Tytułowy temat jest oczywisty dla każdego, kto tyczką już łowi. Dla nowicjuszy zawsze lekko stresujący. Niemniej uzbroić ją, a zrobić to optymalnie to już nie to samo.
Nabywając nową tyczkę w pierwszej kolejności ją mierzę. Moim celem jest „zmieszczenie się” w trzech podstawowych zakresach konfiguracji wędki. Chcę uzyskać możliwość łowienia na dystansie 11,3-11,5 m, 12,2-12,5 m i 12,8-13 m. Jakie to będą konkretnie wartości w tych zakresach uzależnione jest od długości szczytówek. Ta powinna wynikać z kompromisu pomiędzy uzyskaniem odpowiedniej akcji wędki (sztywności) i zapewnieniem odpowiedniej pracy amortyzatorów.
Nie ma nic gorszego niż długie szczytówki (oczywiście nie mam na myśli szczytówek typu long, będących ekwiwalentem długości 1 i 2 elementu). Taka nadmiernie długa (ponad 30 cm) szczytówka na rzekach ugina się pod naporem prądu i ciężkiego zestawu. A tam gdzie potrzebna jest finezja i precyzja przeszkadza swoim majtaniem się. Ponadto im dłuższa szczytówka, tym bardziej się ugina podczas holu, a im bardziej się ugina, tym gorzej pracuje w niej amortyzator.
Dla ryb 10 czy 20 cm nie robi żadnej różnicy. Pomijam już kwestię, że znacznie większe różnice wynikają z samego sposobu trzymania tyczki i wstawienia zestawu. Stąd w mojej ocenie błędem jest szczędzenie szczytówki dla zachowania jak najdłuższej wędki. Tak jak wspomniałem wyżej, to ile tyczka mierzy w danej konfiguracji powinno być wypadkową docięcia szczytówek.
Kiedy potrzebujemy łowić dalej lub bliżej to nie zbawi nas kilka centymetrów, ale pół metra może być już istotne, bo np. sięgniemy jakiegoś blatu za uskokiem dna. Takie różnice możemy uzyskać tylko dokładając/zdejmując dolny element lub tzw. dopałkę (prolungę). Fabrycznie tyczki zazwyczaj posiadają jeden taki element i to w zupełności wystarcza. Tylko najbardziej zaawansowani zawodnicy oczekują dwóch dopalaczy (np. 30 i 80 cm), aby móc uzyskać jeszcze więcej wariantów zasięgu wędki pomiędzy 11-13 m. Po mojej sugestii, że przedłużek nigdy za wiele, Hydra w nowej ofercie przygotowała ich aż trzy długości.
Mam nadzieję, że przedstawiłem dość argumentów, aby szykując nową tyczkę nie żałować szczytówek. Lepiej mieć operatywne 12,8 niż bujające się 13 metrów.
W praktyce u mnie wygląda to tak, że nabytą tyczkę rozkładam na pełnej długości (z dopalaczem) i oznaczam regulaminowe 13 m (tyczki z fabrycznie dociętymi szczytówkami czasem mają nieco mniej, a te z bezużytecznie długimi szczytówkami często sporo więcej). Następnie szacuję maksymalną długość szczytówki jaką jestem w stanie zaakceptować pod kątem akcji tyczki i odpowiedniej pracy amortyzatora (zazwyczaj jest to nie więcej niż 20 cm).
Po tym przechodzę do działania. Trójkątnym pilnikiem obcinam szczytówkę (ostrożnie po kilka mm) do momentu, aż wcisnę w nią tuleję o średnicy otworu (wewnętrznej) nie mniejszej niż 2,3 mm. Jaki konkretnie to będzie rozmiar zależy już od szczytówek danej tyczki. Optymalny zakres średnicy otworu w szczytówce to 2,3-3,0 mm (pomijam tutaj kwestię topów karpiowych i stosowania ekstremalnych średnic amortyzatorów).
Z mojej perspektywy ważne jest to, aby wszystkie topy miały tą samą długość +- 1 cm. Dlatego docinając wstępnie kolejne szczytówki zostawiam centymetr zapasu. Zdarzają się minimalne różnice w ich średnicach i warto mieć to na uwadze. Generalnie staram się mocować tulejki na wcisk. Jeśli to się z jakiegoś powodu nie uda, to po prostu ją wklejam (ostrożnie, aby jakakolwiek drobina kleju nie dostała się do wnętrza tulei).
Wyżej wspomniałem o szczytówkach typu long. Właśnie takie miałem w tyczkach Rive, które przez lata użytkowałem. Ich atutem była niesamowita sztywność (bardzo przydatna łowiąc na rzekach), która jednocześnie była przyczyną ich jedynej wady. Taki wysztywniony element praktycznie nie stanowi żadnej amortyzacji podczas holu, przez co w sytuacji źle dobranego amortyzatora można stracić naprawdę wiele ryb. Topy ze standardowymi szczytówkami mają znacznie większą elastyczność, stanowiącą dodatkową formę amortyzacji. Jest to szczególnie istotne podczas holu silnych ryb, kiedy zestaw i amortyzator są blisko granicy swoich możliwości.
