Działy tematyczne

Odległościówka – jaką wybrać?

Poniższa treść pochodzi z fragmentów treści tworzonej przeze mnie książki „Spławik bez tajemnic”, którą po dwóch latach pracy, wreszcie udało mi się napisać. Niestety nie jestem w stanie podać terminu jej wydania, ponieważ przede mną jeszcze ogrom pracy nad jej dopracowaniem (jest niezwykle obszerna), tj. poprawkami tekstu, opracowaniem i stworzeniem ilustracji, następnie składem i całym procesem wydawniczym.


Wybór wędki

Pisząc rozdział o tyczce, dość szybko poruszyłem temat z gatunku „jaką wybrać”. Dlaczego więc tutaj zostawiłem to na sam koniec? Bo tyczki są długie aż na kilkanaście metrów, przez co różnice między nimi mają istotny wpływ na nasze możliwości, w tym również te finansowe. W przypadku odległościówek, które są znacznie krótsze, nawet największy badziew będzie lepszy, niż wędki, którymi z powodzeniem zaczynali pionierzy tej metody. Znaczenie wędki dla naszych możliwości i umiejętności ogranicza się przede wszystkim do tego, żeby po prostu spełniała swoją rolę. Innymi słowy, lepsza odległościówka nie zrobi z nikogo lepszego odległościowca. Może jedynie dopełnić jego potencjału. Poza tym różnica cenowa pomiędzy tanią a topową odległościówką zasadniczo okaże się mniejsza niż między dwoma tyczkami tej samej klasy, za to pochodzących z różnych źródeł.

Od razu zaznaczę, że od strony technologii i wszelakich parametrów technicznych komponentów do budowy wędek – absolutnie żaden ze mnie specjalista. Wręcz mnie to kompletnie nie interesuje. Za to jestem doświadczonym praktykiem, który mogąc już uczestniczyć w ich projektowaniu, wie jak korzystać z wiedzy producentów. A dokładniej, jak i jakich dostarczać im informacji, aby stworzyli prototyp o oczekiwanych przeze mnie właściwościach.

Odległościówki dzielę na kilka grup, które nazwałbym w ten sposób:

badziew, da się łowić, dobre i luksusowe

Te pierwsze to wędki najtańsze (powiedzmy do 200 zł), którymi oczywiście też da się łowić, ale znając potencjał tej metody, nie jestem w stanie ich zaakceptować. Są ciężkie, galaretowate, o akcji bujającej (nie mylić z paraboliczną), a ich niskiej jakości przelotki mogą wręcz niszczyć żyłkę. To nie jest sprzęt do wyczynu. A do rekreacji moim zdaniem lepszym wyborem są już teleskopy, bo sama konstrukcja gwarantuje ich lepszą, sztywniejszą pracę (podobnie jest ze sztycami do podbieraka). Jeśli jednak z jakiegoś powodu chcesz lub musisz zaczynać od tej klasy sprzętu, to szukaj wędki 3,9 m. To znacznie zwiększy szansę znalezienia czegoś operatywnego, tym bardziej, że mam niewielkie rozeznanie w tej kasie sprzętu i możliwe, że jednak się mylę.

Da się łowić to szersza gama wędek, bo z większego spektrum cen (orientacyjnie do 500 zł). Samo określenie, jakiego użyłem, wskazuje, że nie jest to sprzęt, który mógłbym polecić. Obiektywnie są użyteczne, ale subiektywnie ani nie będą szczególnie wspierały początkującego, ani tym bardziej potencjału osoby o większym stopniu zaawansowania. Znając rynek producentów, uważam, że w tym segmencie da się zrobić przyzwoitą wędkę (szczególnie typowo paraboliczną), ale raczej do długości 4,2 m. Dlatego, jeśli odległościówką zamierzasz łowić wyłącznie rekreacyjnie, albo twój budżet jest bardzo ograniczony – na tę półkę możesz sięgnąć, choć ja i tak jej nie polecam, a dlaczego, o tym za chwilę.

