Działy tematyczne

Fotorelacja z I Memoriału Tadeusza Skalskiego. Kanał Szymoński 15.09.2013

./

Tadeusza Skalskiego osobiście nie poznałem na tyle, by mówić o nim w charakterze choćby dobrego znajomego. Trudno byłoby mi na Jego temat powiedzieć więcej niż kilka zdań, gdyby nie przemowa przed rozpoczęciem zawodów. Mimo to, na podstawie frekwencji z niedzielnych zmagań wędkarskich ku Jego pamięci wnioskować można, że był człowiekiem niezwykle lubianym i szanowanym. 44 zawodników na warunki okręgu Olsztyńskiego to na prawdę zawrotna liczba. Chcąc oddać realia panujące w moim rodzimym środowisku wędkarskim dodam, że na ostatnich mistrzostwach Okręgu, które odbyły się 2 lata temu wystartowało 6 zawodników….

Tadeusza Skalskiego (pierwszy z prawej) spotykałem najczęściej w charakterze przyjaznego sędziego w czasie licznych zawodów podlodowych.

Tadeusz był wieloletnim Skarbnikiem koła Kleń Olsztyn, które obiektywnie mówiąc jako jedyne w okręgu stale rozwija się sportowo. Wracając jeszcze do frekwencji to świadczyć ona może o tym, że chętnych do startów w zawodach nie brakuje. Należy jednak wspomnieć o tym, że dotychczasowe wieloletnie poczynania władz okręgu skutecznie uniemożliwiały jakikolwiek rozwój sportu spławikowego – wręcz go uśmierciły! Na chwilę obecną ze względu na nowy zarząd pojawiła się duża nadzieja na znaczne poprawienie tej beznadziejnej sytuacji.

Mimo towarzyskiego charakteru zawodów sam ich poziom sportowy był niezły, gdyż wystartowali prawie wszyscy liczący się w naszym regionie spławikowcy. Według mnie do „pełnego składu” zabrakło przede wszystkim Pana Andrzeja Rosłana, jednego z najbardziej szanowanych i doświadczonych wędkarzy naszego okręgu. Nie ukrywam, że bardzo się cieszyłem z możliwości rywalizacji na „własnym podwórku” po 4 latach przerwy!

Losowanie okazało się dla mnie bardzo łaskawe, gdyż stanowisko nr. 5 w 15 osobowym sektorze od strony jeziora było samo w sobie dużym bonusem jeszcze przed sygnałem „można łowić”.

Jedno z sąsiednich stanowisk (nr. 7) przypadło dla mojego głównego konkurenta Jurka BLACK HORS Tołoczko :)

Kanał Szymoński jest wodą typowo sportową, obfitującą w małe i średnie ryby, których charakter gatunkowy zależny jest od pogody i pory roku. Łowisko te w każdym przypadku wymaga sprawnego, najczęściej szybkiego odławiania ryb. Wbrew pozorom opanowanie tego typu umiejętności nie jest łatwe i wymaga sporego doświadczenia. Jako, że większość Warmińsko-Mazurskich łowisk posiada podobny wymiar sportowy tutejsi zawodnicy na arenie ogólnopolskiej czy to w spławiku czy wędkowaniu podlodowym lubują się w szybkościowym odławianiu niewielkich ryb.

Z relacji trenujących dzień wcześniej kolegów wynikało, że dominuje niewielka płotka, ukleja i sporadyczne leszczyki. W pełni sezonu, kiedy woda jest cieplejsza kanał opanowują krąpie i leszczyki, którymi uzyskuje się zdecydowanie najlepsze rezultaty wagowe. Im woda chłodniejsza tym więcej jest płoci i uklei.

Osobiście ze względu na charakter zawodów porzuciłem uklejówki i postanowiłem przygotować się pod szybkościowe łowienie płotek i ewentualne doławianie leszczyków.

Na drobnicę w tym roku znakomicie spisują mi się zanęty Philippe D’Heilly stąd i tym razem jako bazy użyłem 2 kg zanęty Canal, do której dodałem po pół kg kopromelasy i epiceine oraz odrobinę pieczywa fluo. Zanęta Canal jest bardzo podobna do Gardona, lecz bardziej klejąca i pozbawiona cząstek windujących co na mazurskie kanały jest cechą bardzo pożądaną.

