Działy tematyczne

Fotorelacja z zawodów „51 Złota Rybka”, rzeka Odra w Nowej Soli. 8.09.2013.

./

Metoda zestawu skróconego w szybko płynącej rzece stanowi zdecydowanie moją ulubioną, stąd prawie 600km jakie dzielą Lidzbark Warmiński z odrzańską „ścianą” w Nowej Soli nie zniechęciły mnie do skorzystania z zaproszenia Zbyszka Milewskiego. Plan wyjazdu był bardzo dobrze przemyślany; piątek trening, sobota zawody o Puchar Niwy, niedziela zawody 51 Złota Rybka. Moim prywatnym celem było zdobycie kolejnego, jakże cennego doświadczenia na łowisku, które w opinii Zbyszka należy do najbardziej wymagających w Polsce w kategorii „szybko płynąca rzeka”.

Z piątkowego treningu jak i sobotnich zawodów w najbliższym czasie przygotujemy materiał filmowy. Szczególnie interesujący będzie film z Pucharu Niwy w pełni poświęcony Zbyszkowi Milewskiemu. Nie chcąc powielać informacji postanowiłem, że z niedzielnej Złotej Rybki przygotujemy skromną galerię zdjęć i ewentualną fotorelację.

Już na treningu przekonałem się, że popularna ściana w Nowej Soli to łowisko zupełnie odmienne od znanych mi do tej pory, dodam, że bez porównania trudniejsze! Cała jego odmienność związana jest pośrednio lub bezpośrednio z całkowicie kamienisto-szutrowym dnem. Proszę sobie wyobrazić, że wygląda ono dokładnie tak samo jak brzeg rzeki, który widać na poniższym zdjęciu!

Bezpośredni problem przedstawię w formie pytania; jak podać zanętę w takich kamieniach i co w ogóle się z nią dzieje?! Pośrednio natomiast kamienie determinują niezwykle liczne zaczepy oraz to, że woda przy dnie wiruje plącząc nieprawidłowo przygotowany lub prowadzony zestaw. Samo wygruntowanie łowiska bez znaczącej straty gruntomierzy czy nawet zestawów jest już sporym wyzwaniem. Jakoby nie było za łatwo temu wszystkiemu towarzyszy na prawdę duży uciąg.

Jeden trening nie zastąpi odpowiedniego doświadczenia i nie uzupełni licznych braków technicznych na tak koszmarnie trudnej wodzie. W związku z tym sobotniego wyniku w połowie stawki nie rozpatrywałem w kategoriach porażki, lecz bardzo cennej lekcji dokładającej kolejną cegiełkę budowanego doświadczenia.

Przed niedzielnym startem rozumiałem już znacznie więcej, jednak podświadomie czułem, że to sporo za mało, by walczyć o najwyższe lokaty. Nawet nie próbuję wymieniać wszystkich braków, które determinowały mój brak poczucia pewności na tej wodzie, gdyż byłoby tego zbyt dużo. Liczyłem na kolejną solidną lekcję i się nie przeliczyłem… Czytając pierwsze akapity mojej relacji można odnieść wrażenie, że Zbyszek zachował się niezbyt gościnnie i nie zdradził mi złotego środka na „nowosolską ścianę”. Rozwieję więc tą wątpliwość i wspomnę, że zarówno w sobotniej jak i niedzielnej turze zawodów od strony sprzętowo – zanętowej nasz arsenał wyglądał dokładnie tak samo. Niestety na tej wodzie o wyniku decydują umiejętności, a wspomnianego złotego środka nie ma.