Odległościówki dobre, a w zasadzie bardzo dobre to takie, którym niczego już nie brakuje. Doświadczonemu zawodnikowi pozwalają wykorzystać pełnię jego potencjału, a osobie początkującej zdecydowanie ułatwiają naukę. Ich ceny aktualnie zaczynają się – według mojego rozeznania – od około 700 zł. Zakładam, że taniej być może też się uda, tym bardziej na rynku wtórnym. Odległościówka to wędka, która co do zasady się nie zużywa, stąd w przeciwieństwie do tyczek raczej nie należy bać się zakupu używek. Właśnie dlatego jestem sceptyczny do półki „da się łowić”. Bo lepiej jest dołożyć te kilkaset zł lub w tej samej cenie kupić używkę, ale w obu przypadkach zainwestować już w sprzęt klasy wyczynowej.

Ostatnia półka odległościówek – moim zdaniem luksusowych – zaczyna się aktualnie od symbolicznej liczby, za to niemałej ceny 1000 zł. Samo określenie mówi wiele. W praktyce wędki luksusowe są nie tylko doskonałe użytkowo, ale też wykończone w wyższej jakości niż te „tylko” dobre. Znając oferty producentów, wiem, że różnice w cenach jakości podzespołów mogą być porównywalne z bazową ceną wędki w „wersji standard”. Innymi słowy, ten sam blank, ale z lepszymi przelotkami, rękojeścią i uchwytem może kosztować dwukrotnie więcej. I o ile przelotki mają istotne znaczenie, o tyle mocowanie kołowrotka czy jakość korka podnoszą już raczej poza użytkową wartość wędki.

Nie orientuję się, ile aktualnie kosztują najdroższe odległościówki, natomiast wiem, że stworzenie ultra luksusowej wędki, która w sklepie stałaby za 3-4 tys. zł – nie stanowi problemu. Natomiast, o ile wśród tyczkarzy nie brakuje jeszcze kolekcjonerów (choć świadomość jest już nieporównywalnie większa niż jeszcze dekadę temu), to odległościowcy raczej bez wyjątku są już świadomymi konsumentami. Maczówka jest o wiele trudniejsza i każdy, kto ją opanował, wie, że wędka dwa razy droższa od „podstawowej” luksusowej odległościówki, użytkowo nie będzie już ani trochę lepsza. Stąd rynek na takie wędki nigdy się nie rozwinął. Nawiązując do tego, co napisałem w pierwszej części tej książki, metaforyczni kolekcjonerzy generalnie unikają trudu, stąd zazwyczaj nie dochodzą do etapu, w którym mogliby stać się koneserami nad wyraz drogich odległościówek.

Akcja i praca

Żebym mógł w miarę precyzyjnie wskazać, jakie odległościówki lubię, najpierw muszę zdefiniować, co rozumiem poprzez dwa najbardziej popularne słowa opisujące działanie blanku. Jak większość z nas określenia „praca” i „akcja” stosuję dość spontanicznie, zamiennie, w zależności od kontekstu. I nieraz zauważam, że może to prowadzić do nieporozumień. Nawet wczoraj zapytałem jednego z doświadczonych kolegów o to, czy podziela mój pogląd na temat podziału odległościówek. Powiedziałem mu: że lubię wędki szybkie, progresywne. A on: że wręcz przeciwnie, bo woli paraboliki. Uzasadnił, że owszem szybkie wędki dalej i dokładniej rzucają, ale spada z nich więcej ryb i ogólnie są mniej przyjemne podczas holu. Potem potrzebowaliśmy dłuższej chwili, żeby dotrzeć do punktu, w którym okazało się, że tak naprawdę lubimy podobne wędki.

Nieporozumienie wynikało z określenia „szybkie”. Kolega powiązał je z wędkami sztywnymi, bo faktycznie najszybsze są te, w których ugina się i to nieznacznie tylko szczytówka. Natomiast w moim rozumieniu szybkość blanku to odrębna kwestia, którą utożsamiam z akcją, a akcję wyłącznie z tym, jak wędka zachowuje się podczas wyrzutu. W praktyce szybka wędka to dla mnie taka, która po zarzucie natychmiast gaśnie. W ten sposób już „na sucho” jestem w stanie określić jej akcję, ale już niekoniecznie pracę.

Mówiąc o pracy wędki, mam na myśli przede wszystkim jej zachowanie (ugięcie) podczas holu ryby. Praca blanku w moim podziale może być: typowo szczytowa (jak sama nazwa wskazuje pracuje wyłącznie szczytówka), bardziej miękka – półparaboliczna (ugina się szczytówka i mniej więcej połowa drugiego elementu) i bardzo miękka – paraboliczna (podczas holu poddaje się mniej więcej 2/3 blanku). W praktyce wędki o pracy półparabolicznej i parabolicznej dla uproszczenia sprowadzam do pracy parabolicznej. Bo różnica między nimi jest dość umowna, a samo ugięcie nie zależy wyłącznie od samego blanku, ale też wielkości ryby i oporu, jaki stawiamy jej podczas holu.