Zanętę nawilżyłem wstępnie w sobotni wieczór, nad wodą domoczyłem ją do konsystencji na prawdę tęgiej. Ze względu na licznie pływające statki i żaglówki na to łowisko zanęta musi być bardzo ciężka i zwięzła przez co dociążyłem ją 4 paczkami gliny Double Leam Rzeka wcześniej odpowiednio dowilżonej i z trudem przetartej na 3mm sicie.

W celu ujednorodnienia całość wspólnie przetarłem na 4mm sicie, po czym dodałem 200ml parzonej pinki. Oddzielnie w 4 kg Double Leam Rzeka przygotowałem pół kg jokersa, którego chcąc uśmiercić i dodatkowo związać z gliną potraktowałem sporą garścią bentonitu. Nie miałem zamiaru nęcić samą gliną z jokersem lecz dodawać to w niewielkiej ilości do mieszanki z zanętą.

Wszystkiego generalnie było na styk z limitem z tego względu, że w przypadku środkowego sektora zamierzałem nęcić przez 4 godziny dwa miejsca – 9 i 13 metr. Dobre losowanie sprawiło, że z dużą pewnością zdecydowałem się na nęcenie jednego punktu 9m od brzegu.

Uważam, że na mazurskich kanałach i ogólnie przy szybkościowym łowieniu niezależnie od metody ważniejsze od zanęty jest precyzyjne dobranie sprzętu od wędki po haczyk!

Jako główne narzędzie „walki” wyznaczyłem dwa 6-metrowe baty, na których odpowiednio założyłem zestawy 2 i 3g zbudowane na żyłce o średnicy 0,148. Co bardzo ważne obie wędki wyposażyłem w tzw. wklejki, co przy łowieniu drobnicy uważam za konieczność. Spławik do połowu drobnej płotki batem powinien być raczej smukły, wydłużony w kierunku antenki. Raz, że stawia mniejszy opór niż typowa bombka, a dwa pozwala płynnie zacinać brania niewielkich ryb. Na „szóstki” założyłem optymalne moim zdaniem spławiki Niwa J2.

Sukces w budowie zestawu na Kanał Szymoński tkwi w jego prostocie – oliwka (najlepiej blokowana za pomocą rurek sylikonowych), którą można swobodnie przesuwać i duża śrucina nr 1 lub 2 (około 0,25-,0,30g). Tak banalną budowę zestawu determinują dwa czynniki:

– zestaw ma możliwie szybko lecieć do dna,

– im mniej śrucin tym mniejsze ryzyko plątania.

Tak zbudowany zestaw nie sposób splątać, dlatego też nie zrobiłem nawet jednego zapasowego.

Na baty 5 i 7 metrów trafiły przypadkowe zestawy, gdyż te wędki miały stworzyć jedynie tło utrudniające sąsiadom łatwe określenie mojej taktyki. Po części rozłożyłem je też z powodu nadmiaru wolnego czasu.

Z oczywistych względów zamierzałem zastosować przypony 15cm, lecz w pogotowiu w przypadku pojawienia się ławicy leszczyków miałem też opcję 30cm. Teraz opiszę chyba najważniejszy element zestawu, a mianowicie haczyk! Przyznam się, że jeszcze przed tygodniem nie znałem modelu, który byłby optymalny na mazurskie kanały. Klasyczny do szybkościowego łowienia hak milo r163 ma nieco za cienki drut, który swoją sprężystością powoduje spięcia tuż po zacięciu. Kolejny kształtem nadający się model milo r303 jest zdecydowanie „za tęgi” na małe rybki, które niechętnie go połykają czego efektem są liczne niezacięte brania. Moje poszukiwania zakończyły się sukcesem w postaci haczyka Trabucco PRO SWORD 410!

Model ten posiada 3 cechy haczyka optymalnego do pewnego, szybkiego łowienia drobnych ryb:

– długi trzonek konieczny do sprawnego odpinania ryb,

– bardzo twardy, a zarazem stosunkowo cienki drut – to właśnie tego mi brakowało,

– grot lekko skierowany do środka – małe ryby najczęściej haczą się za pyszczek i w przypadku takiego ułożenia grotu ilość spiętych ryb ogranicza się do minimum.

Jako, że za przynętę służyć miały pinki i fifisy w ilości 2-3 sztuk przygotowałem przypony na haczykach nr. 16, 18 i żyłce 0,10.

Podsumowując uważam, że o zanętę, sprzęt i taktykę zadbałem w należytym stopniu, dzięki czemu mogłem ze spokojem skoncentrować się na samym łowieniu.