Złota Rybka to kolosalne przedsięwzięcie wędkarskie (z pewnością największe w Polsce), które cyklicznie odbywa się od ponad 50 lat. W latach swojej świetności w zawodach tych uczestniczyło około 1000 zawodników! W niedzielnych zmaganiach udział wzięło „zaledwie” 320 wędkarzy (!) rywalizujących w kategoriach: mini złota rybka (jeśli się nie mylę to najmłodsi uczestnicy), junior, kobieta, senior (zawody pokazowe), drużyna 3 osobowa. Pierwsze trzy grupy rywalizowały na zbiorniku „Kacza Górka”, trzyosobowe drużyny rywalizowały z odrzańskich główek, seniorzy natomiast obsadzili dolną ścianę. W mojej kategorii udział wzięło 21 zawodników. Dlaczego tak mało? Zapytani o to organizatorzy twierdzili, że ze względu na trudność łowiska „miejscowi” unikają zawodów na wspomnianej ścianie. Chyba nie wspomniałem co oznacza tajemnicze określenie „ściana”; a więc jest to niezwykle szybko płynący odcinek Odry pozbawiony główek.

Owocem losowania było spełnienie jednego z moich cichych marzeń, a mianowicie rywalizowanie na sąsiednim stanowisku z moim wędkarskim idolem i mentorem jednocześnie – Zbyszkiem Milewskim! Oczywiście bez wyjątku wszystkie atuty były po stronie Zbyszka, ja jednak z tej lekcji chciałem wyrwać jak najwięcej doświadczeń.

Po wygruntowaniu łowiska zarówno ja i Zbyszek nie mogliśmy narzekać. Udało nam się znaleźć kawałek szutrowego dna bez uciążliwych zaczepów. Niestety mankamentem, z którym sobie później nie poradziłem były dwa bardzo duże kamienie w sąsiedztwie korytarza spływu zestawu, ale o tym później.

Obaj zdecydowaliśmy się na rozłożenie zestawów w granicach 10-16g co przy panującym nurcie i głębokości na 5 elementowe topy oznaczało niewiele. Trzy ostatnie elementy topów były uzbrojone w gumę 1,4.

Zawartość naszych wiader jak i lodówek była praktycznie taka sama. Przygotowaliśmy 3kg zanęty Rzeka z 1kg zanęty Leszcz duży lub Big Fish (nie miało to znaczenia), oczywiście z serii Platinum Zbyszka. Zanętę namaczaliśmy w sobotni wieczór, rano natomiast była odpowiednio dowilżana. Już nad wodą dociążaliśmy ją 4 paczkami gliny Double Leam Rzeka. Z tego na wstępne nęcenie formowaliśmy około 10 kul w trzech stopniach nawilżenia, generalnie jednak kule były bardzo mocno sklejone i miały wolno się wymywać. Na donęcanie prócz pozostałych 5 litrów zanęty z gliną mieliśmy przygotowane 2 paczki samej gliny do robaków.

Na Odrze dużą rolę odgrywają robaki i tych mieliśmy na prawdę dużo: 0,5l topionych białych robaków, tyle samo kastera, czerwonych robaków i jokersa. Do pierwszych kul trafiło nie więcej jak 30% przynęt nie licząc jokersa, który w całości pozostał na donęcanie w glinie.

Tak ostatecznie wyglądały moje kule:

a tak Zbyszka:

Niestety po rozstawieniu całego „majdanu” okazało się, że za punkt odniesienia omyłkowo obrałem nie ten kamień co trzeba!!! Moje stanowisko powinno być rozstawione 1m w lewo, dokładnie tam gdzie na fotografiach widać boczną przystawkę z kuwetami. W efekcie siadłem na wprost jednego z dwóch dużych kamieni i kule musiałem podać aż 1,5m poniżej stanowiska, jednocześnie dokładnie o tę długość skróciłem sobie korytarz spływu zestawu. Byłem okropnie zły na siebie, bo to błąd, który wynika z braku koncentracji i jeszcze nigdy mi się nie przydarzył.

Obiektywnie mówiąc źle ustawiony podest raczej nie wpłynął na mój wynik, gdyż samo nęcenie było dość precyzyjne, a kule dobrze sklejone. W dobrze przygotowanej i podanej zanęcie ryby w tym łowisku nie powinny ustawiać się dalej jak 1-2m za kulami czyli mimo wszystko w zasięgu mojej tyczki. Jako przynętę stosowaliśmy białe i kolorowe grube robaki, które w ilości 3szt. zakładaliśmy na haczyki milo 132s (nr. 12) lub milo r303 (nr. 14).

