Działy tematyczne

Fotorelacja z podlodowego GPP o „Puchar Dobrego Miasta” 31.01.2014-2.02.2014.

Tegoroczna zima zawitała do nas z dużym opóźnieniem. Na czas za to zareagował Jurek Tołoczko, który zorganizował najlepsze GPP w wędkarstwie podlodowym, w jakim mogłem uczestniczyć. Zawody podlodowe rangi Mistrzostw Polski to zawsze 3 dniowy maraton, który źle poprowadzony przez organizatora może uprzykrzyć życie zawodnikom. W miniony „długi” weekend wszystko przebiegło bardzo sprawnie, szybko i terminowo, dzięki czemu od godziny 15 każdy zawodnik miał czas na przygotowanie się do kolejnego dnia zawodów. To co do tej pory mnie najbardziej irytowało i „wkurzało” to nadgorliwi sędziowie, którzy nie znając przepisów często niepotrzebnie wtrącali się w poczynania zawodników. W Dobrym Mieście sędziowie może z mniejszym doświadczeniem, ale za to z większą kulturą i wyczuciem poprowadzili bezbłędnie całą podlodową rywalizację. Wielkie słowa uznania należą się także sędziemu głównemu Arturowi Kalinowskiemu, bez którego cała otoczka podlodowego GPP nie miałaby takiej charyzmy.

Sędzia główny Artur Kalinowski dba o dobrą organizację na terenie samych zawodów.

Kolejnym argumentem przemawiającym na wielki plus organizatora to idealnie trafione, sportowe i zróżnicowane wędkarsko 3 łowiska, na których odbyły się zawody. Przyznam się szczerze, że na początku nie byłem entuzjastą takiego rozwiązania, jednak moje obawy były nieuzasadnione. Najważniejsze zalety „trzech łowisk” to:

– bez porównania mniejsza presja wędkarska na treningach co rzutowało lepszym rybostanem w czasie zawodów,

– brak przypadkowości w końcowej klasyfikacji,

– możliwość wykazania się wszechstronnymi umiejętnościami na trzech zupełnie różnych łowiskach,

– każdy dzień to zupełnie nowe wyzwanie, nowe doświadczenia.

Ekipa Górek TEAM Pruszków wraz z zapleczem logistyczno-trenerskim zawitała do mojego jak się okazało pojemnego mieszkania w Lidzbarku Warmińskim w poniedziałkowy, późny wieczór. Nasz plan był bardzo jasny i oczywisty. Każdego dnia choć trochę rozeznać każde z trzech łowisk, na których miały odbyć się zawody. Mówić o rozpracowaniu nie można, bo nie da się tego uczynić w kilka godzin pobytu nad wodą.

Na zdjęciu cała ekipa podlodowa Górek TEAM, od lewej: Michał Brzezowski, Szymek Gzula, Piotrek Leleniak, Kacper Górecki, Łukasz Skirski, Paweł Gałaj, Marcin Kostera, Darek Ziemniewicz, Basia Przywieczerska.

We wtorkowy poranek podjęliśmy decyzję, że nasze treningi będą spontaniczne, bez ściśle nakreślonego planu. Na każde łowisko przygotowywaliśmy na jednego zawodnika po 1,5-2l ziemi z jokersem i tyle samo zanęty z ziemią w stosunku 1 do 1. Dodatkowo każdy dostawał po 150g jokersa i ochotki.

Paweł dbał o spokój i dobrą kondycję naszych przynęt.

Godzinę przed zawodami lub treningiem część z nas przygotowywała zanęte dla całej drużyny.

Mormyszki i sprzęt na treningi każdy przygotowywał wedle prywatnego uznania. Co ciekawe każdy z nas szukał potwierdzenia słuszności danego rozwiązania sprzętowego u pozostałych kolegów :)

Główny inżynier Górek TEAM - Szymek w akcji...

Osobiście niestety nie mogłem zaangażować się w treningi, ze względu na przeziębienie, które mnie mocno unieruchomiło. Niepotrzebnie dwa razy na chwilę pojawiłem się nad wodą co tylko pogorszyło moje samopoczucie i formę fizyczną na same zawody.

