W trzeciej i jednocześnie ostatniej części „Hitów” opiszę pokrótce kilka rzeczy, które w minionym sezonie zdobyły moje szczególne zaufanie.
MIVARDI Magnum zupełnie nieoczekiwanie w ostatnim sezonie stała się moim No. 1 jeśli chodzi o sztyce do podbieraka. Może to się wydać dziwne, ponieważ do tej pory posiadam również flagową sztycę RIVE R020, która jest produktem z najwyższej półki, super lekka i sztywna. Magnum do mojego ekwipunku trafiła ze względu na starty w lidze czeskiej, gdzie w trudnych warunkach (kamienie, wysokie skarpy) podbiera się duże ryby. Już rok wcześniej zrozumiałem, że moja R020 mimo, że przetrwała kilka czeskich zawodów to nie była do nich przewidziana. Ponadto na takich łowiskach zapasowa sztyca to konieczność.
Do wyboru Magnum’a przekonał mnie Zbyszek Milewski twierdząc, że tej sztycy niczego nie brakuje, a na czeskie łowiska jest wprost idealna. Jej „piśmienne” parametry mogłyby wskazywać, że to produkt niskiej klasy, jednak nijak się to ma do rzeczywistości. Duża waga sztycy wynika przede wszystkim z zastosowania niezwykle pancernej konstrukcji i na co też należy zwrócić uwagę Magnum ma 460 cm czyli o 40-60 cm więcej niż większość tego typu produktów. Właśnie te dwie cechy sprawiły, że przywykłem do tej sztycy tak bardzo. Może wielka wytrzymałość na naszych łowiskach konieczna nie jest, jednak te dodatkowe pół metra podbieraka pozwala znacznie szybciej i bardziej komfortowo lądować ryby w siatce. Nie raz spiąłem kilka cennych ryb tylko dlatego, że musiałem „dociągać” rybę, bo brakowało kilkudziesięciu cm podbieraka. W ostatniej fazie holu duże ryby są nieobliczalne i wówczas łatwo o nieoczekiwane wypięcie.
Posiadając dwie sztyce o skrajnie różnych parametrach mogę stwierdzić, że nie ich waga jest istotna a sztywność. Mimo, że „na sucho” super lekka sztyca jest wyraźnie sztywniejsza to już pod oporem wody ta różnica się zaciera. Mam wręcz wrażenie, że Magnum w wodzie jest szybszy. Optymalne walory użytkowe tej sztycy wynikają z zastosowania dobrej klasy węgla i twardych, teflonowanych złącz.
Moim No. 1 w tym roku stały się również gumy do procy MIVARDI, a szczególnie wersja medium (zielona). Idealnie sprawdza mi się do strzelania na dystansie 33-43 m. Nie potrafię jednoznacznie stwierdzić na czym polega jej „lepszość”, po prostu proca uzbrojona w zieloną gumę jest dla mnie zadziwiająco efektywna. Słusznie mówi się, że w precyzyjnym nęceniu odległościowym najważniejsze są umiejętności, jednak na nic się zdadzą jeśli proca nie będzie dobrze skomponowana. Do gum MIVARDI również przekonał mnie Zbyszek, który sam używa ich już od wielu lat.
Jak już jestem przy metodzie odległościowej wspomnę o wędkach Team Mivardi Match, które zapewne na długi czas zagoszczą w moim pokrowcu. Wędkarstwo odległościowe bardzo mnie pasjonuje i nigdy się nie nudzi. Jeśli chodzi o same wędki do tej metody wyrobiłem sobie następującą opinię: im dłuższa i sztywniejsza „maczówka” tym skuteczniejsza, im krótsza i lżejsza tym daje więcej przyjemności z samego wędkowania. W praktyce Team Mivardi 4,60 stanowi tą, którą uważam za najbardziej skuteczną.
Tak długą i sztywną wędką szybciej „zbiera się żyłkę”, przez co zacięcie wymaga jedynie płynnego przeniesienia wędki w bok lub w górę. Im mniej dynamiczny jest to ruch tym mniejsze ryzyko zerwania przyponu lub rozcięcia delikatnej błony ryby. Paradoksalnie to moment zacięcia jest kluczowym w kontekście naszej skuteczności. Zdecydowana większość „spadających” ryb uwalnia się tuż po zacięciu, bardzo rzadko w czasie holu. W ostatnich dwóch sezonach zaangażowałem się w czeską „szkołę macza” i nie dostrzegłem u żadnego z tamtejszych Mistrzów wędki krótszej niż 4,5m. Mogę też śmiało obalić mit, że na tego typu wędki nie można łowić delikatnymi zestawami. Podczas jesiennych treningów z niemal 100% skutecznością holowałem 0,5-1,5 kg leszcze na przyponie 0,09 z haczykiem nr. 20.
Moim absolutnym Hitem sezonu jest zanęta Wonder Black. Myślę, że w tym roku stosowałem ją podczas większości moich startów. Była skuteczna zarówno na duże leszcze w Czechach jak i mikro rybki podczas Finału PLWS 2016. Jednak zanęty to temat zbyt obszerny by go tutaj rozwijać, więc uczynię to przy innej okazji.
Na koniec wspomnę o żyłce przyponowej RIVE Hooklenght – jest naprawdę rewelacyjna. Już na pierwszy rzut oka widać, że trzyma opisaną średnicę. Większość żyłek uzyskało opinię dobrych i wytrzymałych, dzięki temu, że deklarowana średnica ma niższą wartość niż rzeczywista. Dlatego jeśli ktoś zaczyna stosować żyłki RIVE powinien zawsze wybierać o jeden rozmiar wyżej niż dotychczas np. Colmic Stream 0,125 = Rive Hooklenght 0,148. Porównywanie żyłek z tymi samymi opisami nie ma sensu, bo często porównujemy zupełnie inne średnice. Zaletą Hooklenght jest konkretna „moc” przy zachowaniu miękkiej i elastycznej struktury, nie jest to żyłka tzw. sztywna czy twarda. Wytrzymałość żyłek najlepiej oceniać przy małych średnicach, a przy tych produkt RIVE nie ma sobie równych!
Nawet najlepsza żyłka może nas zawieść jeśli zastosujemy niewłaściwe węzły. Najbardziej newralgicznym miejscem przyponu jest węzeł pod pętlą. Z moich doświadczeń mogę polecić przyrząd easy loop przy użyciu, którego powstają naprawdę solidne i mocne wiązania.
Kacper Górecki