Pierwsze pół godz przebiegło bardzo spokojnie, ryb nie było wiele, odłowiliśmy po kilka krąpi, znacznie mniej niż nasi sąsiedzi. Świadczyło to jednak o dobrze podanej zanęcie, która nie zwabiła robiącej szybkie spustoszenie krąpiowej, wygłodzonej szarańczy – takie jest moje zdanie po trzech dniach wędkowania na tej wodzie.

Już na samym początku dał mi się we znaki brak obłowienia na tej wodzie. Dwa duże kamienie powodowały zawirowania przy dnie, które praktycznie co 3 przepłynięcie plątały mi zestaw. Ponadto moje marne jeszcze doświadczenie nie pozwoliło mi zrozumieć jak w tej kotłującej się przy dnie wodzie zachowują się cząstki zanęty i robaki odrywane z kul. Podsumowując pierwszą godzinę to Zbyszek łowił niewiele, ja też z tą tylko różnicą, że Zbyszek się dopasowywał, a ja byłem zagubiony jak dziecko we mgle!

Z początkiem pierwszej godziny ryby ustawiły się bardzo wyraźnie w zanęcie Zbyszka, po czym na dobre rozpoczęło się Milewski Show. Praktycznie co wstawienie odławiał przyzwoite krąpie – robiąc to z charakterystyczną dla siebie wspaniałą techniką. U mnie niestety z upływem czasu było coraz gorzej. Odłowiłem pojedyncze krąpie (dosłownie kilka sztuk) i zaczynałem coraz bardziej zastanawiać się czy moja beznadziejna sytuacja wynika z tego, że blokujący mnie Zbyszek perfekcyjnie podał zanętę i ryby nie chcą powędrować w górę rzeki, czy może to ja jestem aż tak słaby! Teraz już wiem, że w 90% decydowało to drugie.

Myślę, że to odpowiedni moment relacji, w którym należy wspomnieć o donęcaniu. Najlepiej sprawdzało się podawanie 3 kul co 15 minut samej gliny z robakami sklejonej dodatkowo bentonitem, ewentualnie co trzecią serię podawaliśmy mieszankę z zanętą. Nie stosowaliśmy kubków zanętowych, wszystko szło z ręki. Generalnie to co leciało do wody musiało być mocno sklejone, by możliwie wolno uwalniało się w łowisku. Należy uznać, że ze względu na nieprzewidywalne prądy przy dnie, nadmiernie uwalniająca się zanęta czy robaki mocno rozpraszały ryby.

Druga i trzecia godzina to kontynuacja Show Zbyszka – krąp za krąpiem, co jakiś czas, żeby było ciekawiej dla licznie zgromadzonych kibiców spinał na prawdę duże ryby! A ja (?) kompletnie sobie nie mogłem poradzić z podwodnymi prądami, które to stale plątały mi zestaw mimo ciągłych zmian rozmieszczenia obciążenia na żyłce. Nie wiem czy do końca trzeciej godziny dołowiłem chociaż z 5 krąpi!!! Mimo to 1,5 godz, przed końcem tury pojawił się promyk nadziei – udało mi się tak ustawić obciążenie, aby opierało się przydennemu wirowaniu w okół kamieni. Mianowicie bardzo wysoko podniosłem główne obciążenie (myślę, że nie mniej jak 80cm od haczyka), do przyponu ściągnąłem aż 4 śruciny nr 7 i całość w pionie była przegruntowana o 50cm. W efekcie spore obciążenie przy krętliku (dodatkowo wyraźnie przegruntowane) zdusiło przynętę do dna a wysoko wyniesiona oliwka nie łapała ewentualnie wyniesionego przez prąd haczyka. Zaraz po tym zaciąłem bardzo dużą rybę, która w wyniku mojego błędu spięła się.

