Na spławikową „ekstraligę” w Czeskiej Republice składają się 4 eliminacje. W minioną niedzielę znaleźliśmy się na półmetku rywalizacji, ale zacznijmy od początku…
Po zawodach w Neżarce, gdzie pierwszoligowcy rozpoczęli sezon 2016, przyszedł czas na rzekę Łabę w miejscowości Veletov. Na tym odcinku rzeka niczym szczególnym nie różni się od Łaby, którą poznałem w Hradec Kralove, Podebradach czy Pardubicach. To oznacza, że ma charakter dużej, wolno płynącej nizinnej rzeki z bogatym rybostanem i dominacją leszcza i krąpia.
W przeciwieństwie do polskiej ligi w Czechach zawodnicy trenują w piątkowe popołudnie. Wyjątkiem jest drużyna Crazy Boys, która zazwyczaj przyjeżdża o 1-2 dni wcześniej. Panuje tam taka zasada, że kolejność stanowisk na treningu odpowiada kolejności zajętych miejsc na ostatnich zawodach. Czyli jako zwycięzcy z Neżarki musieliśmy trenować na otwierających stanowiskach. Oczywiście nie było to dla nas korzystne, bo przy każdym wariancie nęcenia łowiliśmy bardzo dużo ryb. Dominowały duże krąpie i niewielkie leszcze. Jak to bywa na Łabie i większości łowisk w Czechach wszyscy zawodnicy łowili odległościówkami lub bolonkami.
Na pierwszą turę przygotowaliśmy mieszankę składającą się z 2 kg zanęty rzecznej Mivardi, którą do limitu 20 litrów uzupełniliśmy ciężką gliną i bentonitem (ok. 0,5 kg). Myślę, że podobne proporcje zastosowała większość drużyn, ewentualnie zwiększyła jeszcze ilość zanęty. Oczywiście każdy na swoje stanowisko zabrał maksymalny limit przynęt. W naszym przypadku było to 0,5 l jokersa, 0,75 l kastera, 1 litr białych robaków, 0,25 l kompościaków.
Sama taktyka nęcenia również była klasyczna i oczywista. 20% towaru strzelamy na początek, a później jak to w Czechach bywa nęcimy dosłownie co chwilę. Nie ustalaliśmy dokładnej odległości nęcenia, natomiast teoretycznie korzystne ukształtowanie dna. Miało to być miejsce, w którym następuje dość wyraźne przejście z głównego koryta na płytszy blat. W zależności od sektora było to 35-40 m od brzegu.
Nasze zestawy niczym nie różniły się od tego co powszechnie stosuje się w tamtejszej spławikowej społeczności. Dominowały klasyczne przelotowe systemy, które w Polsce przyjęły się po zeszłorocznych Mistrzostwach Europy jako „system czeski”. Osobiście przygotowałem 3 odległościówki z zestawami od 12 do 14 g.
Analizując nasze przygotowania i formę w jakiej je opisuję można odnieść wrażenie, że wszystko jest oczywiste, klasyczne i banalnie proste. Na GP Polski o sukcesie bądź porażce decydują detale, głównie we wstępnym nęceniu, gdzie podaje się większość przygotowanej mieszanki. Na czeskich zawodach jest o tyle ciekawiej, że wynik w większym stopniu uzależniony jest od tego co mamy w rękach i jak potrafimy w danym dniu to wykorzystać. Innymi słowy wygrywa się głównie techniką łowienia – skutecznością, bo taktyka przy powtarzalnie rybnych łowiskach zazwyczaj u wszystkich jest bardzo zbliżona.
Stopień trudności rywalizacji w lidze czeskiej związany jest z tym, że zawodnik cały czas przez 4 godziny nieustannie jest w ruchu. Dla przykładu; na Łabie zestaw przez łowisko przepływa średnio od kilkunastu do max. 20-30 sekund, w tym czasie musimy obserwować zachowanie spławika, przygotowywać kulę do donęcenia (dodając odpowiednią ilość przynęt i kontrolując konsystencję), wystrzelić ją procą i wykorzystać ewentualne branie! I tak bez przerwy przez 4 godziny… W międzyczasie oczywiście należy wyciągać wnioski i podnosić skuteczność. Osobiście bardzo mi się to podoba, bo w takiej rywalizacji jest więcej czystego wędkarstwa niż „wędkarskich szachów”.