Wróćmy jeszcze na chwilę do samych zawodów. Najmocniejszy moim zdaniem był środkowy sektor, w którym po cichu liczyłem na wygraną Jarka…

Do innych faworytów tego sektora należeli doświadczeni i obłowieni na tej wodzie Tomek Kupren, Wojtek Sokolnicki, Irek Szyc oraz „najszybszy” bat Warmii i Mazur Tadeusz Wiziecki!

Sektor C miał tylko jednego głównego faworyta – Andrzeja Łapińskiego, który wylosował prawie zamykające stanowisko nr. 42. Niestety Basia o tym nie wiedziała i błysk fleszy w czasie zawodów pominął jego osobę.

10 minut przed sygnałem „nęcenie” rozpocząłem przygotowanie kul. Zdecydowałem, że przygotuję ich 10 o wielkości pomarańczy , z czego trzy będą mało ściśnięte, a pozostałe tak jak to robię na rzekę. Do kul trafiła niewielka porcja pociętych czerwonych robaków uprzednio rozprowadzonych w glinie z jokersem.

Tuż przed sygnałem minutą ciszy uczciliśmy pamięć Tadeusza,

…po czym przystąpiliśmy do nęcenia.

Zgodnie z oczekiwaniami od pierwszych minut wszyscy zawodnicy holowali liczne płotki i ukleje, sporadycznie trafiały się 100g leszczyki. Zdawałem sobie sprawę, że to nie początek zadecyduje o końcowej klasyfikacji, a spokojne, konsekwentne i systematyczne budowanie wyniku przez całe 4 godziny. W związku z tym pierwsze 30 minut poświęciłem na sprawdzenie optymalnej przynęty, gruntu, momentu i techniki zacięcia ryby. Jednocześnie bacznie obserwowałem sąsiadów, czy przypadkiem nie pojawią się liczne leszczyki lub ukleje. Tych drugich było na prawdę dużo, lecz w moim sektorze nikt nie zdecydował się na ich łowienie bardzo krótką alborellą.

Myślę, że po około 20 minutach byłem już dość optymalnie wpasowany i zacząłem bardzo sprawnie odławiać płotki i sporadyczne ukleje, które przechwytywały zestaw. Najwięcej brań miałem z haczykiem ustawionym tuż nad dnem i oliwką oddaloną 15cm od przyponu. Zgodnie z oczekiwaniami najskuteczniejszą przynętą były 3 fifisy na haczyku nr. 16.

Wstępna analiza sytuacji potwierdziła moje przypuszczenia, że do zwycięstwa sektorowego potrzeba będzie wyniku z przedziału 7000-9000 pkt. W praktyce oznaczało to odławianie 30-40 pkt na minutę co dać mogła 1 płotka lub 3 ukleje.

Jeszcze przed upływem pierwszej godziny zauważyłem, że praktycznie wszystkich moich sąsiadów gubił wędkarski mit o mazurskich kanałach mówiący o tym, że donęcać trzeba jak najczęściej i jak najgłośniej, a przez ukleje przebijać się należy bardzo ciężkim zestawem (3-4g) ze skupionym obciążeniem. Owszem takie metody są tutaj skuteczne, ale wówczas gdy kanał opanowują nienapasione krąpie i „chlapaki”… Płotki od plusku wpadającej kuli wyraźnie odskakiwały, a ciężkie zestawy nie pozwalały ich skutecznie zacinać. Mnie osobiście najlepiej przypasował zestaw dwu-gramowy.

Uklei tego dnia nie można było unikać nawet na długich batach, gdyż pozwalała utrzymać odpowiednie tempo budowanego wyniku tuż po przepływających tego dnia licznych jachtach. Wynoszona przez nie zanęta i robaki rozpraszały na kilka chwil płotkę pobudzając do żerowania ukleje. Zawodnicy stosujący ciężkie zestawy w tych okresach notowali dziesiątki pustych zacięć agresywnie żerujących srebrnych rybek. Po kilku jachtach, które przepłynęły przez moje łowisko zauważyłem, że donęcenie dwoma bardzo twardymi kulami z małą ilością robaków powodowało, że płotka nie odskakiwała od dna. Warunkiem było jednak donęcenie jednej kuli tuż przed statkiem i jednej tuż po jego przepłynięciu!

W okresach ciszy, gdy brania słabły, a jachtów nie było w zasięgu wzroku donęcałem kulkami z mieszanki zdecydowanie mniej ściśniętej. Uważam, że podawanie wówczas mocno zbitej zanęty nie interesowało ryb, które wabił nie plusk, a odrywające się od kul cząsteczki spożywcze. Oczywiście takie donęcanie stosowałem bardzo rzadko i tylko w przypadku kiedy na horyzoncie nie było widać statków.