Tak więc, w moim rozumieniu wędka może być zarazem i szybka (pod względem akcji) i paraboliczna (pod względem pracy). Ale to tylko moja interpretacja, każdy może mieć własną. Dlatego moim zdaniem warto zaznaczyć, do jakiego kontekstu się odnosimy – wyrzutu czy holu.

Miękka, sztywna, progresywna

Żeby to wszystko uprościć, ogólny charakter kija można jeszcze sprowadzić do jednego z trzech zawartych w powyższym nagłówku słów.

Miękka odległościówka to taka, która ma wolną akcję i paraboliczną pracę. Moim zdaniem najgorsza możliwa opcja (typowa dla najtańszych wędek), poza jednym wyjątkiem – łowieniem karpi na waggler. Do tego najlepsze są właśnie miękkie i krótkie maczówki (3,6-3,9 m). Głęboka paraboliczna praca nie tylko świetnie amortyzuje, ale przede wszystkim uspokaja potencjał do walki dużej i silnej ryby. Karp czując twardy opór, odpowiada dokładnie tym samym, co da się szczególnie odczuć w pierwszej newralgicznej fazie holu. Dlatego na komercji egzaminu nie zda ani mocno dopięta guma, ani sztywna maczówka.

Nieporęczność miękkiego kija rośnie wraz z jego długością i ciężarem zestawu. Ale tak się składa, że do karpi im krótsza wędka, tym lepsza, bo podebranie ryby staje się łatwiejsze. A do tego im lżejszy zestaw możemy zastosować, tym też łatwiej jest je przechytrzyć. Poza tym wagglerem generalnie nie rzuca się daleko.

Sztywna odległościówka to taka, która ma szybką akcję i szczytową pracę. Osobiście takie wędki (zazwyczaj opisane jako wersje 10-30 g) bardzo sobie cenię, bo prawie zawsze są dobre (choć rzadko optymalne). To są mocne i twarde kije. Pierwotnie stworzone do dalekich rzutów i ciężkich zestawów. Poza tym są idealne tam, gdzie szybkość zacięcia odgrywa kluczową rolę, czyli podczas łowienia w rzekach. Innym ich optimum, ale generalnie nieprzydatnym na naszych wodach, jest potrzeba sprawnego holowania stosunkowo dużych ryb. W przeciwieństwie do karpia, znacznie większy od niego leszcz, kiedy poczuje twarde warunki – poddaje się i płynie do nas jak po sznurku. Często dopiero w podbieraku zaczyna walczyć. Teraz kwestia czy wędkarsko jest to atrakcyjne? Z pewnością nie, za to może być efektywne w kontekście zawodów.

Wadą sztywnych odległościówek jest fakt, że wymagają odpowiedniego wyczucia. Każde zbyt mocne zacięcie może skończyć się natychmiastowym zerwaniem przyponu, co niesie za sobą lawinę przykrych konsekwencji. Bo wszystko dzieje się w naszym polu nęcenia. Generalnie nie są to wędki do łowienia małymi haczykami, choć z mojego doświadczenia wynika, że da się. Przez kilka lat wszędzie łowiłem ultra sztywnymi odległościówkami TEAM MIVARDI i jak to na naszych wodach bywa, nieraz używałem haczyków nr 18 (a nawet 20). Nie pamiętam, abym w tamtym czasie tracił więcej ryb niż teraz, kiedy mój arsenał wędek pozwala mi już na w pełni optymalne dopasowanie. Taką naprawdę dostateczną amortyzację daje już sama żyłka, a jednocześnie, jak już wspomniałem, na twardej wędce białoryb generalnie nie walczy. Natomiast sam moment zacięcia zawsze pozostaje newralgiczny. Wystarczy chwilowy brak koncentracji i strata gwarantowana.