W dużym uproszczeniu tak właśnie przebiegała rywalizacja podczas zawodów w Veletovie. Jako, że w zeszłym sezonie w Czechach odrobiłem pierwsze lekcje pokory w rzecznej odległościówce, do sobotniej tury podchodziłem z bardzo dużą dozą niepewności. Z jednej strony swojej techniki nie muszę się wstydzić, z drugiej jednak dla kolegów z Czech odległościówka i rzeka to coś tak oczywistego jak dla nas tyczka, płotki i leszczyki.
Chyba dla większości zawodników zaskoczeniem było to, że w sobotę z dnia na dzień z rzeki wyparowały duże krąpie, na które moja drużyna taktycznie była nastawiona. Podobno odpłynęły na tarło. Do siatek trafiały głównie małe leszcze o masie rzadko przekraczającej kilogram. Jak na Łabę ryb generalnie nie było wiele, co było skutkiem braku pierwotnie dużej populacji krąpia.
Pierwsza tura nie była najlepsza w naszym wykonaniu, choć dla mnie osobiście zakończyła się dużym sukcesem – 2 miejscem w sektorze. Mirek był 4, Zbyszek 7, a Duszan dopiero 10. Łącznie 23 punkty plasowały nas na 5 miejscu. Nasz błąd polegał na podawaniu zbyt dużej ilości przynęt jak na skromny tego dnia rybostan rzeki. Mówiąc inaczej nasza taktyka nie była optymalna.
Na drugą turę zmieniliśmy jedynie proporcje przynęt. Odwróciliśmy ilości białych robaków i jokersa. Niestety w w niedzielę towarzyszyły nam najbardziej niekorzystne warunki z możliwych przy łowieniu odległościówką na rzece. Mianowicie wiał dość silny wiatr zgodnie z kierunkiem przepływu wody, który nienaturalnie i mocno przyśpieszał spływ zestawu. W takich okolicznościach brań jest znacznie mniej, są szybkie i niepewne, a skuteczne zacięcie jest niezwykle trudne. Żyłka mimo, że zatopiona momentalnie zatacza tzw. balon. Nie sposób opisać tego jak trudne technicznie było to wędkowanie. Szczerze mówiąc po dwóch godzinach mając 3 ryby w siatce uważałem, że w tych warunkach odległościówką łowić się po prostu nie da.
Pocieszający był dla mnie jedynie fakt, że warunki dla wszystkich były takie same. Brak doświadczenia sprawił, że nie wykorzystałem wszystkich brań, ale mimo to łowiąc około 10 ryb zająłem dobre 5 miejsce w najmniej rybnym sektorze. Niedzielna tura to była dla mnie naprawdę ciężka przeprawa, ponad 200 wyrzutów zestawu, około 100 wystrzelonych kul i ciągła walka z szybko uciekającym z łowiska zestawem.
Dla naszej drużyny był to znacznie lepszy dzień, połowiliśmy dobrze, równo i bez wpadek. Zbyszek i Duszan podobnie jak ja zrobili piątki sektorowe, a Mirek był 2. Z 17 punktami wspólnie z Crazy Boys i z Nove Straseci byliśmy najlepsi w drugiej turze. Ostatecznie zrównaliśmy się punktami z Colmic Pardubice i uplasowaliśmy na 3 miejscu w klasyfikacji końcowej zawodów. Dodam, że w lidze czeskiej przy równej ilości punktów waga brana jest pod uwagę wyłącznie podczas wręczania nagród. Zwycięzcą zawodów okazała się ekipa Crazy Boys, która potwierdziła, że jest głównym kandydatem do wygrania całej tegorocznej ligi i tym samym obrony zeszłorocznego tytułu.
W klasyfikacji generalnej LRU Plavana nasza drużyna zajmuje 2 miejsce ze stratą 6 pkt. sektorowych do Crazy Boys. Moim skromnym sukcesem jest 3 miejsce w klasyfikacji indywidualnej po 4 z 8 tur. Kolejne zawody dopiero we wrześniu na rzece Morawa. Wcześniej, bo 12 czerwca na zbiorniku Pavlov odbędą się Mistrzostwa Republiki Czeskiej – czyli na tym samym zbiorniku co w roku ubiegłym. Już nie mogę doczekać się ponownego spotkania z tamtejszymi okazałymi leszczami!
Wyniki do pobrania na stronie czeskiego związku wędkarskiego> (I liga, 2 kolo – ostatnia kolumna po prawej stronie: Vysledky)
Kacper Górecki