Kanał Żerański na przedwiośniu jest łowiskiem chimerycznym i niekoniecznie atrakcyjnym w czasie zawodów wędkarskich. Jednak tym razem nie ryby były najważniejsze, a możliwość przećwiczenia kanałowej odległościówki. W mojej okolicy nie mam nawet jednego łowiska, na którym mógłbym doskonalić tą metodę w wersji nieprzelotowej. Pokrowiec z tyczką zapakowałem jedynie na wypadek, gdyby kanał zaczął mocno płynąć.
Sobota 6.00 wyjechałem z domu, by około godziny 9.30 zameldować się na odcinku kanału zwanego powszechnie „młynami”. Punktualnie przyjechał także Bartek Iwaniuk z tatą. Bartek to młody, 16 letni, pochłonięty bez reszty pasją adept wędkarstwa spławikowego. Nie posiadł jeszcze istotnego doświadczenia, nie mniej został doceniony i wyróżniony w opinii Darka Ziemniewicza – znakomitego zawodnika, trenera i odkrywcy nie jednego wędkarskiego talentu. Dodam, że Bartek już w tym roku zadebiutuje w klubie Mivardi w zawodach GP Polski.
Brzydka tego dnia pogoda determinowała bardzo niską frekwencję na treningu. Licząc z nami, wszystkich łowiących można było policzyć na palcach jednej ręki. Bartek miał łowić 13 metrową tyczką, ja odległościówką 10 metrów od przeciwległego brzegu. Wynik treningu to 3 kg płotek i krąpików Bartka na tyczkę i około 100 ryb na odległościówkę (nie rozkładałem siatki, jedynie liczyłem ryby).
Zakładając, że nie mieliśmy po bokach żadnej konkurencji należało uznać, że na zawodach poza otworkiem będzie walka o każdą rybkę. Dodam, że licznie bytująca w kanale ukleja została wyłączona z punktacji. Analizując trening uznałem, że tyczka, szczególnie w środkowych sektorach nie nawiąże rywalizacji nawet z przeciętnie operowaną matchówką.
Późnym popołudniem przystąpiliśmy do przygotowania sprzętu. Niestety ze względu na brak jakiegokolwiek obłowienia Bartek nie zdecydował się na „odległość”. Nie namawiałem Go, gdyż ewentualny i prawdopodobny słaby efekt tyczki będzie najlepszym impulsem do rzetelnej nauki posługiwania się wędką z kołowrotkiem. Przygotowałem dwie odległościówki z wagglerami 10 i 12g. Uprzedzając pytania; wędki Tubertini T-Match 2 6-18g, wagglery RIVE W22, żyłka RIVE Match 0,148. Na obu kołowrotkach markerem oznaczyłem 35 metrów.
Wieczorem Bartek przygotował dla nas glinę, którą od razu połączył z namoczoną zanętą według proporcji: 3 części ziemi torfowej, 2 części gliny Argile, 1 część zanęty „MIX napoczętych, zeszłorocznych”. Zanęta do gliny została dodana w konsystencji papki, co w tym przypadku jest dość istotne – eliminuje konieczność powtórnego dowilżania.
O 7.00 stawiliśmy się na zbiórce, podobnie jak pozostałych 60 zawodników i zawodniczek. Pogoda mimo nieciekawych prognoz okazała się być bardzo przyjazna. Szybkie losowanie i rozjeżdżamy się na stanowiska.
Kanał w moim sektorze okazał się być o około 5-10 metrów szerszy niż w miejscu, w którym odbyliśmy trening. Chcąc zachować lokalizację 10 metrów od przeciwległego brzegu przesunąłem oznaczenia odległości na 40 metr. Dla świętego spokoju rozłożyłem też tyczkę, mimo, że nie przewidywałem jej użycia.
Przez noc woda w kanale spadła o kilkadziesiąt centymetrów i płynęła dość wyraźnie w kierunku zalewu. Po przygotowaniu stanowiska spocząłem na kolanach przed kotłem Do 8 litrów mieszanki przygotowanej przez Bartka dodałem 300ml jokersa i aż kilogram bentonitu.
Nie zamierzałem donęcać, a słusznie wziąłem pod uwagę często pojawiających się w polu nęcenia wioślarzy i motorówkę z ich trenerem. Jak zawsze nie zapomniałem o szczypcie sweet magic’a, zgodnie z zasadą „nigdy nie szkodzi a czasem pomaga”! 6 litrów ukleiłem do nęcenia procą i 2 l do kubka.
Nęcenie przebiegło raczej poprawnie, choć na 40 metr niezwykle trudno wszystko podać w obszar zawężony do jednego metra kwadratowego. Nęcenia nie ułatwiał także szybki dryf zestawu.
Już pierwsze minuty pokazały, że w linii tyczek wagowe ryby występują rzadziej niż sporadycznie. Dominowały 5-10g mikrorybki, niechciane okonie i uporczywe ukleje. Pod odległościówką też nie było kolorowo. W pierwszej godzinie zmarnowałem sporo czasu łowiąc zbyt dużym haczykiem (nr. 18). Dopiero zmiana przyponu na żyłkę 0,06 i haczyk 22 przyniosła pojedyncze brania.
Po dwóch godzinach miałem około 20 płotek co i tak jak na warunki w moim sektorze dawało mi pozytywne perspektywy.
Po dwóch godzinach ryby wyraźnie się rozkręciły, mogłem powrócić do normalnego haczyka i łowienia na pinkę. Duży dystans i wyraźny dryf sprawiały, że tempo łowienia „nie powalało”. Nie mniej do końca w sposób systematyczny odławiałem płocie, pojedyncze krąpie i dwa 500g leszczyki.
Ostatecznie z wynikiem 4540 pkt. uzyskałem pierwsze miejsce w sektorze i drugie w klasyfikacji końcowej.
Zawody wygrał Andrzej Giluk (5560 pkt.), bezbłędnie wykorzystując bonus od losu w postaci otwierającego stanowiska. Zdecydowana większość czołowych lokat przypadła zawodnikom, którzy łowili matchówkami, co potwierdziło tylko moje wcześniejsze przypuszczenia.
Na koniec wspomnę o sektorze juniorów, który zdominowały młode Panie z podlasia Agnieszka i Karolina – moje gratulacje!
Bartek ostatecznie uplasował się w połowie stawki i wrócił do domu zdeterminowany do nauki metody odległościowej. I o to chodziło!
Kacper Górecki