryb, głębokość, na której żerują, sposób pobierania pokarmu oraz wreszcie ich ilość. Wypadkowa tych wyników powinna utworzyć w głowie obraz, jakim będziemy posługiwali się podczas zawodów. Reszta to czysta matematyka. Musimy wiedzieć, że bardziej opłaca nam się złowić 300 20-gramowych uklejek niż 450 ryb 10-gramowych. Co jednak, gdy w łowisku są ryby jeszcze większe – 30-gramowe, ale treningi pokazały, że można ich złowić maksymalnie 200? Niezawodna okazuje się wtedy intuicja, bowiem jeżeli zdajemy sobie sprawę, że 2 lub 3 technikami możemy uzyskać podobny efekt, stawiamy na tą, w której czujemy się najpewniej i, w która najmocniej wierzymy. Oczywiście warunki zawodów i praktyka często wymuszają obranie zupełnie innego kierunku, ale to już temat na inny artykuł. Zakładamy tutaj, że ukleje są w łowisku, a my mamy zrobić wszystko, aby łowić jak najszybciej i najbardziej wydajnie.
Sztuka liczenia
Jedną z podstaw skutecznego łowienia jest szybkie przeliczanie ilości złowionych ryb na wagę, którą mamy w siatce lub którą jesteśmy w stanie wypracować. Jak to zrobić? Przecież w czasie łowienia często będziemy łowić kilkaset ryb! Odpowiedź jest prosta – musimy nauczyć się liczyć łowione ryby. Niejeden wędkarz odpowie, że takie teksty można włożyć między bajki. Ja jednak uważam, że liczenie łowionych uklejek to absolutna podstawa. Tylko dzięki dokładnemu liczeniu możemy w jakikolwiek sposób rozpocząć analizę opartą na prawdziwych danych. Informacje wyssane z palca i domniemania, co do ilości łowionych ryb burzą całą naszą pracę. Idę o zakład, że 90% osób, które złowi około 500 ukleji, nie licząc ich popełni błąd w rachunku o co najmniej kilkadziesiąt sztuk. Nie mówię tutaj o sytuacji, w której łowimy kilkanaście czy kilkadziesiąt ryb, ponieważ to skrajność i jest raczej przykładem ratowania wyniku niż skutecznego łowienia ukleji. Nie twierdzę przy tym, że osoby, które liczą z założenia łowią więcej – to nie jest reguła. Jednak takim osobom o wiele łatwiej wyciągać potem wnioski, prowadzić notatki, czy wreszcie porównywać swoje wyniki z innymi. Prawdziwym majstersztykiem jest umiejętność liczenia ryb w przedziałach czasowych. Wymaga to jednak ogromnego opanowania i skupienia, ponieważ prowadząc kilka statystyk równocześnie bardzo łatwo o pomyłkę. W takiej sytuacji nieoceniona jest pomoc trenera, jednak takowego nie każdy posiada. Inna kwestia to fakt, że nie każdy trener siedzi przez 3h za swoim zawodnikiem, a jeszcze inna, że nie każdy będzie potrafił przez 3h prowadzić takie statystyki. Co dają nam przedziały czasowe? Z pewnością są doskonałym sposobem, na sprawdzenie czy trzymamy równe tempo. Wtedy możemy je podkręcić lub gdy wynika ono ze spadku aktywności ryb zmienić technikę łowienia lub sposób nęcenia.
Na zdjęcciu Marek Ratajski i przykład świetnie przygotowanego stanowiska.
Blisko czy daleko? Płytko czy głęboko?