Druga i trzecia godzina napawały mnie sporym optymizmem. Zacinałem 90% brań, praktycznie nie spinałem ryb i z moich wyliczeń wynikało, że z pewnością utrzymuję tempo 30pkt-35pkt na minutę. Zawodnicy w moim sektorze łowili wyraźnie mniejszym tempem, za to częściej holowali leszczyki. Wydaje mi się, że było to związane z prowadzeniem przynęty po dnie. Od drugiej godziny dość regularnie odławiał je mój sąsiad Łukasz Lenkowski i siedzący dwa stanowiska w lewo Jurek Tołoczko. O ile ten drugi doławiał niewiele to Łukasz radził sobie bardzo dobrze w miarę sprawnie doławiając płotki. Mimo to nie uległem presji i nie zjechałem przynętą na dno. Uznałem, że będę konsekwentnie trzymał się przyjętej taktyki.

W ostatniej godzinie na dobre rozszalały się pływające statki i łowisko zdominowały ukleje. Jeśli nie byłyby to zawody towarzyskie z pewnością ostatnie 60 minut łowiłbym 3m uklejówką. Jako, że alborelli nawet nie miałem przygotowanych postanowiłem utrzymać do końca tempo łowiąc 2, 3 ukleje na minutę co 6m batem nie jest wbrew pozorom łatwe. Między licznymi srebrnymi rybkami co jakiś czas udało się odławiać płotki, które dalej przebywały w łowisku, lecz były mocno rozproszone w smudze wynoszonej przez statki zanęty.

Po 4 godzinach zmagań nie miałem do swoich poczynań żadnych zastrzeżeń, bo chyba wszystko zagrało; taktyka, sprzęt, zanęta i co bardzo ważne koncentracja od początku do końca zawodów. Mimo to nie miałem pewności zwycięstwa sektorowego. Bardzo skuteczny obok mnie Łukasz wykazał się na prawdę sporymi umiejętnościami i obłowieniem. W głowie nasuwało się pytanie czy zwycięstwo da moja regularność czy leszczyki sąsiada.

Zawodnik na otworku notuje wynik 5090, potem 2420, 4150 dopiero wynik Łukasza 6535pkt wydaje się bardzo przyzwoity. Na moim stanowisku waga wskazuje 8075 pkt. (zdjęcie poniżej) potwierdzając, że opłacało się być konsekwentnym! Okazuje się, że do końca sektora jeszcze tylko dwóch zawodników uzyskało wynik w granicach 5000 pkt. Jurek z wagą 3955g zajmuje ostatecznie 8 lokatę w sektorze.

Środkowy sektor okazał się być najrówniejszym i zgodnie z przewidywaniami najmniej rybny. Zdecydowana większość zawodników uzyskała wynik w granicach 3-4kg, a zwycięzcą okazał się Tadeusz Wiziecki z wagą 4,5kg. Mój czarny koń Jarek uplasował się na 6 pozycji.

Zwycięzcą sektora zamykającego zgodnie z oczekiwaniami został Andrzej Łapiński (8400pkt), który podobno całe zawody przełowił 2-3m uklejówką. Oczywiście jednocześnie zdobył 1 miejsce w klasyfikacji generalnej.

Po smacznym obiedzie i prawie godzinnych towarzyskich rozmowach przyszedł czas na uhonorowanie zwycięzców i pamiątkowe zdjęcie wszystkich uczestników.

Podsumowując Tadeusz Skalski może być dumny z tego, że pamięć o Nim pozwoliła zorganizować największe i najlepsze zawody wędkarskie na Warmii i Mazurach w ciągu ostatniej dekady. Prawdopodobnie Memoriał stał się też przełomem dla sportu spławikowego w regionie, który w niedzielę z dużym impetem odbił się od dna na jakim spoczywał od kilku lat. Zawody te z pewnością pozostaną imprezą cykliczną i myślę, że popularnością z czasem dogonią chyba największe tego typu przedsięwzięcie w Polsce czyli Memoriał Remigiusza Czajkowskiego w Inowrocławiu.

Pełne wyniki I Memoriału Tadeusza Skalskiego

Kacper Górecki

stopka informacyjna
© 2024 Górek-Gliny – Wędkarstwo Wyczynowe
Projekt strony internetowej Studio DEOS