Mimo upływu kolejnych sezonów nie miałem do końca ugruntowanego zdania na temat żyłek odległościowych. Generalnie nim w pełni zrozumiałem jak je dobierać, jak z nimi postępować i kiedy je zmieniać, do środowiska naturalnego trafiło sporo egzemplarzy nietanich spławików.
Zacznę od trzech najczęstszych błędów, które sam popełniałem.
1. Stosowanie zbyt cienkiej żyłki. Dotyczy to szczególnie żyłek, które na opakowaniach posiadają realne parametry (np. Hydra, Rive). Porównując Rive Match 0,14 do Tubertini Gorilli 0,14 to ta druga średnicą i wytrzymałością odpowiada żyłce Rive Match 0,20… W praktyce stosując tak cienką i delikatną żyłkę 0,14 miałem super efekty na kanałach i niewielkich wodach łowiąc zestawami max 8-10 g. Jednak tam gdzie pojawiała się solidna eksploatacja i przeciążenia zwyczajnie zawodziła. Długo błędnie uważałem, że za cenę pewnych strat lepiej łowić cienką żyłką, która w wodzie stawia nieporównywalnie mniejsze opory podczas jej topienia i zacinania ryb.
2. Nadużywanie detergentów do „odtłuszczania żyłki”. Z perspektywy czasu uważam, że ich stosowanie ma sens wyłącznie podczas pierwszego wędkowania świeżą żyłką, a detergent musi być mocno rozpylony, najlepiej pod sporym ciśnieniem. Nie można owego detergentu nałożyć na świeżą żyłkę na długo przed wędkowaniem, ponieważ przynosi to zazwyczaj skutek odwrotny od zamierzonego. Np. wlewanie płynu do wody, w której moczymy szpulkę podczas nawijania linki na kołowrotek. Detergent odparowuje, a substancja czynna zazwyczaj trwale „oblepia” żyłkę, która zamiast tonąć jeszcze bardziej uporczywie unosi się na wodzie. Tak jak od razu po myciu płucze się naczynia, tak też żyłkę spryskuje się bezpośrednio przed jej użyciem. Wszystkie tego typu środki zbyt często stosowane znacząco obniżają wytrzymałość żyłki.
3. Obwinianie skręcającej się żyłki na rzecz jej kiepskiej jakości. Odkąd stosuję dobrej klasy kołowrotki nigdy nawet minimalnie nie skręciłem żadnej żyłki, podczas gdy kiedyś w głowie niesłusznie skreśliłem kilka dobrych produktów. Kluczowa jest rolka przy kabłąku i dbanie o to, aby płynnie pracowała. W niektórych modelach często zacina się lub nie nadąża za szybkim tempem zwijania. W zasadzie poza dużą szpulą i jak największym przełożeniem, które wytrzyma eksploatację, niczego innego od kołowrotka matchowego nie należy oczekiwać. Oczywiście wyjątkiem są jeszcze jego wielkość i ciężar w granicach rozsądku.
Najbardziej uniwersalną średnicą żyłki odległościowej na polskie łowiska moim zdaniem jest 0,18, przy czym mam na myśli realną wartość. Należy pamiętać o tym, że wiele żyłek jest znacząco przegrubionych (np. tubertini gorilla 0,14 to w rzeczywistości 0,18). Osobiście preferuję dobierać żyłkę dość precyzyjnie do warunków. Jeśli łowię lekko i finezyjnie stosuję cienką 0,14-0,16 (0,14 tylko do najdelikatniejszych zestawów max 8g). Kiedy łowię dużo ryb i liczy się niezawodność stawiam na 0,18, a nawet 0,20 jeśli stosuję ciężkie 14-16 g zestawy. Początkującym polecam jednak postawić na jedną uniwersalną średnicę 0,18.
Kolejnym elementem, na który chciałbym zwrócić uwagę to nawijanie żyłki na kołowrotek. Uważam, że błędem jest napełnianie szpuli niemal pod samą krawędź. Szczególnie dotyczy to żyłek o większej średnicy, które same w sobie zazwyczaj nie układają się idealnie liniowo i potrafią w sposób niekontrolowany „spaść” ze szpuli przysparzając przy tym wiele problemów. Pamiętam jak kiedyś u Zbyszka Milewskiego dostrzegłem, że na Jego kołowrotkach żyłki ledwo wypełniają połowę ich pojemności. Kiedy zapytałem: dlaczego tak? Odpowiedział mi w swoim stylu: a dlaczego miałoby być inaczej? I faktycznie to czy brakuje nam do rantu szpuli 3 czy 6 mm nie ma w praktyce żadnego znaczenia.
Ile nawijać żyłki? Z mojego doświadczenia wynika, że jak najwięcej i to z kilku powodów. Najważniejszy to taki, że im żyłka starsza tym ma lepszą zatapialność. Jednocześnie co jakiś czas z oczywistych powodów należy usuwać wyeksploatowany odcinek, a ten leżący pod nim poza wspomnianą zatapialnością ma również „świeżą” wytrzymałość. W praktyce jeśli nawiniemy 300 m żyłki i nie zniszczymy jej detergentami może nam posłużyć nawet dwa sezony. Teoretycznie wymieniając co roku 150 m poniesiemy ten sam koszt, jednak należy pamiętać, że nowa żyłka niezależnie od marki tonie niezwykle opornie. Z taką najlepiej chociaż raz wybrać się na poza zawodnicze wędkowanie.
Myślę, że większość renomowanych żyłek do odległościówki spełnia swoją rolę. Z pewnością nie polecam takich, które ze szpuli schodzą w formie spirali i jednocześnie mają bardzo śliską i połyskującą powłokę. Zazwyczaj są potwornie mocne, ale toną dopiero pod koniec sezonu…
Kacper Górecki