Z ołowianymi śrucinami od zawsze miałem jakieś problemy. Wiele lat temu ołów był zazwyczaj bardzo miękki i fatalnie ponacinany. Dużo czasu zajmowało wyselekcjonowanie względnie dobrych śrucin. Następnie przyszła era różnych mieszanek tj. stopów innych metali wraz z ołowiem. Chyba każdy trafiał na przyzwoite śruciny jak i na takie, po których dopadał nas konkretny nerw.
Najbardziej popularnym i uniwersalnym sposobem na to, by śruciny dość swobodnie i bezpiecznie przesuwały się po zestawie jest ich tzw. rozjeżdżanie. Jest to rozwiązanie skuteczne jednak kosztowne ze względu na utratę metrów często drogiej żyłki i przede wszystkim bardzo czasochłonne i uciążliwe.
Jakiś czas temu przypomniałem sobie o sposobie na śruciny, który generalnie nigdy wcześniej mi się nie sprawdził. Jednak przy zastosowaniu naszego ołowiu działa znakomicie.
Mianowicie po zaciśnięciu śruciny na żyłce, wystarczy obrócić ją o 90 stopni i z wyczuciem lekko docisnąć szczypcami na wysokości zaciśniętego rowka. Powoduje to znaczne zmniejszenie ucisku ołowiu na żyłkę. W zależności od siły poprzecznego dociśnięcia uzyskujemy różny stopień obniżenia oporu przesuwanej śruciny po żyłce. Jeśli zbyt mocno poluzujemy śrucinę i ta samodzielnie „lata” po żyłce wystarczy ponownie docisnąć ją w pierwotnym położeniu szczypiec.
Po kilku próbach szybko nabiera się wprawy i każda śrucina bez najmniejszych oporów przesuwa się po żyłce , co ważne (!) zachowując swoje centryczne umiejscowienie.
Dlaczego ten sposób nie działa w przypadku wszystkich dostępnych na rynku śrucin? W zbyt twardym ołowiu wraz z poprzecznym dociśnięciem powstaje wewnętrzne rozwarcie śruciny i podczas przesuwania tracą one swoje centryczne położenie. Jeśli śruciny są zbyt miękkie następuje deformacja płaszczyzny dociskającej żyłkę i w efekcie przesuwana śrucina odkształca żyłkę (zazwyczaj skręca), w skrajnych przypadkach przecina ją. W większości wcześniejszych prób występowały generalnie wszystkie wspomniane problemy tj. okaleczenia, skręcenia żyłki i niecentryczne układanie się śrucin.
W opisywanym sposobie wartością dodaną będą możliwie precyzyjne szczypce o płaskiej i gładkiej powierzchni dociskającej.
Dzięki tej metodzie moje zestawy przestały być jednorazowe i przede wszystkim przygotowuję je znacznie szybciej. Oszczędzam, także wiele metrów żyłki. Usunięciu podlega wyłącznie odcinek, na którym pierwotnie zaciskam śruciny, a więc nie jest to więcej niż 20 cm.
Im większe śruciny tym do uzyskania pożądanego efektu poprzeczne uciśnięcie będzie proporcjonalnie mniejsze. Przy dużych śrucinach powyżej 0,6-1 g nie potrzebujemy już żadnych dodatkowych zabiegów, ponieważ pierwotnie zaciśnięte przesuwają się swobodnie, bez większych oporów po żyłce.
Kacper Górecki