Rok 2017 to drugi z rzędu sezon, w którym aura pozwoliła na rozegranie podlodowych Mistrzostw Polski w pełnym wymiarze tj. 6 tur. Po dwutygodniowej przerwie zmagania powróciły ponownie w góry, na niezwykle urokliwą czorsztyńską zaporówkę.
Tydzień przed zawodami MP w Czorsztynie odbyły się Mistrzostwa Okręgu Nowy Sącz. Wyniki nie pozostawiały złudzeń, połowa zawodników nie była w stanie złowić choćby jednej wymiarowej ryby. Co ciekawe treningi wskazywały na zupełnie odmienną sytuację. Okoni było całkiem sporo i trafiały się ryby naprawdę okazałe.
Specyfikę łowiska bardzo dobrze oddaje opublikowany na Górek TV film z czwartkowego treningu. Ryb w łowisku nie brakuje, jednak przy nawet niewielkiej presji stają się nieufne i przestają żerować… No i dobrze, dzięki temu zawody nie trzebią populacji dorodnych okoni tuż przed ich okresem rozrodczym.
Generalnie do treningów podeszliśmy ze sporym dystansem i podświadomie chyba skupiliśmy się na łowieniu pięknych 30-40 cm okoni. Z góry założyliśmy, że na zawodach decydować będzie głównie szczęście, czy słusznie? Jak się okazało nie do końca.
Pierwszy raz w życiu miałem tak, że z zawodów mogłem wracać spełniony jeszcze przed ich rozpoczęciem. Przez trzy dni „treningu” miałem przyjemność rywalizacji z kilkunastoma (może nawet więcej) dorodnymi okoniami (35+). Dla kogoś kto na co dzień nie ma możliwości spotkania z takimi rybami to wspaniała przygoda.
Nie za bardzo mam pomysł jak zrelacjonować same zawody, bo te były wyjątkowo nieatrakcyjne z wędkarskiego punktu widzenia. Większość zawodników maszerowała lub biegała po lodzie w stresie i z presją złowienia choć jednej ryby! Często od tej jednej ryby zależało czy będziemy liczyć się w stawce czy nie.
Wielu znakomitych zawodników i wędkarzy w ciągu tych zawodów przysłowiowo i dosłownie „zerowała”. Osiągane wyniki u poszczególnych zawodników były niezwykle skrajne. Jeśli jeden z najbardziej wybitnych w całej stawce wędkarzy Piotr Raksimowicz nie jest w stanie złowić przez 6 godzin ryby, to o czymś to świadczy. Takich przykładów z ostatnich zawodów można wymienić znacznie więcej. Niewątpliwie największym pechowcem w Czorsztynie był nasz klubowy kolega, który przez trzy dni zmagań zaliczył aż dwa zera, a w praktyce niemal trzy. Michał zawsze był solidnym i najbardziej przewidywalnym ogniwem naszego zespołu. Taki pech na takim łowisku mógł dopaść każdego niezależnie od umiejętności.
W tym roku Mistrzostwa w znaczeniu metaforycznym były podzielone na dwie ligi. W jednej łowiła drużyna LIWI, reszta to była druga liga. Gdyby nie spektakularny sukces popularnych „Robaczków” to całe zawody byłoby można sprowadzić do zabawy „wędkarska loteria”. Trudno jednoznacznie ocenić co zdecydowało o tak wielkiej różnicy wypracowanej przez jeden zespół. Myślę, że w równym stopniu ogromne doświadczenie i znajomość tegorocznych łowisk plus odrobina szczęścia, które tylko zwiększyło skalę sukcesu. Możemy być dumni, że Górek TEAM w ostatnich latach był jedyną drużyną, która w tej całej dominacji Robaczków zdobyła tytuł Mistrzowski.
