W dniach 27-28.08.2022 roku, nad rzeką Odrą w Ostrawie odbyły się trzecie tegoroczne zawody 1 ligi czeskiej.
Poprzednie okazały się dla mnie mieszanką skrajnych emocji. W pierwszych odniosłem szczęśliwy i piękny sukces – wygrałem indywidualnie. Film z tych zawodów na urokliwej rzece Neżarce opublikowałem na GórekTV. Pozostanie miłą pamiątką.
Drugie zawody zakończyłem totalną porażką. I to na mojej ulubionej rzece, na której czułem się pewnie – Łabie w Hradec Kralove. Niestety warunki były anormalne. Ryby nie wróciły jeszcze z opóźnionego tarła. W pierwszej turze fatalnie polosowałem, nie złowiłem nic, wyzerowałem. Ten dzień nauczył mnie, że na stanowisko należy zawsze zabrać jakąś alternatywę. Szczególnie jeśli są to zawody drużynowe. Wtedy poza odległościówkami nie miałem nic. A wystarczył pokrowiec z batami lub topami, aby kilkoma uklejkami uratować wynik. Drugiego dnia znokautowało mnie potężne zatrucie. Nie funkcjonowałem. Zawody odsiedziałem i ostatkiem sił uratowałem sektorową piątkę. To był zdecydowanie najgorszy weekend tego sezonu. Takie też muszą się zdarzać.
Tak pokrótce na półmetku ligi prezentowały się moje poczynania. Drużynowo nie było najgorzej. Zajmowaliśmy czwarte miejsce. Nieco poniżej naszych oczekiwań.
Do Ostrawy jechaliśmy w umiarkowanych nastrojach. W zasadzie nieszczególnie dobrych. Po zawodach, które odbyły się tam dwa tygodnie wcześniej, wynikało, że ryb raczej nie będzie. Pisząc ryb, mam na myśli piękne brzany, leszcze, klenie i płocie, które na tej wodzie, trzy lata temu, dały nam tytuł Drużynowego Mistrza Czech. Tym razem pewne były tylko ukleje.
Kiedy w piątek dotarliśmy na trening, nasze nadzieje odżyły. Woda płynęła szybko, była chłodna i zmącona. Dwa tygodnie wcześniej rzeka stała, a woda była ugotowana. Tak więc były podstawy, aby wierzyć, że ryby powróciły. Naszym pierwszym zmartwieniem i punktem zapalnym stało się podejrzenie, że chyba przygotowaliśmy za mało przynęt. Bo mieliśmy tylko 10 litrów białych robaków…
Jak się okazało, „zmartwiliśmy się” zupełnie niepotrzebnie. Jeszcze rano panikowaliśmy czy starczy nie tylko robaków, ale i gumy arabskiej do ich klejenia. Trening pokazał, że tych robaków prawdopodobnie będziemy mieli jeszcze o 8 litrów za dużo. Bo 2 zdążyliśmy już zużyć, aby wstępnie się o tym przekonać. Przez cztery godziny złowiłem jedyną, na dwa sektory, wagową rybę. Była to piękna kilogramowa świnka. Poza nią były tylko kiełbie i ukleje. Tych drugich bardzo dużo, ale wyjątkowo drobnych.
Bazowa taktyka dla wszystkich drużyn była oczywista – ukleje. Dla mnie i Basi oznaczało to jeszcze jedną decyzję. Rezygnujemy z planowanego nagrywania filmu. Szybkościowe łowienie uklei, na tak ważnych zawodach, nie dawało przestrzeni na pokazanie czegokolwiek interesującego. Ja musiałem być ekstremalnie skoncentrowany, a jedyną kwestią, którą Basia mogłaby relacjonować, byłoby liczenie tempa, w jakim łowiliśmy ukleje. Innymi słowy cenimy sobie czas i uwagę naszych widzów.