O ile do slidera potrzeba nieco miękkości, tak w przypadku systemu czeskiego czy ogólnie wagglera sztywne kije zawsze są dobre. Nawet jeśli w odniesieniu do danego zestawu są zbytecznie mocne. W tym przypadku jego ładowanie (ugięcie szczytowych sekcji pod ciężarem zestawu) nie jest tak istotne, jak sama technika wyrzutu, która musi być odpowiednio dynamiczna. Stąd wędka powinna być przede wszystkim szybka. A jeśli przy okazji też sztywna – to będzie atutem nie tylko przy ciężkich zestawach, ale przede wszystkim podczas silnego wiatru (w sumie jedno z drugiego wynika). Nie ma nic gorszego, niż podczas porywistego wiatru rzucać niedostatecznie sztywną wędką. Wtedy każde najdrobniejsze zachwianie blanku psuje wszystko. Stąd generalnie im sztywniejsza jest wędka, tym wyrzuty są lżejsze, mniej siłowe i w praktyce łatwiejsze.

Odległościówkę progresywną śmiało można określić mianem hybrydowej – dwa w jednym. Łączy w sobie jednocześnie atuty wędek sztywnych i miękkich. W dużym uogólnieniu charakteryzuje się szybką akcją i paraboliczną pracą. Innymi słowy, najpierw pomaga nam w oddaniu precyzyjnego rzutu, a potem skutecznym wyholowaniu ryby. Dodatkowym i najbardziej odczuwalnym atutem jest to, że taka hybryda, ze względu na konieczną do uzyskania efektu technologię, zawsze będzie lżejsza. Dlatego takiej wędki nie znajdziemy poniżej średnio-wysokiej półki cenowej (do której zaklasyfikowałem odległościówki dobre). Bo progresywne blanki powstają z nieporównywalnie droższego włókna. Kiedy kupujesz wędkę za 200 zł, to co najmniej 90% jej ceny stanowi wszystko, poza materiałem, z jakiego powstała. Dopiero w klasowym sprzęcie płacimy także za jego realną wartość.

Progresywne odległościówki stosuję wszędzie, gdzie nie potrzebuję bardzo sztywnej i tęgiej wędki do skrajnych przeciążeń. Czyli prawie zawsze, poza ciężkim łowieniem na bardzo dalekich dystansach i w rzekach. W drugim przypadku stosuję je zamiennie – sztywne do mocnych haczyków, progresywne do delikatniejszego łowienia.

Zakres odległościówek progresywnych jest bardzo szeroki i mimo tego samego określenia mogą to być skrajnie różne kije. O ile wyżej skategoryzowane sztywne odległościówki co do zasady są pancerne i poradzą sobie z każdym zestawem, o tyle hybryda może być zarówno wędką piekielnie mocną jak i ultra finezyjną. W praktyce jej wytrzymałość będzie limitowała maksymalny ciężar zestawu. Generalnie te najdelikatniejsze nie są popularne, bo nieuniwersalne, przez co stworzone z myślą o koneserach tej metody. Co innego kije o średniej i dużej mocy.

Inną, ale równie ważną kwestią różnicującą tego typu odległościówki, jest ich charakter, który może być bardziej skierowany na wybitnie szybką akcję lub na paraboliczną pracę. W pierwszym przypadku kij będzie bardzo ostry, zwarty, coś jak sztywna odległościówka tylko w wersji light. Głębokość pracy takiego blanku będzie jednocześnie uzależniona od jego wytrzymałości i stawianego przez rybę oporu.

W drugiej opcji kij na sucho będzie bardziej miękki, elastyczny, podczas zarzutu nieco wolniejszy, bo będą pracowały dwa jego elementy, których czas „wygaszenia” będzie nieco dłuższy.

Jego atutem, dzięki głębszej i miększej pracy, będzie lepsza amortyzacja podczas holu. To właśnie tego typu odległościówki mogą powodować wspomniane nieporozumienia. Bo na przykład dla mnie to dalej są wędki progresywne (mimo odczuwalnej miękkości szybko gasną), a równie dobrze można powiedzieć, że są to już typowe paraboliki. Ale wtedy wrzucamy je do jednego worka z wolnymi i często badziewnymi „krowimi ogonami”.