Po tegorocznych Mistrzostwach Polski poza brązowym medalem zespołu pozostała nam satysfakcja potwierdzenia przynależności do najlepszych polskich podlodowców. Od początku istnienia drużyny, czyli już 4 lat niezależnie od wszystkiego zawsze trafialiśmy na podium zarówno Mistrzostw jak i wszystkich zawodów eliminacyjnych (Grand Prix). Zawody w Czorsztynie zaczęliśmy bardzo źle, bo od 10 miejsca, a mimo to nie poddaliśmy się i solidnym wędkarskim rzemiosłem wdrapaliśmy na trzecie miejsce.
To nie były nasze Mistrzostwa, to nie były wody, na których mogliśmy czuć się pewnie. W większym stopniu uczyliśmy czegoś nowego niż czerpaliśmy z naszego doświadczenia.
Gratulacje dla zwycięzców, a szczególnie dla indywidualnego Mistrza Polski w Wędkarstwie Podlodowym 2017 Roberta Florczaka. Złoto w pięknym stylu!
Klasyfikacja Mistrzostw Polski 2017
Tym razem organizatorom (okręgowi Nowy Sącz) należy się uznanie za organizację i oprawę zawodów w Czorsztynie. Wszystko było i wyglądało tak jak powinno. Na takich zawodach czuje się, że organizatorzy są dla zawodników, a nie odwrotnie.
Bardzo podobała mi się praca sędziów, bo pozostali w cieniu sportowej rywalizacji. Interweniowali wyłącznie wtedy, kiedy faktycznie zachodziła taka potrzeba.
Rok temu napisałem, że nie jestem w stanie wyobrazić sobie podlodowych Mistrzostw Polski bez sędziego głównego i zarazem koordynatora całego przedsięwzięcia w osobie Artura Kalinowskiego. Jak się okazało, bez Niego po prostu się nie da i prawdopodobnie został siłą ściągnięty na kolejne Mistrzostwa. Wielkie podziękowania dla tych co namówili Artura, by jednak nas nie pozostawiał.
Na koniec chciałbym napisać o tym co bardzo mnie razi w większości zawodów podlodowych, a w tym szczególnie rangi Mistrzostw Polski. Mam na myśli zabijanie ryb w imię punktów wagowych, co nijak ma się z wędkarską etyką, a tym bardziej sportem! Osobiście z tego powodu czuje się nieco hipokrytą. Na każdym kroku podkreślam jak ważne jest poszanowanie ryb, a w tym obowiązkowe zwracanie im wolności, podczas gdy sam wrzucam je do torby podczas zawodów podlodowych. W wielu zbiornikach panuje niedobór drapieżników i wybieranie skarłowaciałej drobnicy można jeszcze zrozumieć. Jednak zabijanie w imię sportu okazałej i cennej w wodnym ekosystemie ryby, która żyła w spokoju przez wiele lat, godzi we współczesne wędkarstwo! Czułem ogromne zażenowanie i wstyd jak moi koledzy zawodnicy tuż po ważeniu ryb w hotelowej sali publikowali z dumą zdjęcie martwej, ponad 40 cm samicy okonia wypełnionej ikrą.
W dobie internetu to głównie od nas profesjonalnych wędkarzy wzorce czerpią młodzi adepci wędkarstwa. To od nich będzie zależeć czy nasze łowiska kiedyś dorównają tym europejskim, czy wędkarstwo w powszechnej świadomości stanie się wyłącznie formą aktywnego spędzania czasu, czy dalej wędkarzy wyczynowych społeczeństwo będzie postrzegało jako wariatów.
Nie znajduję argumentu przeciw, by ryby powyżej 30 cm były natychmiast ważone przez sędziego sektorowego i chwilę później zwracano im wolność. Zabronione również powinno być stosowanie osęki, bo ze sportem to ona raczej nikomu nie powinna się kojarzyć.
Światową potęgą podlodowego wędkarstwa są takie państwa jak Ukraina, Białoruś i Rosja. Oglądając internetowe publikacje tamtejszych Mistrzów bałałajki nie sposób odnieść wrażenie, że do współczesnych standardów wędkarstwa jeszcze im daleko. Kilogramy zmrożonych ryb i krew na lodzie w tamtej części Europy to standardy, od których powinniśmy umywać ręce, a nie podziwiać.
Kacper Górecki