Treningi przeprowadziliśmy zgodnie z kolejnością poszczególnych tur zawodów tj. we wtorek polder Nowa Wieś, środa jezioro Limajno, czwartek polder Kwiecewo. Muszę wspomnieć o nieprawdopodobnie trudnych warunkach atmosferycznych, które towarzyszyły nam, aż do piątkowych zawodów. Należy także uczciwie stwierdzić, że większość zawodników przez te dni trenowała nie sposób na poszczególne łowiska, lecz odporność psycho-fizyczną na przeraźliwe zimno. My dzięki prostocie stosowanych rozwiązań w czasie tych trzech dni treningowych uzyskaliśmy użyteczną wiedzę na temat każdego z trzech zbiorników.

Mormyszką, która znalazła się prawie na wszystkich naszych wędkach był model STEREO.

Pierwsza, piątkowa tura zawodów odbyła się na polderze Nowa Wieś. Jeśli się nie mylę jest to zbiornik około 20ha powstały na „zalanych” niegdyś łąkach. Średnia głębokość na poszczególnych sektorach oscylowała od 3 do 4m. Wśród większości zawodników dominowała opinia, że jest to zbiornik „okoniowy” i to właśnie na ten gatunek ryby chyba każdy ze startujących nastawił się i sprzętowo i zanętowo.

Na treningu również w większości łowiliśmy okonie, jednakże nie zlekceważyliśmy płotek. Ich średnia waga około 50-60g była znacznie wyższa niż poławianych okoni. Z pobieżnych wniosków wynikało, że płoci jest bardzo niewiele, co było związane moim zdaniem z psychicznym nastawieniem na dużo pewniejsze pasiaki.

Marcin w piątkowych zawodach zajął doskonałe 3 miejsce sektorowe łowiąc systematycznie okonie małą, zieloną kulką fluo.

Nasza taktyka równorzędnie uwzględniała łowienie płoci jak i okoni, zależnie od warunków na łowisku. Okonie mieliśmy nęcić mocno domoczoną ziemią z niedużą ilością ochotki i jokersa. Co ciekawe nie zamierzaliśmy donęcać luźnymi przynętami, lecz kuleczkami ziemi wielkości orzecha włoskiego z bardzo śladową ilością robaków. Uznaliśmy, że duża ilość przynęt przekarmiała szybko okonie, a donęcanie samym jokersem lub ochotką rozpraszało ryby w łowisku, utrudniając skuteczne ich odławianie. Na płotki przygotowaliśmy naszą klubową zanętę w postaci mocno dowilżonej, do której tuż przed nęceniem dodawaliśmy śladową ilość jokersa i prażonych konopii. Do zanęty celowo nie dodawaliśmy już ziemi.

Taktyka nęcenia na pierwszym łowisku również nie była skomplikowana. W bazie wierciliśmy 3 otwory oddalone od siebie około 3-4m, do dwóch trafiała ziemia w ilości dwóch mandarynek, a do jednej zanęta. Każdy z nas miał przygotować dwie takie bazy, przy czym jedna z założenia miała być w najgłębszej części sektora, a druga w najmniej obleganej przez innych zawodników. Tak naprawdę podobną taktykę miała większość drużyn, przez co najgłębsze strefy sektora ze względu na dużą presję okazały się najsłabsze.

Michał zajął dobre dla drużyny 6 miejsce w sektorze mimo, że obie przygotowane "bazy" okazały się bezrybne.

Uzbrojenie sprzętowe na pierwszą turę przewidywało mormyszki o wadze 0,2-0,25g, czyli albo kulki 3mm albo stereo 2,5mm. Na okonie przygotowaliśmy złotą dyskotekę i kulki fluo w kolorach różowym, zielonym i pomarańczowym. Płociowym killerem było miedziane stereo, równie skuteczne także na okonie. Wszystko wiązaliśmy na żyłce o średnicy 0,07mm. Bardzo dużo czasu poświęciliśmy na przygotowanie bardzo krótkich 5cm kiwoków, które były konieczne przy łowieniu na bardzo porywistym wietrze. Tradycyjne klubowe kiwoki szlifowaliśmy do tego momentu, aż uzyskały odpowiednie ugięcie przy naszych mormyszkach. Jest to niezwykle czasochłonne zajęcie i sam Szymek obiecał, że na przyszły sezon przygotuje krótkie kiwoki do mormyszek z przedziału 0,2-0,25g.