W sobotę losuję stanowisko B10. Tuż obok aktualnego indywidualnego II Vice Mistrza Świata i zarazem mojego dobrego kolegi Petra Klaska. Petr jest wytrawnym uklejarzem, ogólnie uwielbia łowić te małe srebrne rybki. Z perspektywy większości wędkarzy można powiedzieć, że jest takim wędkarskim fetyszystą.
Większość z nas do sportowego łowienia uklei odnosi się dość pogardliwie, ironicznie i nonszalancko. A prawda jest taka, że to niezwykle trudna umiejętność. Wymaga ogromnej koncentracji, cierpliwości, wytrwałości, sprawności, koordynacji i natychmiastowego podejmowania decyzji. Innymi słowy, łowić ukleje, a robić to na najwyższym poziomie, to coś zupełnie innego. Nieprzypadkowo najlepsi zawodnicy, to co do zasady świetni uklejarze.
Oczywiście trudno uznać łowienie uklei za przyjemne. Natomiast może być satysfakcjonujące. Szczególnie w kontekście tego, jak bardzo jest wymagające. Z mojej perspektywy, wszystko, co trudne rozwija mnie. Stąd właśnie ta satysfakcja.
Osobiście do uklei nie mam aż takiego zamiłowania jak Petr, ale przez całą moją powiedzmy „amatorską” karierę łowiłem je bardzo często i zawsze byłem w tym dobry. Fakt, że w ostatnich latach na zawodach, w których brałem udział, ukleje niezwykle rzadko odgrywały jakąś rolę. Może średnio raz w sezonie. Nigdy nie lubiłem ich łowić w kontekście ratowania wyniku, ale lubiłem bardzo zawody typowo uklejowe, kiedy większość się na nie nastawiała. I tak właśnie było teraz, nad Odrą w Ostrawie.
Petr nigdy nie widział mnie z uklejówką w ręku, ani nie znał mojej amatorskiej przeszłości. Dlatego był przekonany, że tym razem rywalizacja ze mną, to będzie tylko formalność. Pierwsze jego pytanie: „Kacper, a ty masz w ogóle takie wędki?”. Drugie: „No ale ty chyba nie będziesz łowił uklei? Przecież ty nie łowisz takich ryb (…)”. Zdziwił się na widok kilku moich uklejówek, po czym postraszył mnie swoim arsenałem, który chwilę później rozłożył. Czegoś takiego jeszcze w życiu nie widziałem, i myślę, że niewielu widziało. Spójrz na to zdjęcie…
Robi wrażenie? No właśnie. Na mnie też zrobiło! Z moim arsenaliczkiem mogłem poczuć się jak chłopiec z zapałkami.
Mimo, że wszystko wskazywało na to, że będą to zawody uklejowe, nie można było zapomnieć, że jesteśmy w Czechach (fakt, że rzut beretem od naszej granicy). Duże ryby mogły pojawić się w każdej chwili.
Ogólnie jest taka prawidłowość. Że im słabszego rybostanu się spodziewamy, tym więcej sprzętu, w sensie wariantów i taktyk trzeba przygotować. Świadomość, że na 90% nie będą w ogóle przydatne, nie jest mobilizująca. Sam przygotowałem tyczkę, skróta, odległościówkę i każdy z tych punktów alternatywnie zanęciłem.
Po sygnale rozpoczynającym zawody, potrzebowałem kilku minut, żeby sobie przypomnieć, jak to się w ogóle robi. Tu zanęta, tu robak, tu branie, a tu ukleja spada pod nogi, a jeszcze trzeba donęcić i znowu zaciąć. Petr od początku był w pełnym gazie, bo już dwa tygodnie wcześniej wygrał tutaj łowiąc wyłącznie ukleje.
Po pół godzinie zatrybiłem. Jakoś to szło. Poprosiłem Basie, aby przeliczyła nasze tempo. W pierwszych 10 minutowych rundach łowiliśmy równo po nieco ponad 30 szt (dzieliła nas +-1 szt). Po godzinie, ku mojemu zaskoczeniu, w każdej rundzie łowiłem już minimalnie więcej od Petra, tj. o średnio 3-4 szt więcej.