Jako, że nie plątałem już zestawu pozostało spróbować dobrać się technicznie do ryb – jeśli te w ogóle są w moim łowisku. Co prawda w pół godziny złowiłem kilka krąpi, ale to dalej nie wyciągało mnie z beznadziejności w jakiej tkwiłem. Niestety przez całe trzy godziny gubiło mnie to, że stale obserwowałem Zbyszka, który znakomicie radził sobie 16g liściem. Nie pomyślałem jednak o tym, że na tej wodzie każde stanowisko jest inne! Na początku czwartej godziny skorzystałem z rady mojej trenerki Basi i założyłem wyraźnie cięższy 22g zestaw. Wstyd się przyznać, ale Basia radziła mi to już po pierwszej godzinie, a ja jej nie posłuchałem… Co się okazało (?) zacząłem bardzo systematycznie odławiać krąpie, których w ostatnie 60 minut wrzuciłem do siatki około 25 sztuk!

Wyraźnie cięższy zestaw, stabilniej prowadzony pozwalał opierać się przydennym, wirującym prądom, przez co przynęta zaczęła trafiać w podniebienia krąpi. Okazało się, że ryby w moim łowisku były, lecz dopadł mnie syndrom laika na trudnej wodzie i zwyczajnie w świecie sobie nie poradziłem zarówno technicznie jak i mentalnie.

Po 4 godzinach zmagań jasne stało się, że Zbyszek Milewski nie tylko wygrał całe zawody (to było już oczywiste po 120 minutach), ale przede wszystkim całkowicie ZDEKLASOWAŁ swoich konkurentów!!! Jego wynik to niemalże 14000 pkt, gdzie drugi tego dnia Szymon Ciesielski (tegoroczny Mistrz Świata juniorów) notuje wynik w granicach 6700 pkt…

Mój wynik (ok. 4100pkt) na tle tego co dokonał Zbyszek wypadł całkowicie blado! Dostałem oczekiwaną lekcję pokory, za którą Zbyszkowi podziękowałem zaraz po zawodach.

Trudno było mi uwierzyć, że tak kiepski wynik dał mi w ostatecznej klasyfikacji 5 miejsce. Świadczy to tylko o tym jak trudnym łowiskiem jest nowosolska ściana oraz jak wielce wybitnym i doświadczonym zawodnikiem jest zwycięzca tegorocznej Złotej Rybki. Nie ukrywam, że od dawna to właśnie Zbigniew Milewski jest moim jedynym Wzorem i uosobieniem szczytu spławikowych umiejętności i doświadczenia. Mam to wielkie szczęście, że mój Idol jest jednocześnie moim wędkarskim nauczycielem i właśnie odbyłem kolejną lekcję, która w sposób znaczny wzbogaciła mój kapitał doświadczenia.

Chyba teraz czas na wnioski…

Odra na odcinku ściany w Nowej Soli to z pewnością możliwie najtrudniejsze wędkarsko łowisko jakie ogólnie w teorii i praktyce można sobie wyobrazić. Chcąc odnosić tam przyzwoite wyniki należy być mocno obłowionym na tym konkretnym łowisku, nie wiele dało mi doświadczenie zdobywane na różnych odcinkach Łyny czy Wisły. Oczywiście ściany nie polecam dla zawodników początkujących, nie posiadających odpowiednich umiejętności nabytych na innych, łatwiejszych technicznie rzekach.

Rzeka nie wybacza błędów w przygotowaniu i podaniu zanęty. Na szczęście z tym nie mam problemu bo konsekwentnie stosuję zanęty Zbyszka, które są po prostu znakomite. Wymagają tylko odpowiedniego nawilżenia i dociążenia co otwarcie prezentuję w materiałach filmowych. Niestety sama teoria nic tu nie da i konieczne będzie systematyczne nabieranie doświadczenia.

Nie pozostaje nic jak tylko ciężka, pokorna nauka i budowanie doświadczenia na bazie wyciąganych wniosków!

Kacper Górecki

stopka informacyjna
© 2024 Górek-Gliny – Wędkarstwo Wyczynowe
Projekt strony internetowej Studio DEOS