Moja twarz w czasie piątkowych zawodów wskazuje jak przeraźliwie zimno było tego dnia. Tylko odpowiednie doświadczenie uchroniło wielu zawodników przed poważnymi konsekwencjami. Niestety nie wszyscy tego dnia zeszli z lodu "bez szwanku".

Nieprawdopodobne zimno i chimeryczne brania sprawiły, że w każdym sektorze dostrzec można było dużą rozbieżność osiąganych rezultatów. Wielu zawodników nie radziło sobie albo z przenikliwym zimnem, albo ze specyficznym żerowaniem ryb. Obrana przez nas taktyka była o tyle dobra, że nie zlekceważyliśmy łowienia płotki, która dała mi 4 miejsce w sektorze, Pawłowi 2, a Szymek w imponującym stylu wygrał całe piątkowe zawody z wynikiem 4590pkt. Płotki nie dopisały jedynie w sektorach Marcina i Michała, którzy skutecznie odławiali niewielkie okonie plasując się odpowiednio na wysokim 3 i 6 miejscu w sektorze. Ostatecznie po pierwszej turze z 16 pkt uplasowaliśmy się na znakomitym 2 miejscu. Klasą samą dla siebie była drużyna LIWI, która wykazała się kunsztem skutecznego łowienia okoni. 9 pkt sektorowych ekipy z Tarnowa zrobiło chyba na wszystkich ogromne wrażenie.

Szymek łowiąc wyłącznie płotki wygrał z wyraźną przewagą piątkowe zawody!

Sobotnie zawody odbyły się na łowisku pod każdym względem innym. Jezioro Limajno to rozległy i głęboki zbiornik typu sielawowego. W miejscu wyznaczonych sektorów średnia głębokość oscylowała w granicach 7-8m a nie spadała poniżej 5m. Niestety tej wody nie mieliśmy możliwości poznać na treningu, gdyż poza sektorami (a tylko poza nimi można trenować) występowały duże spadki głębokości. Praktycznie wszystko co trafiało do przerębli staczało się wiele metrów w dół odciągając ryby. Jedynie udało nam się ustalić, że wynik należy budować przede wszystkim płotką i krąpiem.

Na podstawie ogólnodostępnej w internecie mapy batymetrycznej ustaliliśmy, że na obszarze sektorów dno będzie równe. Tajemnicze pozostawało do samego końca bogactwo rybostanu. Nie mając wyboru postanowiliśmy skorzystać z naszych prywatnych doświadczeń na tego typu łowiskach. Zdecydowaliśmy, że każdy z nas przygotuje dwie bazy oddalone od siebie o min. 30 metrów. W każdej z nich mieliśmy przygotować po dwa otwory oddalone o 4m. Mieszanka na płotki była bardzo klasyczna i składała się z 30% ziemi torfowej, 20% mokrego minerału płociowego, 40% zanęty klubowej i 10% prażonej konopii. Całości ze względu na dużą głębokość nadawaliśmy mokrą, dobrze klejącą konsystencję. Oczywiście do tego miksu trafiały śladowe ilości jokersa i ochotki haczykowej. Do jednego otworu dawaliśmy dwie „pomarańcze” mocno ściśnięte, a do drugiego dwie tej samej wielkości kule lecz znacznie mniej ściśnięte, tak by rozpadły się nim dotrą do dna. Taka rozbieżność w nęceniu była determinowana brakiem wiedzy na temat upodobań ryb w tym łowisku.

W dobrych humorach po piątkowych zawodach analizowaliśmy sobotnie łowisko. Widoczne na zdjęciu znicze służyły nam do ochrony zanęty i ziemi przed zamarznięciem w mandziurkach.

Równie „klasyczny” był przygotowany przez nas sprzęt, który determinowała duża głębokość. Żyłki pozostały bez zmian (0,07), kiwoki ze względu na płotki zastosowaliśmy już wyraźnie dłuższe 7-9cm. Mormyszki na jakie postawiliśmy to kulki z elementem świecącym 3,5mm – 4mm (złote i srebrne) oraz specjalnie „zespawane” przez Szymka na te zawody srebrne Stereo 3mm.