Najdelikatniejsze amortyzatory 0,6-0,7 mm powinno się mocować w dwóch elementach. 0,8 mm w zależności od preferencji, w dwóch lub w trzech (jeśli bierzemy pod uwagę możliwość zmiany haczyka na mniejszy, to lepiej w trzech), powyżej tego prawie zawsze w trzech. Moim punktem odniesienia są klasyczne pełne gumy, które mają swoje odpowiedniki mocy i pracy w amortyzatorach pustych i hybrydowych.
Najpierw dzielę gumę na równe odcinki. np. 5 metrów pozwoli nam uzbroić trzy topy w 2-elementach lub dwa topy w 3-elementach.
Jeśli nasz top 3-ele. ma 2,8 m długości to nie znaczy, że guma też ma mieć tyle. Korek zazwyczaj wchodzi od 15 do 20 cm w element, a amortyzatora nigdy nie używa się „luźnego”. Odpowiednie jego napięcie oznacza często nawinięcie na korek aż kilkudziesięciu centymetrów. Nigdy tego nie sprawdzałem, ale zakładam, że bez uwzględnienia zapasu, 2 metry amortyzatora wystarczyłyby do uzbrojenia 3-ele. topu. Oczywiście zapas jest potrzebny, bo co jakiś czas należy usuwać wytarty przy zapince odcinek gumy.
Po latach uważam, że „magazynowanie” na korku dużego nadmiaru amortyzatora nie ma sensu. Raz, że to dodatkowo dociąża top, a dwa, prędzej guma straci swoje właściwości, niż my wykorzystamy jej zapas.
Przygotowany odcinek amortyzatora najpierw zbroimy w coś do czego przypniemy zestaw. Przy gumach do 1 mm preferuję plastikowe zapinki, do grubszych dacrony. Zapinkę wiążę na najzwyklejszy podwójny supeł. Dacron mocuje się węzłem samozaciskowym zablokowanym na wcześniej przygotowanym supełku.
Tutaj polecam artykuł, o tym jak przygotowuję dacrony do łowienia rzecznego.
Warto by jeden jak i drugi typ łącznika wielkościowo względnie pasował do amortyzatora. Zbyt duży będzie sprzyjał wiszącej gumie ze szczytówki (kiedy ta będzie niezbyt mocno napięta). A za mała zapinka może szybciej wycierać gumę w miejscu ich połączenia. Łączniki zazwyczaj są odpowiednio opisane i nie powinno być problemu z ich doborem.
Na drugim końcu gumy robimy pętelkę, którą zaczepimy za uchwyt korka. W grubszych amortyzatorach (od 1,2 mm) zrobienie pętli może być kłopotliwe (np. przez śliski lubrykant) lub nieekonomiczne ze względu na brak jego zapasu. Wówczas na końcu gumy robię supełek i na zasadzie wspomnianego węzła samozaciskowego mocuję pętelkę z cienkiego sznurka lub grubej plecionki.
Wspomniany lubrykant to substancja zabezpieczająca konfekcjonowaną gumę przed starzeniem i może utrudniać zrobienie jakiegokolwiek węzła. Odcinek, na którym chcemy coś zawiązać warto wcześniej zmatowić suchą tkaniną.
Mocowanie gumy
Uzbrojony amortyzator przeciągamy elastycznym drutem przez dwa lub trzy elementy począwszy od szczytówki,
zaczepiamy pętelką o korek
i na niego nawijamy. Im więcej gumy nawiniemy, tym bardziej ją skrócimy, a tym samym mocniej napniemy.
Jaki korek zastosujemy prawie nie ma znaczenia. Osobiście od lat używam tzw. scaletty (szczególnie do 3 elementu). Przywiązuję do nich kawałek plecionki (tak aby końcowe 10-15 cm wystawało z topu). Takie rozwiązanie daje mi łatwą i szybką możliwość zmiany napięcia gumy.
Plecionka między złączami jest zupełnie dla nich neutralna.
Specjalne klucze do wyciągania korków są mniej praktyczne, bo zawsze trzeba mieć je pod ręką. Plecionka czasem potrafi „wpaść” do topu i na taką rzadką okoliczność warto jest mieć w torbie kawałek drutu z zagiętą na kształt haczyka końcówką.
Jeśli w szczycie 3 elementu nie mamy zamocowanego centratora, to nie polecam w tym samym elemencie stosowania klasycznego korka (który całym obwodem przylega do ścianek topu).
To zwyczajnie uniemożliwia wydostawanie się ewentualnej wody, która dostała się do wędki przez szczytówkę. Nie stosując przez lata centratorów, korki w formie drabinki (scaletty) były dla mnie jedynym słusznym wyborem.
Ogólnie centratory to coś co naprawdę „robi robotę”, nie tylko w kontekście lepszej pracy gumy, ale także:
W związku z tym tytułowym tematem pominąłem chyba tylko zagadnienie stosowania bocznych slotów i korków typu pull bung. Ich rolą jest stały dostęp do amortyzatora, m.in. po to by w końcowej fazie holu móc szybko zwiększyć jego napięcie i sprawniej podebrać zmęczoną rybę. Jest to świetne rozwiązanie, ale na wody komercyjne. W pozostałych przypadkach będzie to zbędne i niepraktyczne.
Kacper Górecki