Za nami już 3 edycja tegorocznych rozgrywek Grand Prix Polski w wędkarstwie spławikowym. Areną zmagań w miniony weekend był przyujściowy odcinek Wisły. Seniorzy łowili na lewym brzegu rzeki w tzw. Szewcach, juniorzy i kobiety po przeciwległej stronie w Drewnicy. Nasza drużyna już przed wyjazdem wiązała nadzieje na dobry wynik w Gdańsku. Zdecydowana większość zespołu startowała tam z powodzeniem na niejednych zawodach.
Każde łowisko wiąże się z trudnościami, którym zawodnicy muszą sprostać chcąc myśleć o dobrym wyniku. Wisła na wspomnianym odcinku jest bardzo charakterystyczna. Głębokość w zasięgu tyczki waha się w granicach 4-6,5m (!), dno usłane jest dużymi kamieniami, których część należy określić mianem głazów. Do tego dochodzi zazwyczaj umiarkowany prąd wody, i bardzo często porywisty wiatr, który zamienia lustro Wisły w pofalowane morze. Innymi słowy jest to niezwykle trudna technicznie woda, która może wykończyć psycho-fizycznie niejednego tyczkarza.
Dwa dni treningu jednoznacznie wskazały, że w przeciwieństwie do roku zeszłego ryb jest sporo, jednak są wyjątkowo małe. 90% stanowiły krąpie o średniej masie 40-50 pkt. Przyłowami były ryby 150-200 g, większe występowały w ilości „jedna na tysiąc”.
Z pewnością wszystkie drużyny po treningach wnioskowały, że Wiślany drobiazg reaguje przede wszystkim na dużą ilość zanęty i umiarkowaną robaków (pinek, kastera, jokersa). Nasza drużyna na piątkowym treningu (jak rzadko kiedy) skupiła się na dobraniu najbardziej skutecznej zanęty. Każdy z nas łowił tymi samymi proporcjami tylko z inną mieszanką spożywczą. Ryby najlepiej reagowały na zanętę WONDER BLACK z dodatkiem pieczywa fluo.
Największą atrakcją zawodów na gdańskiej Wiśle, jest baza noclegowa i bezpośrednia bliskość morza. Większość uczestników zakotwiczyła w Świbnie mając do plaży nie dalej niż kilometr. Nie zawiodła pogoda, która od czwartku do soboty była optymalna do nadmorskiego wypoczynku. Nawet popołudniowe wiązanie zestawów i haczyków w takim klimacie sprawiało przyjemność.
Nasze przygotowania do każdej z tur były dwuetapowe. Wieczorem „robiliśmy” glinę, rano po śniadaniu zanętę. Na każdego z nas przypadało 10-12 kg gliny i 6 litrów zanęty (ok. 2 kg). Glina na Wisłę powinna być możliwie najbardziej ciężka, a jednocześnie średnio-wiążąca. Ten efekt uzyskaliśmy łącząc 2 części gliny Rzecznej (lub Double Leam) z 1 częścią Argile w wersji ciężkiej.
Zanętę dowilżaliśmy ostatecznie przed wejściem na stanowisko i łączyliśmy w proporcji 1:1 z gliną. Pozostała część gliny miała posłużyć do podawania jokersa. W przypadku, gdy trafialiśmy na w miarę korzystne dno połowę towaru mieliśmy doklejać bentonitem.
Przed pierwszą turą chyba wszystkich nieco przerażał dość mocny północny wiatr i wysoka fala o kierunku przeciwnym do spływu zestawu. Największym problemem w takich warunkach jest dokładne wygruntowanie łowiska. W tym przypadku głównym celem było odnalezienie co najmniej 2 metrowego odcinka dna z możliwie najmniejszą ilością przeszkód i oszacowanie spadków głębokości.
Proszę mi wierzyć, że w tych warunkach przy dużej głębokości i masie zaczepów to niezwykle ciężkie technicznie i fizycznie zadanie. Już na tym etapie można całkowicie zaprzepaścić swoje szanse na satysfakcjonujący wynik. Kule które trafią w rumowisko kamieni, czy też potoczą się w główne koryto Wisły nie są w stanie nam pomóc.