Górek TEAM tuż przed drugą turą GPP w Dobrym Mieście.

Nie chcąc przynudzać czytelników opiszę jedynie realia, które towarzyszyły sobotnim zmaganiom na tafli jeziora Limajno. Zgodnie z naszymi przewidywaniami chcąc zająć dobrą lokatę w sektorze należało znęcić płotki i odłowić conajmniej 60 sztuk ryb o średniej wadze 30g. Niestety tak jak podejrzewaliśmy ryby nie były wszędzie, lecz tylko w niektórych strefach sektora.

Przed każdymi zawodami rangi Mistrzostw Polski następuje kontrola sędziowska przynęt i zanęt.

Nie wszyscy wiedzą, że na tego typu zbiornikach ryby zazwyczaj żerują bardzo krótko i tylko w tych okresach można je łatwo znęcić. W praktyce oznaczało to tyle, że zawodnicy, którzy odwiercili się w rybnej części sektora i szybko zwabili rybę mieli szansę na lokaty sektorowe z przedziału 1-4. Doświadczeni „wyjadacze” wiedząc o tym nie siedzieli długo w bezrybnych otworach, lecz póki jeszcze ryby „ustawiały się” kierowali się w strefy dobrych brań. Dzięki szybkiej reakcji wielu zawodników mimo nie trafionych baz miało możliwość uzyskać lokaty z przedziału 4-8 pkt, lub jak w przypadku Tomka Nysztala 2pkt!

Na zdjęciu Marcin Kostera zwycięzca sobotnich zawodów w Dobrym Mieście!

W naszym Team’ie rybną bazę odwiercił Marcin, który w bezbłędny sposób to wykorzystał wygrywając nie tylko sektor, ale i całe sobotnie zawody! Nie wiele gorzej wypadł nasz lider po pierwszym dniu Szymek zajmując znakomite 2 miejsce. Ja i Michał mieliśmy nieco mniej szczęścia przy wierceniu, gdyż jedna z dwóch naszych baz okazywała się bezrybna. Zgodnie z tym co wyżej napisałem i tak pozwoliło to nam zająć dobre dla drużyny 6 i 5 miejsca w swoich sektorach. Najmniej szczęścia miał Paweł, gdyż obie jego bazy okazały się puste i jedynie wielkie doświadczenie pozwoliło mu obronić się z 9 pkt. sektorowymi.

Szymek - nasz klubowy ulubieniec drugiego dnia także dał nam wiele radości zajmując znakomite 2 miejsce w sektorze.

Z analiz jakie przeprowadziliśmy tuż po zejściu z lodu wynikało, że płotki jeśli były lepiej ustawiały się w otworach z „luźniejszą” zanętą. Świadczy to o tym, że ryby poza okresami żerowania w tego typu akwenach znajdują się wysoko nad dnem. Innym dowodem na słuszność tej tezy jest fakt, że koledzy, którzy w drugiej fazie zawodów nęcili świeże otwory nie byli w stanie ściągnąć ryb mimo, że parę metrów dalej inny zawodnik holował jedną za drugą.

Moje 6 miejsce sektorowe z drugiego dnia nie robi wrażenia, ale wywalczone zostało w trudnych okolicznościach.

Najmniej szczęścia z naszej drużyny na jeziorze Limajno miał Paweł.

Drugi dzień mimo nowego łowiska nie przyniósł istotnych zmian w klasyfikacji drużynowej. Dalej poza zasięgiem pozostawały „Robaczki LIWI”, a nasza drużyna umocniła się na drugim miejscu przed ekipą „Lowiska”. Mimo, że do końca GPP w Dobrym Mieście pozostała jeszcze jedna tura to różnice między wspomnianymi drużynami były na tyle duże, że tylko „kataklizm” mógłby coś zmienić.

Sobotnie popołudnie mieliśmy niezwykle pracowite, gdyż o 19 zaplanowana została uroczysta kolacja. Był to dla nas o tyle miły czas, że 4 zawodników z naszego klubu uhonorowano nominacją do „podlodowej” kadry Polski na rok 2014. Niestety jako, że „nasza baza” znajdowała się 25km od bazy organizatora szybko musieliśmy wracać, by dograć szczegóły na trzecią turę.

