Wędkarstwo podlodowe od zawsze było moją wielką pasją. Doskonale pamiętam jak w dzieciństwie od pierwszych październikowych przymrozków każdego dnia w prognozach pogody doszukiwałem się upragnionej zimy. To co mnie przyciągało na lód to bezpośredni kontakt z rybą i znacznie większe możliwości dotarcia do niej niż w sezonie letnim. Obecnie wędkarstwo „mormyszkowe” jest dla mnie przede wszystkim formą odskoczni od długiego sezonu spławikowego.
Tuż przed nowym rokiem byłem pogodzony z myślą, że prawdziwej zimy chyba znowu nie będzie. W dniu, w którym planowałem pierwsze zawody spławikowe 2016, pojawiłem się na pokrywie lodowej z bałałajką. Nagłe mrozy sprawiły, że pierwszy termin GPP (15-17.01), w który nikt za bardzo nie wierzył urzeczywistnił się. Wybudzony z letargu przystąpiłem do odkurzenia mojego skromnego podlodowego arsenału. Dwa lata bez zimy sprawiły, że z mojej niegdyś dobrej techniki i wyczucia zostały tylko wspomnienia. Powrócić do jakiejkolwiek formy miały mi pomóc 3 dni łowienia tydzień przed pierwszymi zawodami.
Łowiskami, które organizator wyznaczył na miejsce rywalizacji były jeziora Dadaj i Wipsowo. Wtorkowy i środowy trening jednoznacznie ukazały nam, że na tym pierwszym zawody będą bardzo loteryjne. Ryb było jak na lekarstwo, a najmniejszy hałas powodował pod lodem totalne spustoszenie. Wipsowo należy uznać za wodę sportową i godną rangi GPP. Na oficjalnym otwarciu imprezy pojawiło się 19 drużyn. W każdej z nich 5 wędkarzy plus zawodnicy indywidualni, łącznie nieco ponad 100 osób. Od tego sezonu do naszego podlodowego Teamu dołączył Radek Wojtak – znakomity wędkarz zarówno spławikowy jak i podlodowy.
Ze świadomością, że w pierwszych dwóch turach wynik będzie zależał w większym stopniu od szczęścia niż od nas samych, nasze przygotowania ograniczyliśmy do wieczornych rozmów na tematy niezwiązane z tym co czeka nas w piątek i sobotę. Podobnie było z pewnością u większości ekip.W okolicznych sklepach alkohol schodził w tempie dotąd niespotykanym… Nieoficjalnie wiem, że po piątkowej turze w promieniu wielu kilometrów nie sposób było kupić „coś mocniejszego”, bo podobno w okolicy są jakieś zawody. Miejscowi mówili, że prawdopodobnie w PICIU!
O tym jak „sportowe” było łowisko pierwszego dnia może świadczyć fakt, że najlepsza drużyna, czyli 5 wędkarzy złowiło kilogram ryb… Sam zasnąłem z nudów nad przeręblem i gdyby nie sędzia nie wiem czy prędko bym się obudził. Mój spokój i cierpliwość los wynagrodził 5 przypadkowymi rybami, które dały mi wysoką 4 lokatę w sektorze. Tego dnia można było mówić tylko o tym, że ktoś miał szczęście lub go nie miał. Każdy mógł wygrać, każdy mógł zejść na 0.
W II turze rozegranej na głębszym akwenie Dadaju ryb było nieco więcej, ale również same umiejętności nie dawały żadnej przewagi. Trzeba było usiąść na rybach, które jak już były brały pewnie i ich złowienie nie było specjalną filozofią. Jedynym sensownym wnioskiem jaki nasuwał mi się po tych dwóch dniach było to, że ciągłe bieganie po sektorze nie sprzyjało szczęściu. Los hojniej darzył wędkarzy cierpliwych i opanowanych. Bezkonkurencyjni w tym zakresie okazali się koledzy z Białegostoku, którzy na pełnym luzie wypracowali bardzo pewne prowadzenie po dwóch turach GPP w Biskupcu.
Mimo bardzo niesprzyjających i loteryjnych okoliczności w oba dni zdobyliśmy dokładnie po 45-46 pkt. Dzień po dniu powtórzyliśmy wyniki, które świadczyły o tym, że przy tak znikomym rybostanie nic sensownego nie można wytrenować. Jeden z nas wygrywał sektor, drugi był w czołówce, trzeci w środku tabeli, czwarty w drugiej dziesiątce, a jeden z nas trafiał na dół tabeli. Cieszyliśmy się, że po dwóch turach udało nam się utrzymać w czołówce zmagań – na 4 miejscu. O tym jak dziwaczne były to zawody świadczyć może fakt, że nasz klubowy kolega w pierwszej turze zszedł z lodu bez ryby, po czym w drugiej wygrał swój sektor!
Ostatnia tura odbyła się na jeziorze Wipsowskim. Klasyczne zdegradowane ichtiologicznie Warmińsko-Mazurskie jezioro. Mnóstwo skarłowaciałej drobnicy i bardziej niż sporadyczne większe ryby. Dla wędkarza jest to łowisko zupełnie nieatrakcyjne, natomiast bardzo dobre do rozgrywania zawodów podlodowych. Większość zawodników nie przepada za wodami, które wymagają szybkościowego i sprawnego odławiania drobnicy. Tym razem po dwóch dniach walki o choćby jedną rybę chyba każdy miał ochotę cieszyć się nieustającymi ugięciami kiwoka.
Zgodnie z oczekiwaniami ryb było bardzo dużo. Zawodnicy raz po raz holowali malutkie płoteczki i krąpiki, przyłowem były 100-150g leszczyki. Na takiej wodzie czynnik szczęścia ma minimalny udział w końcowym wyniku. Liczą się za to: taktyka, zanęta i jej podanie, technika i odpowiednie przygotowanie sprzętu. Każdy niespasowany element tej układanki przesuwa zawodnika w dół tabeli.
Po ważeniu okazało się, że mimo sportowej wody nie ustrzegliśmy się wpadek. Niemniej 2 miejsce w klasyfikacji trzeciej tury bardzo nas ucieszyło i dało ostatecznie awans na podium GPP w Biskupcu. Cieszymy się bo to już trzeci rok z rzędu, kiedy nasza drużyna wraca z medalem z tak dużej imprezy. Za niecałe dwa tygodnie na Podlasiu będziemy walczyli w kolejnym GPP, które ostatecznie wyłoni drużynowego i indywidualnego Mistrza Polski. W obu tych klasyfikacjach po pierwszych zawodach zachowaliśmy realne szanse na złoty medal.
Po trzech turach w klasyfikacji drużynowej prowadzi klub PIKO Białystok I, w indywidualnej Łukasz Łukaszewicz. Gratulacje!
Wyniki z III tur + klasyfikacja końcowa>
Kacper Górecki