Na początku roku dostałam propozycję, aby wraz z Kacprem Góreckim startować w spławikowych zawodach wędkarskich. Po dłuższych rozmowach i namysłach – zgodziłam się. Oficjalnie od 2014 roku należę do Górek TEAM Black Horse – najlepszej wędkarskiej drużyny w Polsce :). Zawody rangi „Robinson Cup” w Elblągu okazały się moim pierwszym startem w sezonie. Czy było warto pokonać ponad 600 km, aby zmierzyć się z najlepszymi zawodnikami nie tylko z woj. warmińsko-mazurskiego? O tym w dalszej części fotorelacji…
Po przyjeździe do Lidzbarka Warmińskiego od razu wzięliśmy się za przygotowanie sprzętu. Postanowiliśmy, że czym mniej rzeczy na stanowisku, tym lepiej dla zawodnika. Większą uwagę poświęcimy łowieniu. Nie chcieliśmy tracić czasu na rozkładanie niepotrzebnych wędek, topów i innych przedmiotów, które tak naprawdę będą „zaśmiecać” nasze stanowisko. Idąc śladami Kacpra, zdecydowałam, że do wędki, którą będę łowić wezmę tylko dwa dodatkowe topy + top do kubka.
Wciągnęliśmy w 3 elementy gumy „jedynki”. Podjęłam decyzję, że będę łowić na bombki, ponieważ dobrze czuję się wędkując nimi na wodach płynących. Górek jednak był temu przeciwny. On, jako jeden z lepszych zawodników na elbląskiej rzece łowi tam najczęściej na dyski. Dostałam więc „wolną rękę”.
Po przygotowaniu wędek i innych niezbędnych rzeczy, zaczęliśmy myśleć nad zanętą. Do wiadra wsypałam po dwa opakowania PLATINUM PŁOĆ I RZEKA. Jak zapewniał Kacper, zanęta idealnie sprawdza się na wszystkie wody płynące. Wieczorem wszystko domoczyłam i przetarłam. W tym samym czasie, Górek, przygotował dla nas po 8 kg Gliny Wiążącej Ciężkiej do zanęty i 4 kg Double Leam rzeka do jokersa.
Losowanie odbyło się w bardzo miłej atmosferze. Okazało się, że w zawodach będzie brało udział 41 zawodników i że będę jedyną startującą dziewczyną. Basia losowała stanowiska. Kacprowi przypadł numer 6 a mnie numer 11. Jedna myśl „przeszła” mi przez głowę- „będę miała najmocniejszy sektor”. Niedługo potem okazało się, że miałam rację. Kocikowski Artur, Krupiński Grzegorz, Górecki Kacper, Gryga Grzegorz – sami „wyjadacze” z elbląskiego łowiska.
Jak wspominałam wcześniej, na stanowisku pojawiły się tylko najpotrzebniejsze rzeczy: pokrowiec na siatkę, pokrowiec z wędką, wiadra, kosz, torba z osprzętem.
Zgodnie z poleceniem Kacpra, pierwszą czynnością było dowilżenie i połączenie zanęty z gliną. Po uzyskaniu pożądanej, mokrej konsystencji całość przetarłam na 4 mm sicie.
Rozłożyłam 4 elementowe topy razem ze spławikami typu „bombki”: 4g, 6g, 8g. Woda tego dnia płynęła w kierunku Zalewu Wiślanego.
Po przepuszczeniu zestawów, nie miałam żadnych zaczepów a dno było równe. Zapowiadało się naprawdę bardzo dobrze.
Przyszedł wyczekiwany czas klejenia kul. Do zanęty dodaliśmy garstkę kasterów i parzonych pinek.
Do gliny natomiast dodaliśmy niewielką ilość jokersa i bentonitu.
Podjęliśmy decyzję, że na sam początek podamy 10 l mieszanki z zanętą w trzech stopniach ściśnięcia kul.
A 9 kul gliny z jokersem podałam z kubka.
Zaczęłam łowić na bombkę 6g. Po drugim przepuszczeniu miałam pierwszego malutkiego krąpika. Następne wstawienie i… cisza. Nic się nie działo. Po 2 min. w sektorze można było usłyszeć, że ktoś ciągnie naprawdę sporą rybę. Chcąc nie chcąc musiałam spojrzeć w lewo i co się okazało? Kacper już holował leszcza. Podejrzewam, że połowa zawodników o mało co nie pospadała z koszy.
Minęła następna minuta. Następne przepuszczenie i nie mam ryby. Zaczęłam wszystko analizować, ponieważ moi „sąsiedzi” wyciągali krąpie praktycznie co wstawienie. Zmieniłam spławik na 8 gr. Przegruntowałam o 10 cm. Wstawienie… przepuszczenie… i ryba!
Jednak w dalszej perspektywie bombka się nie sprawdziła. Po upływie godziny zmieniłam spławik na 7 g dysk New Age, ulubiony model Kacpra na małe i średnie uciągi. Od razu zaczęły się brania. Nie byłam z siebie zadowolona, musiałam wziąć się w garść i zacząć nadrabiać stracony czas.
Po 1,5 h zawodów zaczęłam donęcać gliną z jokersem. Podawałam 1 kulkę co 10 minut. Myślę, że dało to rezultaty, ponieważ dołowiłam kilka większych ryb.
Większość ryb złowiłam w kulach na 2-3 ochotki. Wyczekiwałam na „pełne wjazdy”. Starałam się, prowadzić spławik tak, aby antenka była idealnie wyprostowana. W sytuacji braku brania, na rozmyciu przytrzymywałam, odliczałam do trzech i puszczałam.
Większość zawodników łowiło krąpie, lecz jeden uczestnik bardzo mnie zaskoczył. Był to kolega Siemaszko Emil, który zrobił bardzo ładny wynik uklejami.
Z wyjątkiem pierwszej godziny z zadowalającą skutecznością, do samego końca odławiałam małe i średnie krąpie.
Po skończonej czterogodzinnej walce zaczęto ważyć ryby. W sektorze A wygrał Kacper Górecki, który osiągnął wynik 10 490 pkt, drugi był Krupiński Grzegorz – 10 320 pkt., trzeci kolega Artur
Kocikowski- 9040 pkt. Ja osiągnęłam wynik 7300 pkt., dawało mi to 5 miejsce w sektorze.
W sektorze B wygrał Dzikiewicz Kamil – 8580 pkt, w C Tomasz Kupren – 6320 pkt.
Nie ukrywam, że bardzo ucieszyłam się ze zwycięstwa Górka w całych zawodach.
Czy jestem zadowolona z zawodów? Oczywiście, że tak. Osobiście polecam zawody komercyjne. Biorą w nich udział wspaniali ludzie, z którymi można zawrzeć przyjaźń na długie lata.
Mimo tego, iż przejechałam całą Polskę, aby łowić na rzece Elbląg, stwierdzam, że każde zawody uczą czegoś nowego. Żałuję tylko, że straciłam godzinę, ponieważ od samego początku powinnam łowić na dyski. Cóż, człowiek uczy się na błędach. Choć jestem dziewczyną i jednak brakuje mi siły fizycznej i emocjonalnej w porównaniu z mężczyznami, chcę dalej kształtować wśród nich swoje umiejętności. Każda uzyskana wskazówka może być właśnie receptą na sukces. Na sam koniec chciałabym podziękować Kacprowi i Basi, ponieważ to oni dają mi siłę i wiarę w to, że będę kiedyś wspaniałą wędkarką.
Więcej zdjęć z zawodów w galerii zdjęć
Joanna Otawa