Kadra Narodowa w wędkarstwie podlodowym 2014

Ostatnią areną zmagań była pokrywa lodowa niewielkiego i płytkiego sztucznego zbiornika o nazwie polder Kwiecewo. Łowisko to wymaga umiejętności szybkiego i skutecznego odławiania drobnej płotki. Po treningu (w którym z powodu choroby nie mogłem uczestniczyć) wiedzieliśmy, że chcąc myśleć o czołówce w sektorze trzeba będzie złowić co najmniej jedną rybę na minutę.

Sprawdzanie limitów przynęt i zanęt przez sędziego głównego.

Na łowisko zawodnicy idą za sędziami sektorowymi zaraz po zakończeniu kontroli zanęt i przynęt.

Teoretycznie mieliśmy prawo „czuć się mocni” na łowisku z bogatym rybostanem ze względu na zadowalające umiejętności techniczne każdego z członków drużyny. Nie mniej na takiej wodzie każdy najmniejszy błąd zawsze determinuje spadek w klasyfikacji sektorowej – ten kto popełni ich najmniej wygrywa.

Marcin w ostatniej turze potwierdził swoją klasę zdobywając drugi raz z rzędu jedynkę sektorową!

... w akcji zwycięzca GPP w Dobrym Mieście!

W czasie wieczornych analiz okazało się, że każdy z nas ma nieco odmienne preferencje sprzętowe na tego typu łowisko.  Główna rozbieżność dotyczyła wielkości mormyszek. Osobiście przy łowieniu dużej ilości ryb preferuję mormyszki nieco mniejsze niż wskazuje logika. Paweł zawsze łowi nieco „ciężej” niż konkurencja, a Marcin, Szymek i Michał wyznaczają kompromis między mną i Pawłem stosując mormyszki o teoretycznie optymalnych rozmiarach.

Stereo to mormyszka, bez której już nie wyobrażam sobie startów w zawodach podlodowych

Na moich wędkach z żyłką 0,06 (milo TORAY) uwiązałem głównie stereo 2mm w kolorach jakie akurat miałem, nie przywiązując do tego aspektu większej uwagi. Reszta drużyny postawiła przede wszystkim na stereo 2,5mm i 2,5-3mm kulki złote lub miedziane.

Szymkowi do podium zabrakło na prawdę niewiele, nie mniej 6 miejsce w klasyfikacji indywidualnej jest Jego największym dotychczasowym osiągnięciem na zawodach GPP.

Sposób nęcenia również nie był dla nas do końca oczywisty, gdyż na treningu ryby wchodziły we wszystko co trafiało do wody. Mimo to uznaliśmy, że ze względu na znaczącą liczebność drobnicy nasza zanęta nie będzie rozcieńczana ziemią. Każdy z nas zabrał ze sobą 3l czystej zanęty w postaci optymalnie nawilżonej, dociążonej minerałem płociowym (nie więcej jak 20% tj. około 0,5kg). Zanęta oczywiście klubowa, ale obiektywnie mówiąc nie miało to większego znaczenia. Zapomniałem dodać, że do zanęty dodawaliśmy sporą garść prażonej konopi i szczyptę sweet magic, który zawsze niezależnie od pory roku sprawdza się przy łowieniu dużej ilości drobnicy.

Dzięki tym dwóm rozwiązaniom Jarka Teklińskiego byliśmy jeszcze bardziej mobilni i zorganizowani. Filcowy pojemnik dawał możliwość przechowywania na pasie niewielkich ilości zanęty i jokersa. Niebieski gadżet służy do przechowywania jokersa i ochotki pod kurtką na klatce piersiowej, dzięki czemu przynęty są chronione przed mrozem a wędkarz ma do nich szybki dostęp.

