Od powrotu z Italii upłynęło już kilka dni, a do mnie chyba jeszcze nie do końca dotarło to co się tam wydarzyło. Nie wiem od czego zacząć, jak to wszystko opowiedzieć. Mimo drzemiących jeszcze emocji spróbuję przedstawić kulisy tego wielkiego wędkarskiego wydarzenia, które na przełomie października i listopada odbyło się na północno-wschodnim wybrzeżu Włoch.
Namiastkę Italian Master 2016 oddaje film, który dzięki zaangażowaniu Basi mogłem przygotować. Towarzyszący stres związany z ciążącą na nas presją i oczekiwaniami w sposób naturalny ujął nieco z naszej kreatywności i przedstawiony obraz nie jest w pełni rzetelny. Dobrze jednak oddaje nasz trud w bezpośredniej rywalizacji nad wodą. Tym razem dla mnie i Pawła była to ciężka przeprawa, obarczona większym niż zwykle szczęściem.
Ojcem naszego sukcesu jest Zbyszek Milewski. Oczywiście na myśli mam znacznie większy format Jego wkładu pracy i zaangażowania niż tylko sam udział w Italian Master 2016. To pewne, że bez Zbyszka prawdopodobnie nigdy nie byłbym jako zawodnik na tym etapie, na którym jestem już teraz. Z Pawłem ściśle współpracujemy praktycznie od początku naszej profesjonalnej przygody z wędkarstwem i można śmiało powiedzieć, że również on jest absolwentem”Spławikowego Uniwersytetu Milewskiego”.
To był nasz trzeci z rzędu występ na zawodach Italian Master i Tubertini Day. Jako debiutanci odnieśliśmy duży jak na tamten czas sukces, wygrywając w dobrym stylu swoje sektory. Rok temu będąc już bardziej doświadczeni powtórzyliśmy ten sukces podnosząc jakość naszego rzemiosła. Jednak wracaliśmy z dużym niedosytem, bo nasze zwycięstwa ograniczały się do poziomu sektora, a zawsze trafialiśmy do tych najmniej rybnych stref. Już w zeszłorocznej relacji wspominałem, że koronną klasyfikacją Italian Master jest SQUADRA, czyli drużyna składająca się z dwóch par.
Zbyszek, który w tym sezonie przechodził renesans wielkiej formy sprzed lat i kolejny rok naszych doświadczeń sprawiły, że tym razem mogliśmy marzyć o sukcesie większego formatu. Nie bez znaczenia był fakt, że Canale Bianco to łowisko, na którym polscy zawodnicy mogą się wykazać. Ryby są trudne, nie ma ich wiele, a o wyniku decydują detale i przede wszystkim umiejętności.
Przed zawodami odbyliśmy dwa treningi, oba udane, łowiliśmy najwięcej w zasięgu wzroku. Niestety zarówno w czwartek jak i piątek dość późno docieraliśmy nad łowisko, przez co trenowaliśmy w skrajnych, zasobnych w ryby sektorach. Zdawaliśmy sobie sprawę, że na zawodach o bezkarnym łowieniu leszczy nie będzie mowy.
Obfite treningi na mnie i na Pawle odcisnęły w pewnym stopniu negatywne piętno. Nasz sprzęt na sobotnie zawody okazał się mimo naniesionych korekt zbyt toporny. W przydzielonej nam przez los strefie ryb było niewiele i liczyła się każda sztuka. Szacujemy że około 25%-30% „zapiętego wyniku” spadło nam podczas holu. Wybredne leszczyki wymusiły od nas zastosowanie delikatnych i małych haczyków, a gumy 1,2 jakie włożyliśmy w topy oczywiście nijak do nich pasowały.
Nie bez znaczenia był dla nas fakt, że organizatorzy podczas otwarcia przyśpieszyli o 30 minut godzinę nęcenia i rozpoczęcia zawodów! Dowiedzieliśmy się o tym zupełnie przez przypadek 10 minut przed nęceniem… Co gorsza nie mieliśmy precyzyjnie wygruntowanego łowiska, ponieważ zamierzaliśmy zrobić to w ostatniej chwili, przed zrobieniem kul. Wynikało to z tego, że każdego dnia do godziny 10:00 woda w kanale bardzo mocno się podnosiła, po czym zaczynała szybko spadać. Optymalne i najbardziej czytelne było oznaczenie topów przy najwyższym, a nie pośrednim poziomie wody.