Długość

Zakres dostępnych na rynku odległościówek wynosi od 360 do 480 cm. O tych skrajnych nie będę się rozpisywał, ponieważ mają bardzo niszowe zastosowanie. Najkrótsza tylko do lekkiego wagglera i przede wszystkim łowienia karpi. Najdłuższa będzie sprzyjała rzucaniu na dalekie dystanse (pod warunkiem dostatecznej mocy i sztywności), a poza tym powinna świetnie sprawdzać się przy łowieniu w rzekach. Sam póki co nie próbowałem, ale zakładając dobrą operatywność, dłuższa wędka musi być korzystna dla tempa zacinania, szczególnie z większego dystansu (co na wodzie płynącej można uznać już powyżej 30-metra). Z pewnością o takiej opcji w naszej ofercie kiedyś pomyślę. Chociażby ze względu na rzeczną wypuszczankę, jako alternatywę dla bolonki, która z pwoodu niewielkiej ilości przelotek nie zawsze się do tego nadaje (w mokry dzień, przy lekkim zestawie, żyłka uporczywie klei się do blanku).

Długość prawilnych odległościówek zaczyna się od 390 cm Jednak ta opcja wśród zawodników generalnie od lat nie cieszy się już popularnością. Bo przy obecnej technologii kije 4,20 są równie operatywne, a jednocześnie dają więcej możliwości. 3,90 to historyczna spuścizna klasyki tej metody, kiedy to dłuższe wędki nie były jeszcze tak komfortowe. Niemniej, jeśli ktoś może pozwolić sobie na więcej, jest koneserem metody odległościowej, to łowiąc na niewielkim dystansie, z pewnością docenia przyjemność operowania tak krótkim kijem.

Wydawałoby się, że największą popularnością powinny cieszyć się odległościówki o długości 420 cm. Natomiast z wieloletniej statystki naszego sklepu wynika, że tak nie jest. Nieco więcej sprzedaje się wędek 4,50. Jednocześnie uważam, że spory wpływ na to ma prezentowane, choćby przeze mnie, sportowe oblicze tej metody. Biorąc pod uwagę wszystkie warunki, z jakimi mierzę się podczas zawodów, dopiero kije 4,5 m mogę uznać za w pełni uniwersalne. Doprecyzowując, ważne jest co przez to (uniwersalne) rozumiemy. Bo jeśli wystarczające, to tak naprawdę już mocne i szybkie wędki 4,2 w zdecydowanej większości warunków takie będą. Natomiast w tym przypadku na myśli mam kontekst możliwości. Dłuższa wędka daje ich więcej, kosztem nieco niższego komfortu łowienia tam, gdzie 4,20 w zupełności by wystarczyło.

Najdłuższe 4,5 m odległościówki, jakie stosuję, zawsze rozkładam do łowienia w co najmniej jednej z tych okoliczności: na dystansie powyżej 35 m, zestawem na stałe powyżej 2 m głębokości, na dużych rzekach, w koszmarnych warunkach wietrznych. Natomiast w pozostałych okolicznościach długość wędki przestaje być dla mnie istotnym kryterium wyboru. Staje się nią opisana wyżej charakterystyka blanku. Tak więc, kiedy łowię na wodzie stojącej / kanale, niezbyt daleko, warunki są normalne – na moich stojakach często leżą wędki o różnej długości.

Jaką wybrać?

Jeśli śledziłeś moją karierę, to mogłeś zauważyć, że stosowanych przeze mnie odległościówek przybywało znacznie więcej niż efektów, jakie mi to przynosiło. Zmierzam do tego, że roli wędki nie należy przeceniać.

Jakbym miał wybrać jeden najważniejszy dla uniwersalności maczówki parametr, to zdecydowanie byłaby to akcja, a dokładniej szybka akcja. Bo resztę spokojnie możemy nadrobić naszą techniką i wyczuciem. Natomiast, jakbym miał wybrać jedną wędkę do wszystkiego, to miałaby dużą moc, progresywny charakter, szybką akcję, umiarkowanie paraboliczną pracę i długość 450 cm. Dokładnie taką wędką jest zaprojektowana przeze mnie i stworzona przez Hydrę odległościówka Gorek Series 4,50 cw. 8-25 g.

Pierwotnie miała to być wędka tylko dla mnie (na polski rynek), a w praktyce stała się najlepiej sprzedającą się odległościówką Hydry. Paradoksalnie jest to wędka stworzona w technologii dostępnej już 20 lat temu, można powiedzieć old schoolowa, niemniej w tej kwestii, od tamtego czasu, technologia wędkarska poszła bardziej na boki aniżeli do przodu.

Kacper Górecki

stopka informacyjna
© 2024 Górek-Gliny – Wędkarstwo Wyczynowe
Projekt strony internetowej Studio DEOS