Ze względu na zbyt dużą liczbę niewiadomych odstąpiliśmy także od dyscypliny w taktyce nęcenia. Wiedzieliśmy na pewno, że trzeba zanęcić nie mniej niż 3-4 otwory oddalone od siebie co najmniej o 15 metrów. Ewentualnie w jednej bazie mieliśmy wiercić dwa otwory oddalone o 4m. Zdecydowaliśmy także, że jeden wyraźnie oddalony przerębel miał być „zasypany na grubo” co oznaczało 3 kule wielkości dużej mandarynki. Do pozostałych trafić miała jedna mała pomarańcza. Osobiście zrezygnowałem z podawania zarówno jokersa jak i ochotki, chcąc nadać dodatkowej atrakcyjności przynęcie na haczyku.

Na polderze Kwiecewo w pełni wykorzystałem swoje umiejętności techniczne.

Zgodnie z oczekiwaniami ryb było bardzo dużo, a kluczem do dobrego wyniku było ich systematyczne i sprawne odławianie. Uważam, że właściwe tego dnia było odławianie nie więcej jak 10 ryb z jednego otworu, donęcenie szczyptą zanęty i przejście do kolejnego. Mimo, że ryby były cały czas to tempro brań po kilku kolejnych sztukach bardzo spadało. Po szybkiej zmianie przerębla moja mormyszka nawet chyba raz nie dotarła do dna. Mimo, że 2mm stereo leciało bardzo długo to praktycznie każde branie, nawet najmniejszej płotki kończyło się kolejnymi punktami. Słuszność opisanej taktyki potwierdza mój wynik 4410 pkt, który dał mi nie tylko zdecydowane zwycięstwo sektorowe (drugi wynik 2940pkt), ale także zwycięstwo w całych niedzielnych zawodach (drugi Robert Florczak 3755pkt). Złowiłem około 240 ryb, jednak duża przewaga wagowa nie wynikała z ilości, a wielkości ryb. Brak jokersa w zanęcie pozwolił mi wyselekcjonować znacząco większe płotki.

Mój indywidualny wynik nie był ostatnim sukcesem tego dnia, gdyż swój sektor wygrał także Marcin z wynikiem 3175pkt! Tak jak wspomniałem wyżej rywalizacja na tzw. „szybkościowym” łowisku to gra błędów. Niestety na różnych płaszczyznach popełniali je Szymek (8pkt sekt.), Paweł (8pkt sekt.) i Michał (17pkt sekt.). O ile w przypadku Szymka i Pawła nie należy mówić o „wpadce” to wynik Michała wiąże się ze zbiegiem ogromu niesprzyjających i w zasadzie nielogicznych okoliczności – po prostu tak czasem bywa!

Niedzielna tura na długo pozostanie w pamięci Michała.

Mimo zmiennego szczęścia w trzeciej-kończącej turze zgodnie z oczekiwaniami utrzymaliśmy drugie miejsce w klasyfikacji drużynowej. Zwycięzcą bezapelacyjnie została drużyna LIWI, która na tak sportowych i równych łowiskach mogła w pełni wykorzystać swoje doświadczenie. Trzecie miejsce od początku do końca utrzymała drużyna gospodarzy. Na uwagę zasługuje klub z Przemyśla, który mimo wpadki w pierwszej turze kolejne dwie łowił na poziomie trzech najlepszych ekip zajmując ostatecznie miejsce tuż za podium.

LIWI Robaczki Tarnów - najlepsza od lat drużyna podlodowa w Polsce!

... wyczerpani, ale szczęśliwi!

Największą wartość sportową chyba od zawsze mają wyniki zespołowe, niemniej największym sukcesem Górek TEAM w Dobrym Mieście było indywidualne zwycięstwo Marcina w całych zawodach! Ty samym niezbicie potwierdził swoją przynależność do elity polskich podlodowców.

Gratulacje Marcin!!!

Klasyfikacja generalna podlodowych GPP w Dobrym Mieście>

Moje prywatne refleksje.

Zacznę ponownie od organizacji, która była na prawdę bardzo dobra. W Dobrym Mieście wszystko działo się szybko i na żadnym etapie nie marnowano naszego cennego czasu, którego zawsze do tej pory brakowało na tego typu wielodniowych maratonach.

To głównie dzięki tym dwóm Panom zawody w Dobrym Mieście trzeba zaliczyć do bardzo udanych.