Niestety w połowie zawodów wpadłem w popłoch. Popełniłem poważny błąd. Przed zawodami, chcąc zmieścić wszystko (trzy warianty nęcenia) w limicie, moją zanętę uklejową (klubowa Ablette) przemoczyłem do takiej ostatecznej papkowatej konsystencji (wtedy ma mniejszą objętość). Niestety wody dodałem nieco za dużo i z czasem, kiedy wszystkie cząstki się już nią przesyciły, moja zanęta z lekko gęstej, idealnej papki zamieniła się w zupę a’la krem. Smużyła zbyt mocno, a do tego w locie za bardzo się rozpraszała.
Problem polegał na tym, że w wodzie były miliony 2-3 gramowych mikro uklejek, a pośród nich pływały te „większe” 5-7 gramowe. Te mikroskopijne poza tym, że nie robiły wagi, to i tak były nie do zacięcia. Moja zupa tworząc ogromny i rozproszony obłok, ściągnęła czarną chmurę tych drzazg. Te często przechwytywały pinkę i znacznie więcej czasu traciłem na puste zacięcia.
Ogólnie popadłem w chaos. Byłem zły (delikatnie mówiąć), że popełniłem tak głupi błąd, w tak prostym zadaniu. Ostatecznie zanętę ratowałem, zagęszczając ją moją gruntową mieszanką. Niestety w tej była glina rzeczna i całość wychodziła zbyt ciężka, sprowadzając ukleje na większą głębokość. Moje tempo było szarpane i nierówne, miałem znacznie więcej tych słabszych minut, w których wyciągałem tylko po 2 ukleje. Petr łowił równo do samego końca, średnio 3 ukleje na minutę.
Przez większość czasu łowiłem wędką o długości 3m, z zestawem 0,4 g i haczykiem nr 22.
Po ostatnim sygnale wiedziałem, że mój rezultat dla drużyny będzie dobry, ale jednocześnie żałowałem, że nie utarłem nosa mojemu serdecznemu koledze. Ostatecznie byłem zaskoczony, że przegrałem z nim zaledwie o nieco ponad 100 g. Petr wygrał sektor, ja byłem drugi. Za nami była już spora różnica 1 kg, co w praktyce oznaczało około 200 złowionych rybek mniej.
Wstydu nie było, wręcz przeciwnie, ale niedosyt tak.
Drużynowo po pierwszej turze zajmowaliśmy bardzo dobre trzecie miejsce. Zrobiliśmy solidne sektorowe punkty, bez żadnej wpadki. Romek (który zastępował Mirka) był 3, Zbyszek 5 i Duszan 6.
Na całe zawody padły tylko dwie większe ryby. Ale fakt, że niemal wszyscy zawodnicy skupili się na uklejach.
W niedzielę wylosowałem skrajne stanowisko D12. Z jednej strony otworek, a z drugiej w górze rzeki.
W kontekście uklei trudno było mówić o przewadze, jeśli powyżej mnie nikt nie nęcił, a moja zanęta płynęła w stronę sąsiadów. Dzień wcześniej, w tym sektorze najlepsze wyniki zrobili zawodnicy na wewnętrznych stanowiskach.
Uznałem, że powierzchniowe łowienie, takie jak dzień wcześniej nie będzie miało sensu. Że nie utrzymam uklei nęcąc je w szybkim prądzie w pojedynkę. Że tylko odprowadzę je do moich sąsiadów i jeszcze będę im nęcił. Do tego w sobotę kilka dobrych wyników zrobili koledzy, którzy łowili je dłuższymi wędkami, ale z większej głębokości, nawet z dna. Tam były znacznie większe.
I tym razem przygotowałem wariant tyczkowy, odpuściłem odległościówkę. Oczywiście bazową taktyką miały być ukleje. Ale te gruntowe. Dlatego rozłożyłem też dłuższe wędki 3,5, 4 i 4,5 m, na które założyłem ciężkie zestawy od 1 do 1,5 g.