Kolejnym bardzo istotnym elementem wydajności jest odległość, na której łowimy. Hipotetyczna sytuacja: młody adept wędkarstwa z zachwytem patrzy na swojego starszego kolegę, który „w tempo” łowi uklejki przez 3 godziny i na koniec zawodów ma ich w siatce około 1000. Wędkujący obok zawodnik łowi dłuższą wędką, przez co wyciągnięcie każdej ryby zajmuje mu więcej czasu, jego ruchy są wolniejsze i pozornie przegrywa z kolegą łowiącym na krótszą wędkę. Przy wadze okazuje się, że ma 700 uklejek… Czy poniesie klęskę? Niekoniecznie! Kłania się tutaj omawiana wyżej wydajność. Na treningu należy ustalić bowiem, czy dalej od brzegu lub na większej głębokości nie żerują ryby większe, a znam łowiska, na których jest to absolutną regułą. W wyjątkowych sytuacjach ukleje łowione są tylko i wyłącznie daleko od brzegu, na wędki 5 lub 6-metrowe lub nawet tyczką. Analogicznie jest z głębokością łowienia. Mniejszy grunt to krótszy czas oczekiwania na ustawienie spławika i w praktyce szybsze branie. Może jednak okazać się, że sekunda poświęcona na dłuższy opad przynęty spowoduje łowienie ryb większych o 5 czy 10 gram, co przy złowieniu 600 sztuk przyniesie spodziewany efekt. Ukleja, choć jest rybą powierzchniową potrafi zachowywać się nieprzewidywalnie. Zależy to w znacznej mierze od warunków panujących w wodzie, rodzaju pożywienia najpowszechniej występującego w akwenie, warunków atmosferycznych oraz wreszcie od sposobu nęcenia, jednak o tym w oddzielnym punkcie. Widzimy zatem, że wybór nie jest taki prosty.
Zasada, którą ja kieruję się przy podejmowaniu decyzji o odległości łowienia jest wykluczenie jakiegokolwiek ryzyka. Kolejna hipotetyczna sytuacja. Rozpatrujemy 2 możliwości. Pierwsza to złowienie 300 uklejek na kij 5-metrowy, przy założeniu, że średnia masa ryb wynosi 20 gram. Powtarzalność takiego łowienia na treningach i poprzednich zawodach wynosiła 90%. Druga możliwość to łowienie ryb na kij 3-metrowy, przy docelowej ilości 500 uklejek, ze średnią masą 15 gram. Powtarzalność łowienia ryb blisko brzegu wynosiła 30%. Przeciwstawiamy sobie pewne 6 kg, kontra niepewne, wręcz ryzykowne 7,5. Ja zdecydowanie wybieram to pierwsze!
Bałagan – Twój wróg nr 1
Stanowisko uklejarza musi być uporządkowane, to wręcz podstawa. Temu punktowi nie będę poświęcał jednak zbyt wielkiej uwagi, już tłumaczę dlaczego. Obserwuję od kilku lat wielu zawodników. Niektórzy z nich to prawdziwi wirtuozi łowienia m.in. uklejek. W czasie takich obserwacji zauważyłem, że większość nich w zupełnie różny od siebie sposób organizuje stanowisko podczas łowienia ukleji. Przyczyna jest prosta – każdy jest inny i dla każdego co innego jest najwygodniejsze.
A tak wygląda moja organizacja stanowiska.
Najprostszym podziałem jest podział na osoby prawo i leworęczne. W tym przypadku pokazując schemat stanowiska część z nich bym zdyskryminował. Napiszę zatem o rzeczach, które są moim zdaniem uniwersalne i sprawdzą się u każdego zawodnika.
1) Podstawa to szeroka siatka ustawiona na wysokości kolan (w praktyce najwygodniej jest, gdy znajduje się kilka centymetrów poniżej). Ta właśnie wysokość jest najpewniejsza podczas wyhaczania ukleji i wrzucania jej do siatki. Im siatka szersza – tym lepiej. Minimalizujemy ryzyko nietrafienia do celu oraz dzięki komfortowi wielkości przestajemy się skupiać na tym, aby celować do siatki, tylko spokojnie upuszczamy rybę, będąc pewnym, że trafi tam gdzie trzeba. To ogromna oszczędność czasu. Co zrobić, gdy nie stać nas jednak na siatkę z szerokim wlotem(to nie lada wydatek, sam dopiero przymierzam się do kupienia klasycznej siatki uklejowej z wlotem 60x50cm albo większym) ? Możemy w taki sposób rozłożyć podbierak, aby jego kosz znajdował się tuż przy wlocie siatki. Niejednokrotnie taki patent uratował mnie przed stratą nawet kilku uklejek w turze.