To czego od lat nie ma, również nie było teraz czyli nagród dla najlepszych zawodników. Szczerze mówiąc, nie potrafię zrozumieć jak to jest, że przy takim samym wpisowym na zawodach komercyjnych i na zawodach GPP na tych pierwszych jest mnóstwo cennych nagród, a na tych drugich jak są to nieliczne i po prostu żenujące. Organizator miał rzekome wsparcie dwóch sponsorów strategicznych. Pierwszy to znany sklep internetowy, który za realną promocję „ufundował” mandziurek i trzy malutkie torby… Drugi sponsor to Gmina Dobre Miasto, który „popisał się” nagrodą dla Marcina w postaci 3 dniowego pobytu w Dobrym Mieście BEZ OSOBY TOWARZYSZĄCEJ. W tym przypadku to Jurek został sponsorem Dobrego Miasta, gdyż ściągnął ponad setkę osób, które zostawiły dziesiątki tysięcy złotych w tym regionie. Moim zdaniem PZW powinno uregulować kwestie sponsorskie. Przy tak dużym wpisowym każda porządna firma wędkarska czy klub zorganizowałyby GPP z pulą nagród co najmniej 20 tys. zł. Jeśli GPP nosiłoby miano o Puchar Firmy Górek-Gliny.pl w moim interesie byłoby zadbać o to, by najlepsi zawodnicy zostali uhonorowani cennymi nagrodami. W efekcie PZW jako organizator nie byłoby narażone na tego typu krytykę jak moja, czołowi zawodnicy nie wracaliby z pustymi rękoma, a sponsor czerpałby korzyści z nieocenionej promocji. W takim układzie żadna ze stron nie zostałaby pokrzywdzona, wręcz przeciwnie!

Jestem bardzo szczęśliwy, że udało mi się stworzyć w pełni profesjonalny klub wędkarski, o którym jeszcze niedawno mogłem jedynie marzyć. Pomijając już kwestie sportowe najważniejsze jest to, że tworzymy zgraną ekipę przyjaciół darząc się wzajemnym szacunkiem i zaufaniem.

Górek TEAM Pruszków

W tym miejscu chciałbym podziękować osobom, o których ze względu na charakter powyższej relacji nie wspomniałem, a jednocześnie bez Nich nic nie mogłoby się udać. Basia, Darek, Łukasz i Piotrek to osoby, które w sukces klubu włożyły więcej pracy niż sami zawodnicy! Basia każdego dnia od 4 rano dbała o naszą kuchnię i porządek w całym zamieszaniu, które w okół nas miało miejsce.

Basia dbała o naszą organizację przed i po zawodach.

Łukasz i Piotrek z wielkim zaangażowaniem odciążyli nas zawodników od jakichkolwiek obowiązków związanych ze żmudnymi przygotowaniami ziemi, zanęt i robaków. Jeździli w naszym imieniu na odprawy, ważenia i załatwiali całą masę innych przyziemnych spraw, przez co my mogliśmy skupić się wyłącznie na omawianiu taktyki i przygotowaniach sprzętu.

Bez Piotrka i Łukasza nie mielibyśmy odpowiednio dużo czasu na przygotowania i odpoczynek. Oni w przeciwieństwie do nas zawodników ciężko pracowali od rana do późnego wieczora.

Darek znakomicie wywiązał się z roli trenera, jego uwagi praktycznie zawsze były trafne co w wielu przypadkach przekładało się na nasze wyższe lokaty w sektorach.

Odpowiednia współpraca między trenerem a zawodnikiem to jedna z najważniejszych składowych dobrego wyniku.

Ponadto Darek zadziwił nas swoją ogromną, praktyczną wiedzą na temat wędkarstwa podlodowego. Nie boję się powiedzieć, że jest On trenerem idealnym pod każdym względem. Szczerze mówiąc przez te kilka dni od Darka i kolegów z drużyny nauczyłem się więcej niż przez ostatnie kilka lat. Dziękuję też Jarkowi Teklińskiemu, który każdego dnia wkłada ogrom bezinteresownego zaangażowania w rozwój całego projektu sportowego mojej firmy.

 

Kacper Górecki

stopka informacyjna
© 2024 Górek-Gliny – Wędkarstwo Wyczynowe
Projekt strony internetowej Studio DEOS