Nie mając pewności, co będzie lepsze przygotowałem aż dwa warianty zanęty uklejowej. Pierwsza klasyczna Ablette, ale namoczona do normalnej mokrawej konsystencji, aby kulki w całości dolatywały do dna. Druga to mieszanka Ablette z zanętą gruntową, ale niedomoczona i lekko dociążona gliną. W trzecim wiadrze miałem zanętę pod tyczkę. Tą samą (Wonder Heavy), którą mieszałem z uklejową. Tak więc z dwóch zanęt zrobiłem trzy mieszanki.
Początek zawodów poważnie mnie zestresował. Bo te moje gruntowe ukleje nie były szczególnie większe od tych powierzchniowych, a łowiłem je dwa razy wolniej, niż standardowe tempo z powierzchni (15 szt w 10 minut).
Po niespełna godzinie Basia poszła przeliczyć tempo Petra, który i tym razem był moim sektorowym rywalem.
Przyszła i powiedziała, że Petr w 10 minut złowił 40 szt… Mój sąsiad też łowił jak szalony, ale wiedziałem, że w jego przypadku tempo z powierzchni musi spadać. Z tego samego powodu, z którego ja w ogóle zrezygnowałem z tej techniki łowienia.
Po niespełna dwóch godzinach moje tempo wzrosło do 2 ryb na minutę, ale dalej miałem problem z wyselekcjonowaniem większych ryb. Wtedy Basia powiedziała mi, że jeden z zawodników łowi znacznie dłuższym batem, niż ja, większe ryby i wcale nie wolniej. Przekonała mnie abym spróbował.
Odłożyłem 3,5 m wędkę, wziąłem 4,5 m i już po kilku kulkach zanęty zacząłem łowić znacznie większe ukleje. Nawet takie 10-15 gramowe. Jednocześnie moje tempo nie spadło, utrzymywało się na poziomie 2 ryb na minutę. Nie spadło, bo większe rybki było łatwiej zaciąć. Miałem mniej pustych wymachów. To była świetna i ostatecznie kluczowa dla mojego wyniku podpowiedź od Basi.
Łowiłem na niespełna dwu-metrowym gruncie, przy samym dnie. Między uklejami doławiałem sporo kiełbi, na oko takich 10-gramowych.
Po 4 godzinach swój wynik szacowałem na około 4,5 kg. Byłem ważony jako ostatni. Niespodziewanie okazało się, że Petr do tego momentu nie prowadził w sektorze. Był drugi z wynikiem 4685 g. Minimalnie przegrał z kolegą, który nie mając już nie do stracenia przesiadł się na tyczkę i złowił kilka kleni.
Kiedy wyrwałem siatkę z wody, poczułem, że to jest mniej więcej tyle ile szacowałem, ale ile dokładnie? Po chwili poczułem ogromną ulgę! Waga pokazała 5120 gram. Wygrałem!
Cała nasza drużyna po raz kolejny połowiła równo i dobrze. Zbyszek był 4, Romek 6 i Duszan też 6. Ostatecznie zawody ukończyliśmy na trzeciej pozycji, przegrywając z drugimi Crazy Boys zaledwie o 1 punkt. W łowieniu uklei jako ekipa nie mieli sobie równych koledzy z Colmica Pardubice.
Indywidualnie zwyciężył Pepa Konopasek. Ja byłem drugi. To wielki sukces, ale niedosyt z soboty pozostał. Gdyby nie głupi błąd mogłem po raz drugi zwyciężyć w tegorocznej lidze. Ale zawody, to właśnie gra błędów.
Przed ostatnimi zawodami, które odbędą się za niespełna miesiąc, indywidualnie zajmuję 4 miejsce w lidze, a nasz Team Mivardi jest 3. Także zdecydowanie mamy jeszcze o co walczyć.
Wyniki zawodów i klasyfikacje po 3 turach
Kacper Górecki