2) Wędki muszą znajdować się w zasięgu ręki. Nie ma to znaczenia, czy będą po prawej czy po lewej stronie – każdy zrobi tak jak uważa. Najistotniejsze, aby ich położenie było stabilne, nie krępowało ruchów i nie przeszkadzało w posługiwaniu się innymi przyrządami na stanowisku. Kije najlepiej trzymać w porządku od największego do najmniejszego. Ja od pewnego czasu dodatkowo każdą z wędek oznaczam kolorową gumką recepturką – inny kolor dla każdego kija, dzięki temu orientuję się, który kij znajduje się na grzebieniu.
3) Jeśli jesteśmy praworęczni, pojemnik z zanętą ustawiamy po swojej lewej stronie na wysokości bioder. Nie na ziemi, nie przy kostkach, nie za plecami i nie po stronie wędziska. Leworęczni robią oczywiście odwrotnie.
4) Na kolanach rozkładamy ręcznik lub zakładamy fartuch – przy łowieniu ukleji to konieczność. Ja podwajam efekt i na fartuchu rozkładam ręcznik, w który wycieram ręce. Dodatkowo zakrywam przestrzeń między nogami, co w przypadku wypadnięcia ukleji z ręki nie powoduje utraty ryby. Ryba spada na ręcznik/fartuch, łapiemy ją i wrzucamy do siatki. Kiedyś traciłem w ten sposób sporo ryb. Suche ręce z kolei ułatwiają nam pracę. Taką ręką lepiej chwyta się rybę i zarzuca wędkę. Ruchy są pewniejsze, czyli łowimy szybciej i skuteczniej. W zasięgu ręki musi znaleźć się także pojemnik z wodą. Ja ustawiam go bezpośrednio przed pojemnikiem z zanętą. Dzięki temu podczas zawodów w razie potrzeby mogę szybko dowilżyć mieszankę (spryskiwacz przy zanęcie uklejowej to zbędny gadżet) i umyć ręce. U innych widziałem taki pojemnik przymocowany do nogi przy siatce lub jeszcze w zgoła innych miejscach. Ważne, aby był w dostępnym miejscu i nie krępował ruchów.
W akcji Tomasz Solka – brązowy medalista Mistrzostw Świata Juniorów.
5) Portfele także muszą być pod ręką. W uklejowaniu będziemy bowiem narażeni na częste zmiany przyponów. Ja portfele trzymam na stoliczku umocowanym do nogi za plecami lub po prostu na stoliczku bocznym obok pojemnika z zanętą. Jeśli mamy kilka portfeli przeznaczonych na przypony uklejowe, warto zaznaczyć, w którym znajdują się jakie przypony, aby potem nie bawić się w poszukiwaczy skarbów. Stres w czasie zawodów z pewnością nie ułatwi nam wtedy zadania.
6) Jeśli zanęta to także robaki. Ja przez dłuższy czas robaki trzymałem w stonfowskich pudełkach obok pojemniczków z zanętą na platformie bocznej po lewej stronie. Wynikało to z upartego odstawiania na bok karuzeli, do której nie mogłem się przyzwyczaić. Warto jednak wyposażyć się w karuzelę, która obowiązkowo jako praworęczni montujemy po lewej, a jako leworęczni po prawej. Trzymając kij w prawej ręce, będziemy sięgać po robaka ręką lewą, dlatego nie ma sensu komplikować sobie pracy i sięgać po przynętę „z ukosa”.
7) Zestawy trzymamy w jednej kasecie, wszystkie oznakowane z wypisaną średnicą żyłki głównej oraz długością zestawu. Dzięki temu w razie konieczności zmiany zestawu nie będziemy musieli zgadywać, który zestaw pasuje do której wędki. To warto zapamiętać.
Damian Furmańczyk