Na szczęście Zbyszek i Radek odebrali nasz telefon i również w pośpiechu wyrobili się do do pierwszego sygnału. Obiektywnie mówiąc nasza taktyka nęcenia była na tyle prosta, że do przygotowania kul nie potrzebowaliśmy więcej niż kilku minut. Nie mniej stres był ogromny, a precyzja działania w takich okolicznościach zawsze jest ograniczona.
O ile dla mnie i Pawła zwycięstwo sektorowe przyszło z wielkim trudem i do samego końca było dla nas wielką niespodzianką, to Zbyszek i Radek łowili koncertowo. Wygrali w imponującym stylu nie tylko swój sektor, ale również całą klasyfikację COPPIA, czyli najlepsza „para zawodników” podczas Italian Master 2016!!!
Niebywały sukces, bo w konkurencji spławikowej SQUADRA rywalizowało 60-70 drużyn (po dwie pary w każdej z nich), to daje naprawdę ogromną, nigdzie niespotykaną konkurencję! Niestety nie mogę podać konkretnych danych, gdyż do tego momentu organizatorzy nie opublikowali jeszcze wyników. Na portalu Matchfishing.it pojawiła się natomiast informacja, że w dyscyplinach spławik i feeder na Italian Master 2016 łącznie wzięło udział 550 zawodników. Z pewnością 2/3 stanowili spławikowcy.
Proszę sobie wyobrazić: do momentu ogłoszenia 2 miejsca, byliśmy w 100% przekonani, że to my zajęliśmy drugi stopień podium!!! Tradycją Italian Master jest to, iż do samego końca organizatorzy nie udostępniają końcowych klasyfikacji. Również nie sposób na podstawie stosu wyników sektorowych wytypować zwycięzców. Nieoficjalną informację, że jesteśmy drudzy dostaliśmy właśnie od jednego z organizatorów. Byliśmy bardzo szczęśliwi i w napięciu czekaliśmy na dekorację. Kiedy prowadzący zaprosił na podium najpierw trzecią, a potem drugą drużynę i… nie byliśmy to my (!!!), w jednej chwili ugięły nam się kolana… To oznaczało, że: albo do podium zabrakło nam punktów wagowych, albo za kilka sekund zostaniemy zwycięzcami największych spławikowych zawodów na świecie!!!!!!!
Tego dnia nie zapomnę do końca życia. Najpierw bezpośrednio po zawodach byłem w 100% przekonany, że w tym roku polegliśmy w swoim sektorze, potem okazuje się, że jednak się udało! Chwilę później dowiadujemy się, że Zbyszek i Radek w pięknym stylu wygrywają sektor! Przez następne dwie godziny ekscytujemy się 2 miejscem, by na sam koniec usłyszeć TEAM POLAND wygrywa Italian Master 2016! Nieprawdopodobne przeżycie.
Jesteśmy dumni i szczęśliwi, że kolejny raz mogliśmy godnie reprezentować naszych rodzimych wędkarzy. Na każdym kroku czuliśmy szacunek i uznanie innych zawodników, w tym również tych najbardziej utytułowanych i znanych na świecie.
Górek TEAM Polonia to pierwsza w historii drużyna spoza Włoch, która zwyciężyła w Italian Master od początku istnienia tej imprezy!
W imieniu całej drużyny chciałbym serdecznie podziękować Grześkowi Badawice za wielką pomoc w organizacji naszego wyjazdu na tegoroczne zawody. Przypomnę jeszcze, że to również Grzesiek był inicjatorem naszej przygody na Italian Master i Tubertini Day. Bez jego pomysłu i zaangażowania te wielkie wędkarskie święto znalibyśmy jedynie z internetowych publikacji. Grzesiek Dziękujemy!
Przy okazji kolejnej relacji, tym razem z Tubertini Day 2016 dokładnie opiszę naszą taktykę, którą przygotowaliśmy i zastosowaliśmy na Canale Bianco.
Kacper Górecki