Ostatnim czynnikiem, który decyduje o wyniku na każdej rzece są zestawy i sposób ich prowadzenia. Uważam, że nigdy nie ma jednej skutecznej techniki czy zestawu. Każdy doświadczony zawodnik ma swoje preferencje i nawyki. Dla przykładu w sobotniej turze łowiłem wyłącznie 10-12 g dyskami, a mój sąsiad Krzysiek Kurowski (absolutnie topowy „Wiślarz”) bardzo zbliżony wynik uzyskał 4 gramową bombką.
Sobotnia tura zakończyła się dla nas dużym sukcesem – 3 miejscem w klasyfikacji drużynowej. Połowiliśmy bardzo dobrze i równo bez tzw. wpadek. Nie mniej w „czubie” było bardzo ciasno. Prawdopodobieństwo wygrania całych zawodów było takie samo jak spadek na 6-8 pozycję.
Zgodnie z prognozami pogody w niedzielę nad wodą zastaliśmy „wędkarski kataklizm”. O ile w sobotę wiało bardzo mocno, o tyle w niedzielę zawodnicy musieli zmierzyć się z prawdziwym huraganem i morską falą. Osobiście na domiar złego przypadło mi stanowisko z tzw. dziurą. W praktyce oznacza to łowisko o głębokości 6 metrów!!! Należy dodać, że prąd wody tego dnia znacząco przybrał na sile i swobodnie pchał 10 gramowy zestaw. Sam nie wiem skąd wziąłem tyle siły, by w takiej studni 100 g gruntomierzem wybadać ukształtowanie dna i położenie wszystkich kamieni. Zajęło mi to na tyle dużo czasu, że zdążyłem uzbroić zaledwie jeden top – w 18 gramowy zestaw! Na domiar złego między mną, a wspomnianą studnią była usłana głazami i zaczepami podwodna główka, o którą później wielokrotnie zaczepiałem zestawem podczas jego wyprowadzania jak i holu ryb.
Pierwsze minuty niedzielnych zawodów pokazały, że przetrwają tylko najbardziej zmotywowani i najbardziej odporni fizycznie zawodnicy. W moim sektorze po kilkudziesięciu minutach duża część kolegów przestawiła się na łowienie uklei, co nie tylko było formą ratunku, ale też szansą na dobry wynik.
Osobiście dzielnie do końca wałczyłem pełną tyczką i z wynikiem 3405 pkt. uzyskałem sektorową dwójkę. Niestety przez fruwające w łowisku porwane zestawy (w tym także jeden mój) i podwodną główkę straciłem kilka ryb, które dałyby mi drugie na tych zawodach zwycięstwo sektorowe. W pierwszych minutach przy podbieraku straciłem również dorodną certę, która była wspomnianą „jedną z tysiąca”. Nie mniej byłem bardzo szczęśliwy, że w tak strasznych warunkach jako jedyny w sektorze zrobiłem wysoki wynik nie łowiąc uklei.
To był udany dzień dla całej naszej drużyny, połowiliśmy niezwykle równo i bardzo dobrze. Sektorowe 2, 2, 3, 3, 3 w takich okolicznościach i przy tym poziomie rywalizacji robi wrażenie. Ostatecznie odnieśliśmy wielki sukces kończąc zawody na 2 miejscu w klasyfikacji drużynowej i 3 miejscu w klasyfikacji klubowej seniorów.
Cieszy nas fakt, że z zawodów na zawody prezentujemy coraz wyższy poziom. W Szymanowicach było 9 miejsce, w Bełchatowie 5, teraz 2. Po 3 z 5 edycji całego cyklu zachowujemy realną szansę powalczenia o czołową lokatę w rocznej klasyfikacji GP Polski.
Na koniec należy nieco pochwalić organizatorów, za to, że zawody były dobrze poprowadzone, stanowiska dobrze przygotowane, a sędziowie pozostali w cieniu rywalizacji. W końcu też postarano się o sponsorów, którzy ufundowali nagrody rzeczowe. A i puchary tym razem nie uwłaczały godności naszego pięknego sportu!
Wyniki z dwóch tur + wyniki końcowe GPP Gdańsk 2016
Więcej zdjęć z zawodów opublikowałem na naszym profilu Facebook
Kacper Górecki